Święta Góra - Alejandro Jodorowsky
„Kiedy woła cię Głos,
Rozbierz się z całej swojej światowości
I idź na szczyt góry.”
~Indiański wiersz
Masz swoją
Świętą Górę? Jest bardziej metaforyczna czy może istnieje naprawdę? To
prawdziwa góra wymagająca wspinaczki czy symboliczny pagórek w środku Lasu…?
Wiedz, że jakakolwiek by nie była, to wciąż Święta Góra – twoje święte miejsce,
przestrzeń, w której możesz pozwolić sobie na spotkanie z Cieniem.
Zapytasz o
co chodzi z tym Cieniem i dlaczego używam takich słów, zaczynając pisać o jednym
z najsłynniejszych (jak nie najsłynniejszym) surrealistycznym filmie na
świecie. Jeśli jeszcze nie słyszałeś o „Świętej Górze” Alejandra Jodorowsky’ego
to myślę, że warto wybrać się w fascynującą filmową i duchową podróż. Bo
uwierz, że film sam w sobie dostarcza rozwiązania wielu duchowych dylematów,
nad którymi być może właśnie teraz się głowisz. A oprócz tego jest wymagającym
intelektualnie dziełem, obfitującym w doznania wizualne oraz muzyczne. Tego
trzeba doświadczyć. Cześć podróży!
Czy Święta
Góra jest związana z religiami, tradycjami i ludowymi wierzeniami? I tak i nie.
To, jak wymienia Alchemik w filmie: indyjska góra Meru ze złotymi zboczami,
Karakorum w Himalajach, czy góra kabalistyczna w St. Juan de la Cruz… Wszystkie te góry i
wszelkie inne, które wydobyć można z legend (jak polska Ślęża), stanowiące
mityczny Axis mundi – kosmiczną oś świata, zarazem są Świętą Górą, jak i żadna
z nich nią nie jest. Mit wyszedł poza Słowo, legenda przekroczyła granicę
rzeczywistości. Święta Góra tu jest i każdy może ją odnaleźć, dotrzeć do wrót
bogów, punktu przejścia i przybliżyć się do sacrum. Osiągnąć – jak to
postanowili bohaterowie filmu Jodorowsky’ego – nieśmiertelność.
Lecz czym
właściwie okaże się ta nieśmiertelność i czy jest możliwa (również droga do
Świętej Góry) dla nas, zwykłych śmiertelników, oglądających film (często
budzący wrażanie odrealnienia, albo śmieszności)? Na to pytanie musisz
odpowiedzieć sobie sam. Tymczasem zobaczmy kim są wybrańcy, wyruszający na
poszukiwanie ostatecznego sekretu istnienia. Wszak są oni tak samo jak my
niezbyt zorientowani w sytuacji oraz święcie przekonani, że osiągną
nieśmiertelność (początkowo dla ziemskich korzyści i bogactwa).
Na samym
początku poznajemy więc Jezusa, a
raczej postać do złudzenia go przypominającą. Wydarzenia zaczynają się dosyć
okrutnie i chaotycznie. Mamy typowo surrealistyczne obrazy, mrówki wychodzące z
rąk, niczym w Psie Andaluzyjskim, ptaki wyfruwające z serc, śmierć na krzyżu,
nawet krótką drogę krzyżową. Jest też Karzeł bez nóg, Wielki Cyrk Ropuch i
Kameleonów, przekrój zapijaczonego społeczeństwa. Ciekawa scena z odlewami Jezusa na krzyżu, który budzi się wśród
swoich podobizn i po prostu… płacze. Wszystko wypełnia bogata symbolika już od
pierwszych minut, do ostatnich. Film można właściwie oglądać po kilkanaście
razy i poznawać znaczenia owych symboli. Nie zawiodą! Naprawdę warto się
przedrzeć przez gąszcze metafor zaserwowane w genialny sposób przez reżysera.
Nie tylko pod względem obrazów i scen, ale także ludzi. Pozostałymi bohaterami
są bowiem osoby odzwierciedlające największe zepsucia naszego świata. Ach,
jakże ponadczasowy to film!
Poznajemy
siedem osób, kolejno każdą z planet – warto zwrócić uwagę na owe planety. Nie
wymieniona zostaje Ziemia, Słońce i Merkury. Śmiem tu dodać, że Ziemią jest Jezus, Merkury to kobieta z tatuażami, a
Słońcem Alchemik. Pozostali reprezentują najgorsze przyzwyczajenia naszego
świata: zdominowanego przez pieniądze, kicz i rządzę władzy. Ich historie
obrazują zatem świetnie kwitnący przemysł wojenny, tworzenie z dzieci
marionetek systemu, sztukę nastawioną na zysk i szokowanie, wszelkie produkty
pomagające zmienić własne ciało na takie, jakie byśmy je chcieli mieć… Żadna z
postaci nie budzi sympatii. Są odbiciem wszystkiego tego, co widzimy rosnące w świecie,
ale o czym wolimy nie wiedzieć. A jednak to właśnie ich Alchemik werbuje na
wyprawę na Świętą Górę. Okazuje się następnie, że każdy, choćby nie wiem jak
zepsuty, jest w stanie przejść dogłębną przemianę. Nawet jeśli tylko jej
końcowe zyski były celem przystąpienia do podróży. Każdy kolejny krok budził w
nich coś, co mogłabym nazwać Świętą Cząstką, która stopniowo rozszerzała się i
powiększała, całkowicie eliminując z bohaterów światowość, w którą byli odziani
przez całe swe życie.
Praca
włożona przez Alchemika w całkowitą przemianę tej dziewiątki, wraz z naszym
pociesznym Jezusem, budzi niezwykłe
emocje. Cały proces można porównać do powolnego budzenia w sobie świadomości
życia. Tutaj został on przyspieszony i uwypuklony poprzez eksperymenty takie,
jak… przemiana fekaliów w złoto. Alchemik mówi do Jezusa: jesteś ekskrementem,
lecz możesz przemienić się w złoto. Później dodaje: Ryba myśli o głodzie, nie o rybaku. To mistrz, który widzi swojego
ucznia. Śmiem to zinterpretować w taki sposób, że przede wszystkim w drodze
przemiany widoczny jest konkretny cel: zaspokojenie rządzy odkrycia tajemnicy,
albo po prostu bogactwa czy władzy. Mistrz zaś ciągnie nas niczym rybak za
wędkę, lecz nie jesteśmy w stanie od razu zrozumieć, gdzie zmierzamy. Należy
sobie uświadomić cienką, niewidzialną Jaźń, Podświadomość, prowadzącą naszą
duszę Drogą ku Prawdzie.
Po tym, jak
bohaterowie pozbywają się swojej ziemskości: palą pieniądze i swoje podobizny,
wyruszają w podróż, która jest nie mniej fascynująca, niż ich zmagania w
magicznej siedzibie Alchemika. Podczas drogi poznają swoje słabości i lęki, są
zmuszeni stawić im czoła. Grób to wasze
drzwi do odrodzenia. Alchemik każe im uśmiercić samych siebie. Można
powiedzieć za Mistrzem Eckhartem: wyzbyć się całkowicie swojego Ja, całej
światowości, upustynnić się. W filmie jest znakomita scena, w której Alchemik
liczy uczestników wyprawy, dochodzi do wniosku, że wszyscy są, ale jednego
brakuje. Mówi: utonął i wskazuję
balię z wodą. Każdy podchodzi do niej, widzi swoją twarz na drżącej tafli i
potwierdza: utonął.
Nie jestem w stanie opisać ponadczasowości
tego filmu, dlatego już na przykładzie powyższej sceny możecie być sami w
stanie ją ocenić. Nie ma sytuacji, słowa, gestu i postaci bez znaczenia. Obfity
w ważne lekcje jest fragment, kiedy ekspedycja zbliża się do Świętej Góry
dociera do baru Panteon, który
okrzyknięty został najlepszą częścią świata. To tam zatrzymali się wszyscy
podróżnicy, próbujący dotrzeć na Świętą Górę. Zastanówmy się jak wielu z nas
właśnie tam utknęło: w poszukiwaniu samego siebie, Prawdy, oświecenia,
tajemnicy życia… Myśląc, że dotarliśmy do sedna poprzez narkotyki, siłę fizyczną
(syndrom mogę wszystko), poezję
(mającą wytłumaczyć Wszystko). U stóp Świętej Góry można doznać złudzenia i
wpaść w pułapkę. To jak tkwienie w wiecznej Baśni, z ponownym zamknięciem oczu.
To tkwienie w świecie mitu i niechęć przekroczenia go, w przeciwieństwie do niezłomności
wyprawy Alchemika, kontynuującej swoją wędrówkę.
Wszystko,
co dzieje się w filmie jest zobrazowaniem drogi, jaką każdy człowiek przechodzi
przez swoje życie. Poszukiwanie sekretu
wymaga od nas jednak wielu poświęceń. Zmierzenia się nie tylko z
zewnętrznością, ale i (przede wszystkim) samym sobą. I to właśnie nasi
bohaterowie osiągnęli. Stanęli twarzą w twarz nie tylko ze swoimi lękami, ale i
całym swym Cieniem…
Znów ten
Cień. O co mi właściwie z nim chodzi? Przecież w filmie nie było o nim
wzmianki, a i zakończenie nie mówi nic o jakiejś walce z czarnymi mocami.
Uśmiecham się na myśl o zakończeniu i zanim napiszę o nim parę słów
zaprezentuję wam Cień:
[…] spotkać się ze swoim Cieniem, „Osobistą ciemnością” nazywaną przez
prof. A. Wiercińskiego „antypersoną” – dotyczącą naszej „ciemnej masy doświadczeń”,
które to w wyniku kulturowych przetworzeń przejęły postać smoka, monstrum –
Szatana, Minotaura – i przeciwko którym mysta ma stanąć.[1]
Nie tylko
bohaterowie filmu Jodorowsky’ego poznali swój Cień i poszukiwali. Ich droga
jest naszą drogą i celem zarazem ku osiągnięciu czegoś, co nazwałabym Wyjściem
Poza: siebie, świat, rzeczywistość. To osiągnięcie idealnej pozycji dystansu,
spojrzenie na wszystko czystym, niezmąconym wzrokiem. Obserwacja tego, co jest
i dostrzeżenie w tym prostej, wręcz banalnej żywotności. Życia.
I teraz
warto zapytać: czy Wyjście Poza jest równocześnie wejściem na szczyt Świętej
Góry? Osiągnięciem celu? Rozwikłaniem „tajemnicy”? Czy zawiodę teraz kogoś
mówiąc, że Święta Góra nie ma szczytu, albo że to my nim jesteśmy? I że nie ma
żadnej wielkiej tajemnicy? Oczywiście nie musicie tego traktować jako jedynego
rozwiązania, bo nie uważam, aby faktycznie nie było nic poza tym, co w nas –
Święta Góra i jej szczyt istnieją zarówno w formie mitu, jak i w
rzeczywistości. Możecie znaleźć sobie swoją świętą przestrzeń i chodzić tam
każdego dnia, medytować lub modlić się. Sama mam swoją Świętą Górę – i jakby
tego było mało mam też Świętszą Górę, dzięki którym uczę się o sobie i
eksploatuje możliwości swojego Ducha. Najważniejsze jednak jest przenieść ową
realność i mityczność w głąb własnego istnienia i uświadomić sobie swoją
ważność.
Wróćmy na
chwilę do filmu, który pięknie podsumuje moje rozważania. Bohaterowie
zgromadzeni przy kamiennym stole tuż u podnóża swojej góry oczekują na
wyjaśnienia od Alchemika. Przed chwilą, ukrywając się w zaroślach, widzieli
przy tym stole jakichś mnichów odzianych w białe płaszcze. Mędrców. Gdy
podchodzą bliżej z zamiarem zaatakowania ich okazuje się, że to kukły. Ach! Kto
się domyślał?! Wszyscy się śmieją– to nasze miejsca, to my nimi jesteśmy!
Siadają i czekają na rozwiązanie, na tajemnicę. Czy wy też czujecie to napięcie
w każdej części swojego ciała?
Reżyser osiągnął coś niezwykłego, co
z punktu filozoficznego (tfu! wyżej – duchowego), już nie tylko filmowego,
uważam za absolutny geniusz i perfekcję. Nie tylko przedstawił Drogę ku Świętej
Górze, czas przemiany, doświadczenia i samopoznania, ale też nauczył nas
Wyjścia Poza. Mówię tu już o końcówce filmu, której z oczywistych powodów nie
zdradzę. To bowiem nie koniec podróży, nic
nie ma końca. Czy pomylę się, jeśli powiem i to z wielką pewnością, że film
„Święta Góra” to najbardziej trzeźwo opisujący rzeczywistość film, jaki
powstał? Bo co jest bardziej rzeczywiste niż Życie jako takie? I tylko
wychodząc Poza, dając krok do tyłu, uwalniając się od złudzeń – od Mai, przełamując iluzję jesteśmy w
stanie to dostrzec. Symboliczne wejście na szczyt może być spojrzeniem na życie
i na samych siebie z dystansu.
Święta
Góra, do której bohaterowie dążyli miała swój szczyt. I każda inna góra, nawet
ta najbardziej osobista też go ma. Tym szczytem jesteśmy my sami – z każdej
strony, zarówno jako Boskość - Energia, jak i Cień - Szatan. Święta Góra ofiaruje
nam rozwiązanie tajemnicy, nakazuje Wyjść Poza samych siebie w każdej postaci,
a co za tym idzie zaakceptować całą
swoją ludzką formę. Aby wreszcie z otwartym Trzecim Okiem oglądać
rzeczywistość. Och… bardziej rzeczywistą niż kiedykolwiek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Bonus w postaci pozostałych plakatów "Świętej Góry"~~~~~~~~~~~~~~~~
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)