Głęboki wdech


 Obejmij chwilę

Pamiętaj

Jesteśmy wieczni
Tool - Parabola

Głęboki wdech

            Odkąd pamiętała towarzyszyły jej smutek i zgorzkniałość. Żyła przeszłością. W niej znalazły się zarówno chwile przyjemne, jak i złe, jednak wspominanie każdej przysparzało niewyobrażalny ból. Raz o to, że radości z dawnych dni, z młodości, nigdy nie powrócą, a raz o to, że spotkało ją w życiu tak wiele zła.
            Kładła się spać właśnie z tą myślą. Z żalem do siebie o takie rozpamiętywanie. Po tak wielu latach dotarło do niej, że to co namiętnie sobie przypomina przecież nigdy nie powróci. A co z teraz? Rozłożyła ręce. Co ma robić teraz, jeśli nie uporczywie myśleć o przeszłości, albo z lękiem patrzeć w przyszłość? Co ma robić w tej właśnie chwili?
            Zasnęła, a ostatnia myśl krążyła jej po głowie niczym natrętna mucha. Odpłynęła w nicość z radością. Z radosną pustką w głowie. Pustką, jakiej nie potrafiła osiągnąć na jawie.

            Obudził kobietę okrutny swąd. Spalenizna. Zerwała się z łóżka i krzywiąc się uchyliła drzwi od pokoju. Wyjrzała przez nie, zaciskając palce na nosie. Przerażona cofnęła się o krok. Za drzwiami zalegała tak gęsta mgła, że nie sposób było dojrzeć czegokolwiek poza nią. Czy to nadal mój dom? Zastanawiała się, drżąc na całym ciele. Sięgnęła po szlafrok leżący na fotelu pod oknem, nasunęła na nogi puszyste kapcie i weszła we mgłę. Ogarnął ją niewyobrażalny chłód. Próbowała iść tak, jakby była w swoim domu, korytarzem aż do kuchni, jednak mgła nie znikała, a kuchnia wcale się nie pojawiała. Dopiero po chwili zorientowała się, że pod nogami ma suchą ziemię. Kilka kępek trawy było sztywnych i pokrytych szronem.
- Jest tu ktoś? – zapytała kobieta, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.
- Halo…? – powtórzyła, trąc zmarznięte ramiona. Z przerażeniem oglądała się wokół z nadzieją, że zobaczy jakieś światło.
            Jednak nic się nie pojawiało i nikt nie odpowiadał. Mgła gęstniała u stóp, a chłodny wiatr rozwiewał białe włosy kobiety. Z bijącym szybciej sercem wzięła w palce kosmyk włosów. Siwe, siwe włosy! Niemy krzyk wydobył się z jej ust. Wszystko zawirowało, mroczki pojawiły się przed oczami. Dała kilka kroków do przodu, czując pod stopami pokrytą szronem trawę.
            Z którejś strony, nie wiedziała czy z przodu czy z tyłu, dobiegł ją odgłos uderzania czymś drewnianym o metalową powierzchnię. Monotonne stukanie. Przelewająca się woda. Coś bulgoczącego tak głośno, że tworzyło bąble, które pękały.
- Kto tu jest? – drżącym głosem zapytała kobieta, próbując iść za tajemniczymi dźwiękami. Zawiał mocniejszy wiatr. Jej szlafrok zafalował, a mgła… rozwiała się w sekundzie, jakby ktoś o ogromnych płucach dmuchnął na nią.
            Kobieta dostrzegła źródło dziwnych dźwięków. Resztki mgły odsłoniły ogromny, sięgający jej do piersi kocioł. Był cały czarny i wisiał na grubych łańcuchach przymocowanych do belek przewieszonych nad paleniskiem. Ogień na pierwszy rzut oka wydawał się normalny. Buzował nad kotłem trzeszcząc, jednak po chwili przybyła zauważyła w nim niebieskie smugi. Co jakiś czas żywe kolory płomieni zamieniały się w trupioblade i niebieskie. Wyglądało to jak wieczna bitwa pomiędzy ogniem życia, a ogniem śmierci. Z osmolonego od dołu kotła buchała gorąca para, czasem wylewając z niego przezroczystą ciecz.
- Jest tu ktoś…? - szepnęła wystraszona kobieta, podchodząc niepewnie do kotła. Zanim zdążyła do niego zajrzeć, zorientowała się, że wielka, drewniana chochla porusza się w środku.  Jednostajnie uderzając o brzegi.
            Kobieta zamrugała oczami. Wcześniej jej nie było? Czy wcześniej nie widziała…
            Zgarbiona starucha, trzymająca chochlę w kościstych dłoniach zmroziła ją zamglonym spojrzeniem. Chociaż była przygarbiona, wychudzona i pomarszczona, z niezwykłą siłą mieszała w kotle.
- Kim jesteś…? – zapytała cicho kobieta, drżąc na całym ciele. Starucha mlasnęła ustami, a następnie przemówiła chrapliwym głosem:
- To ja powinnam zapytać ciebie.
            Kobieta zamrugała oczami.
- Ja wyszłam z pokoju i… - obejrzała się za ramię wierząc, że gdzieś za sobą zobaczy drzwi. Tam jednak, w nieskończoność, rozciągał się las o ciemnozielonych drzewach. Ich soczysty kolor przypominał o ulewie, która przed chwilą przeszła. Powietrze pachniało szyszkami i wilgotnymi liśćmi oraz ziemią.
- Nie ma… - mruknęła zdezorientowana kobieta. – Nie wiem skąd się tu wzięłam. – zmarszczyła brwi, karcąc siebie za głupotę. – Czy to sen?
            Starucha nie przerywając mieszania odpowiedziała:
- Jak idziesz na zakupy też przerażona pytasz: czy to życie? – zarechotała, ukazując kilka wykrzywionych zębów. Wielka kurzajka pod jej okiem podskoczyła.
- Ja bym tak robiła. – dodała, kręcąc głową. Miała długie, splątane włosy o nieodgadnionym kolorze. Przywodziły na myśl wszystkie leśne kolory – od zieleni drzew, przez wyblakłe liście na ziemi, po jej obfitą czerń. Wyglądały jak złożone właśnie z tych elementów. Opadały na czarną, nieforemną szatę staruchy.
- Co tu robisz? – zapytała więc kobieta, przysuwając się bliżej i zaglądając do kotła z zaciekawieniem. Wodnisty płyn tworzył wir, dzięki nieustannie kręcącej się w nim chochli.
- Pielęgnuję chwile. – odpowiedziała staruszka, tym razem uśmiechając się dobrodusznie.
- Jakie chwile? Czyje? – kobieta zmierzyła ją nieokreślonym spojrzeniem, opatulając się szlafrokiem i przebierając z zimna nogami.
- Wszystkie chwile. Twoje rzecz jasna. – starucha wzruszyła ramionami.
            Kobieta cofnęła się o krok, dreszcz przebiegł po jej plecach.
- Słucham? Nic z tego nie rozumiem!
- Ależ w tym nie ma nic do rozumienia dziecko… Pielęgnuje twoje chwile całą noc, żeby w dzień móc je wyławiać. – cierpliwie wyjaśniła staruszka z chochlą.
- I co z nimi robisz?
            Cisza zaległa pomiędzy nimi ciężka niczym głaz, a podmuch wiatru przywiódł do ich nozdrzy wilgotny zapach lasu.
- To ciebie powinnam o to zapytać. – powiedziała w końcu starucha.
- Co robię…
- Co robisz z chwilami, które dla ciebie łapię z tego kotła?
            Co za beznadziejny sen.
- A co mam z nimi robić?! Przecież one po prostu są.
- Są do przeżycia. Każda z tych chwil.
- No i co z tego?!
            Kobieta poczerwieniała ze złości, ale chłodny wiatr szybko ostudził jej złość. Starucha odchrząknęła.
- Widziałaś ten ogień? – wskazała wykrzywionym palcem z długim paznokciem pod kocioł. Przybyła kiwnęła głową.
- Pomarańczowy jest ciepły. To dobre chwile. To znaczy będą dobre, jeśli dobrze je przeżyjesz, wykorzystasz. – wytłumaczyła spokojnie. – Jeśli przedziera się niebieski ogień, kocioł staje się zimny.
- I co z chwilami?
- Losuję ostatnią.
- Nie masz na nie wpływu?
- To one mają wpływ na mnie. Nigdy nie wiem jaką chwilę wylosuję. Jeśli pomarańczowy ogień przygasa, tamten zajmuje jego miejsce. W każdej chwili mogę wylosować twoją ostatnią chwilę.
            Kobieta jeszcze raz zajrzała do kotła. Nic nie wskazywało na to, żeby były w nim jakieś chwile.
- Ile ich wszystkich jest?
            Starucha zaśmiała się donośnie, kręcąc głową z politowaniem. Przybyła poczuła, jak mokra ziemia pod jej stopami przesiąkła przez kapcie. Zaczęła nerwowo dreptać w miejscu.
- Zastanawiałaś się czemu jest tu tak mokro? – spytała staruszka i nie czekając na odpowiedź, wyjaśniła:
- Kiedy losuję chwilę w tej głębokiej chochli – wyciągnęła ją na ułamek sekundy. – Wylewam ją na ziemię. Wtedy wsiąka w nią. Wtedy należy do ciebie. Przeżywasz ją tak jak chcesz i tyle ile chcesz.
- Ale taka nadmierna wilgoć nie jest dobra.
- No nie jest. To twój największy problem. – pociągnęła nosem. – Myślisz, że chce mi się tu stać po kostki w wodzie…? Przez całą wieczność?!
- To przecież nie moja wina, że te chwile tu wsiąkają.
- Ależ oczywiście, że twoja. – prychnęła starucha.
- Ile ty masz lat? Nie ważne zresztą. – machnęła ręką, poirytowana. – Wszystkie chwile, które od dawna tu wylewam nie zdążyły wyschnąć, bo ty bez przerwy je rozpamiętujesz. Potem pada ten przeklęty deszcz pół nocy, bo tobie wiecznie chce się myśleć o tych chwilach, które były. One na nowo wsiąkają, a ty na nowo o nich myślisz…
            Starucha pokręciła głową, marszcząc się ze złości.
- Tak, właściwie dobrze, że przyszłaś, może wreszcie coś z tym zrobisz.
- Ale jak? – pisnęła przerażona kobieta. – To nie moja wina…
- Przygotuj główkę na nowe chwile. – postukała się po czole długim paznokciem. – Uwierz, że każda pojedyncza chwila jest tak samo soczysta jak te wszystkie twoje rozpamiętywane. Ale do kroćset! Jak już minie to daj jej wyschnąć, bo zawsze po niej przychodzi następna. I tak w kółko.
- No ja wiem, że tak jest…
- Teraz wiesz. – fuknęła staruszka. – Każda miniona chwila to miniona chwila. I mówimy jej do widzenia. No chyba, że jest miła i czasem warto o niej pomyśleć. Ale nie marnuj tych nowych. Bo nic innego poza nimi nie masz. Nie masz przeszłych, ani przyszłych. One są jedyne i niepowtarzalne.
- Postaram się, ale…
- Cicho mi tu. Szanuj chwile dziecko. Wiem co mówię, znam się na tym. I wiem, że ten niebieski ogień dosyć często bierze górę nad pomarańczowym.
            Kobieta trochę przestraszona zakryła usta ręką.
- Ja cię nie będę ostrzegać kiedy wylosuję z kotła ostatnią chwilę twojego życia. Bo sama nie wiem kiedy to nastąpi. Równie dobrze może to być dziś rano, albo za dziesięć lat, albo za pięćdziesiąt.
            Starucha przymknęła oczy, urywając nagle. Zaczęła mruczeć przez zaciśnięte wargi jakąś melodię. Zerwał się potężniejszy wiatr, ale ten był cieplejszy. Gdzieś nad lasem pojawiła się jasna, słoneczna łuna. Kobieta, wpatrzona w buzujący pod kotłem pomarańczowy ogień, cofnęła się o kilka kroków. Starucha rozmyła się w powietrzu, ale chochla nadal się kręciła swoim monotonnym ruchem. Mgła zaczęła rosnąć. Kocioł znikł, jednak wypełniona po brzegi przezroczystym płynem chochla, wychyliła się na zewnątrz. Chwila wypłynęła leniwie na ziemię i szybko w nią wsiąknęła.
            Kobieta potknęła się o coś i runęła na plecy, czując pod nimi mokry piasek.
            Otworzyła oczy, czekając aż obraz się wyostrzy. Dopiero po kilku długich sekundach była w stanie dostrzec biały sufit, a później poczuć pod sobą twardą podłogę w korytarzu.
            Usiadła, łapiąc się za głowę przerażona. Naszły ją mdłości, ale szybko je pokonała kilkoma głębokimi wdechami. Wstała, zdjęła szlafrok. Był cały mokry i oblepiony ziemią. Stanęła przed lustrem, blada jak śnieg, z podkrążonymi oczami, ale odmieniona. Wciągnęła głęboko powietrze czując przepływającą przez siebie chwilę, która wsiąka w każdą komórkę jej ciała, wypełnia ją, a potem odchodzi powoli, aby zrobić miejsce kolejnej.
           

Chwilo…

            Wybacz mi każda Chwilo moją ignorancję. Wybacz mi, że nie zajmowałam się Tobą wystarczająco, nie zwracałam na Ciebie uwagi. Wybacz mi, że myślałam o minionym, zamiast cieszyć obecnością. TERAZ. Wybacz mi, że myślałam o przyszłości i bałam się, lękałam tego, że samotność nadal będzie moim największym przyjacielem i wrogiem zarazem. 
            Zmieniłam się. Zupełnie, jakbym narodziła się na nowo. Wymazana przeszłość, czysta karta przyszłości, którą zamaluje chwila obecna, aby zamienić w zapomnianą przeszłość. Czy jest coś złego w niepamięci? Czy dzięki temu możemy bez obawy oddać się przeżywaniu chwili? Tak, moja Chwilo, trwaj. I trwaj Chwilo następna. Kiedyś byłam na tyle świadoma własnej obecności, że widziałam te momenty, te Chwile, jak na obrazku. Przesuwały się, niczym w kalejdoskopie, mijały. Jedna zastępowała drugą, a przyjemność z poprzedniej szła w niepamięć. Odczuwałam pulsujące życie, życie wszystkiego wokół. Chwila wypełniła mnie, dała się przeżyć z całym swoim słodkim miąższem, a potem podarowała następną, i następną, i następną…
            Chwile nadchodzące, bądźcie właśnie takie! Nie zignoruję żadnej z Was. Nie w tym świecie, nie w tej rzeczywistości, gdzie czas nie ma żadnego znaczenia. Tutaj Chwile mogą trwać sekundę albo godzinę i zawsze, zawsze!, przeżywane są od początku do końca z taką samą pasją. Nie można zmarnować żadnej, bo wyciągane z wielkiego kotła, nie są nieskończone. Kiedyś nadejdzie ta chwila zwana „ostatnią” i odchodzimy w nieznane, przeżywając ją, a nawet o tym nie wiedząc. I będę powtarzać każdemu, kogo spotkam:
            Chwila to jedyne co masz. Wypełnij nią siebie, przeżyj i zastąp nową. Tego potrzeba w życiu. Stare chwile szybko się przejadają, robią się zgniłe i śmierdzące, bolą w duszy, ranią ją i zmiękczają. Dlatego usuwajcie je, nie rozpamiętujcie, nie przeżywajcie na nowo. Już się przeżyły, i to nie raz! Dajcie im odlecieć! Odetchnijcie świeżym powietrzem, łapiąc kolejną z Chwil. Traktujcie je z szacunkiem, cieszcie się nimi, żeby potem nie przepraszać minionych, że nie poświęciło im się zbyt dużo uwagi. Nie da się ich powtórzyć i nie ma sensu przywoływać.
A oddychanie ze świadomością przeżywania niepowtarzalnej, nowej Chwili, stanie się w końcu codziennością. Jeśli ktoś by mnie teraz zapytał ile trwa i czym właściwie jest szczęście, odpowiem bez wahania… że szczęście nie jest krótkotrwałe, bo trwa w Chwili obecnej. Czyli zawsze. Zawsze i wszędzie. Bo każda kolejna chwila jest naszym „tu i teraz”.
Z wyrazami szacunku,
Człowiek



_____________________
Kolejne opowiadanie z motywem ognia - dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę, przy pisaniu był to czysty przypadek :) Pozdrawiam!

Komentarze