Obowiązek i odpowiedzialność



 Chciałabym, nawiązując do poprzednich postów, pokazać, że kiedy już odnajdziemy siebie i zaczniemy żyć w zgodzie ze swym wnętrzem, należy  powrócić "do świata" i próbować żyć w nim, nie zapominając o swym Ja. Postawą, według mnie, priorytetową jest więc nie tylko pokora, ale i obowiązkowość i odpowiedzialność. Dzięki temu relacja ze światem i innymi ludźmi, którzy kiedyś być może wszystko wymuszali i nas "wiązali", stanie się czysta i pełna akceptacji.

          
  Zastanawialiście się kiedyś, czym dla Was jest obowiązek? Obowiązkowość w dzisiejszym świecie kojarzy się z czymś bardzo negatywnym i wcale mnie to nie dziwi. Nieustannie zostajemy do czegoś przymuszani. To oczywiste, że bunt rodzi się, kiedy ktoś zmusza nas do tego, czego nie rozumiemy. Jednak życie i doświadczenia najczęściej sprawiają, że zaczynamy zastanawiać się nad problemem obowiązku. Jako ludzie, istoty myślące i zdolne do refleksji, mamy szansę przeanalizować czy wszystko, do czego jesteśmy zobowiązani jest dobre dla nas, albo dla innych. Jeśli dochodzimy do wniosku, że tak to równocześnie chcemy to kontynuować i co ważniejsze robimy to świadomie.
            Na przykład szkoła, do której w młodości chodziło się z przymusu. Nauka nie była wcale ważna, uczyliśmy się tylko, bo tak trzeba. Ale gdy zaczynamy budować własną osobowość i mieć jakieś zainteresowania, rysuje się przed nami sens obowiązku, który wcześniej był czymś strasznym. I nagle chcemy iść na przykład na studia i zdobywać wiedzę na dany temat. Obowiązki narzucane przechodzą metamorfozę i obowiązkowość w stosunku do nauki jest naszym priorytetem i wychodzi z nas samych, a nie świata zewnętrznego.
            Tak dzieje się z obowiązkami, które kiedyś postrzegaliśmy jako złe i narzucane. W toku rozwoju własnej świadomości jedne przyjmujemy do własnego „kodeksu moralnego”, inne zupełnie odrzucamy.
            Ja jednak nie chcę mówić o tego typu obowiązkach. Kiedyś powiedziałam do Mamy: ja to lubię mieć dużo obowiązków, bo jak nic nie robię to się rozleniwiam.
            Oczywiście chodziło mi o obowiązki związane z tym, co lubiłam w szkole. Czasem były miesiące, gdzie nic się nie działo, aż tu nagle na moją głowę spadało kilka konkursów literackich i wielbiony przeze mnie Konkurs Tolkienowski. Niby masa obowiązków, a ja się w nich pławiłam, bo „miałam co robić”.
            Lecz to wciąż nie ta obowiązkowość o jakiej chcę napisać. Przytaczam różne przykłady rozumienia obowiązku, ponieważ myślę, że samo słowo ma dzisiaj wbrew pozorom szerokie zastosowanie. Ostatni przykład odpowiedzialności i obowiązku jest dla mnie najważniejszy i już od dawna chodzi mi po głowie, żeby o nim opowiedzieć.
            Tak naprawdę bowiem, kiedy słyszę słowo „obowiązek” mam przed oczami największy i najwspanialszy obowiązek, jaki miałam zaszczyt wypełniać przez pewien okres swojego życia. Okres chyba najburzliwszy i najbardziej rozmaity pod różnymi względami – dzieciństwa i dojrzewania. Niestety zaledwie kilka miesięcy temu owy obowiązek został jedynie słodkim wspomnieniem…
            Miałam cudowne zwierzątko. Miała na imię Fredzia i była tchórzofretką. Piękne maleństwo, które przez 8 latek swojego życia było pod moją opieką. Traktowałam ją jak część życia. Byłam do niej przywiązana, czasem wydawało mi się, że bardziej niż do domowników. Musiałam po niej sprzątać, karmić ją. Martwić się, kiedy wyjeżdżałam na wakacje. Tęsknić. Płakać, kiedy chorowała. Czasem się denerwowałam, gdy pogryzła gumową część od aparatu, albo poroznosiła opakowania chusteczek higienicznych po kątach w całym domu. Czasem się śmiałam, patrząc jak dostaje „głupawki” i podskakuje na dywaniku.
            Był to ogromny obowiązek, któremu nigdy nie nadałabym czarnych barw. Obowiązek, który ja rozumiem jest czymś słodkim, czymś wspaniałym. Jest ogromnym oddaniem siebie i swojego czasu innej istocie. Obowiązek jest czymś, co dajemy z własnej woli. Zobowiązując się wobec kogoś oddajemy mu część siebie. Uważam, że nie ma nic piękniejszego niż poświęcenie się dla Innego.
            Nie mówię, że mój obowiązek względem Fredzi wypełniłam w stu procentach dobrze. Być może, gdybym od początku przywiązywała większą uwagę do tego, co zwierzątko je, dziś nie musiałabym oglądać jej zdjęć ze ściśniętym sercem, a głaskać mięciutkie futerko i główkę, którą oparłaby na mojej dłoni… Jednak wiem, że to, co jej dałam zawsze będzie jednym z moich najpiękniejszych wspomnień.
            Tym jest obowiązek. To bezwarunkowe, bezinteresowne oddanie się drugiej istocie – czy to osoba czy zwierzę. Właśnie Fredzia mnie tego nauczyła – prawdziwego pojęcia obowiązku. Nie tego, do czego nas ktoś zmusza, a co sami na siebie bierzemy z miłości do Drugiego, albo z pragnienia zrealizowania czegoś. Wiem dziś, że obowiązek względem Innego to rzecz piekielnie ważna dla życia każdego człowieka. Mając kogoś pod opieką czujemy się odpowiedzialni, a zarazem dumni z tego, że ktoś może na nas polegać. Lecz daje to zarazem świadomość, że i my jesteśmy pod czyjąś opieką. Nie ma to nic wspólnego z podleganiem komuś.
            Najpierw rodzice mają względem nas wspaniały, rodzicielski obowiązek, przez jakiś czas nauczyciele, wychowawcy, przyjaciele, aż wreszcie partner lub partnerka. Nie jesteśmy pod ich uciskiem, to nie więzienie. Zobowiązujemy się w stosunku do siebie, poświęcamy się. Nie poniżamy. Jesteśmy posłuszni wobec obowiązku, jaki ma względem nas Druga osoba.
            Napiszę o tym jeszcze więcej. Póki co zaznaczę tylko, jak ogromną rolę odgrywa w tym Bóg. Sama bym nie pomyślała, że kiedyś do tego „dotrę”, a jednak…
            Jesteśmy pod opieką Boga, prawda? Ma więc względem nas niewypowiedziany obowiązek, a my względem Niego. Musimy być Mu posłuszni. Posłuszeństwo zaś nie wynika z uległości i naiwności, a pełnej świadomości i pokory. Tego uczy nas Bóg. Pokory. To słowo staje się powoli moją obsesją. Szukam drogi, która naucza coraz większej pokory. Przyjęcie takiej postawy sprawia, że nie musimy z niczym walczyć, poddajemy się, a zarazem wzmacniamy. Jesteśmy prawdziwie silni wewnętrznie ze świadomością, że mamy kogoś, kto sprawuje nad nami opiekę. Z wdzięczności za nią jesteśmy mu posłuszni. Z wdzięczności za nią kochamy.
            Wdzięczność, pokora, obowiązek, odpowiedzialność, opieka.
          
  I właśnie w słowie KOCHAM CIĘ jest to wszystko zawarte. Oddanie, poświęcenie się Drugiemu. Dla tego warto żyć. Głęboko pragnę w to wierzyć. Słyszeć to i wypowiadać.

Komentarze