Wartość rozmowy

     Wystarczy już, że masz trochę doświadczeń w „niczym niezmąconym trwaniu” lub jesteś w trakcie nauki prawdziwego życia - tak jak ja, bo choć to nie jest prosta droga to jak najbardziej wykonalna. Ale wystarczy też samo to, że przeczytasz wszystko do końca, a w twojej głowie zapali się zielone światełko – za jakiś czas pojmiesz o czym mowa. Nie musisz być oświeconym mędrcem, żeby rozmawiać. Nasuwa się więc kolejne pytanie: jak to „rozmawiać”? Może nie zabrzmi to profesjonalnie, ale odpowiedź na to pytanie powstała w mojej głowie zaledwie kilka dni temu i właśnie wtedy zrozumiałam, jak wielka jest wartość prawdziwej rozmowy niepolegającej na ocenianiu innych, plotkowaniu i gadaniu o wszelkich nic nieznaczących treściach, które wypełniają nasze życie codzienne.
            Ludzie nie istnieją, aby słuchać innych tylko z nimi rozmawiać, żyć we wspólnocie. Już za chwilę udowodnię, w jaki sposób zabija się w nas umiejętność rozmowy.
            Zaczyna się od szkoły, a kończy na rozkazach wydawanych przez szefa w pracy. Słuchasz i nikt nie oczekuje od ciebie odpowiedzi. Wprawdzie już w domu, kiedy jako mały berbeć biegałeś za mamą, byłeś zmuszony słuchać jej rozkazów i nakazów. Z góry narzucone zostały ci pewne normy. Oczywiście są potrzebne, wręcz konieczne, aby każdy znał podstawowe zasady życia w społeczeństwie. Problem polega na tym, w jaki sposób te zasady – w większości - są przekazywane… rozkazami, a nie spokojnym wytłumaczeniem, dlaczego jest tak, a nie inaczej, traktując małą istotkę nie jak „dzidzię”, a człowieka. Bo czy nie ludźmi jesteśmy wszyscy, niezależnie od wieku?
            Różnicę w przekazywaniu wartości można z łatwością dostrzec w kościele, kiedy ksiądz, czy ktokolwiek prowadzący mszę, mówi do zgromadzonych. Mówi i mówi i niewiele osób go tak naprawdę słucha – część jest tam z przymusu, inni przez tradycję, czy przyzwyczajenie. Ktoś próbuje im wtłoczyć do głów jakieś zawiłe przykazania i przypowieści, które w dodatku za każdym razem się powtarzają. Szkoda, że ludzie niewiele się uczą. Nie dość, że nie umieją słuchać, to jeszcze z rozmową u nich problem. Odwrotną sytuację widać wśród uczniów siedzących po turecku wokół swojego mentora, który… z nimi rozmawia. Niczym Sokrates na ateńskim rynku zadaje pytania, dopóki sami nie odnajdą w sobie odpowiedzi na nie.
            W dzisiejszym świecie rozmowa zmienia się najczęściej w wymianę elektronicznych zdań. W dodatku ludzie zdobyli bardzo złe nawyki podczas przebywania w towarzystwie: albo słuchają potulnie jak owieczki, albo próbują zanudzić innych czczą gadaniną, która nie wnosi nic, oprócz ich wyolbrzymionego punktu widzenia, a jeszcze inni obrażają się, kiedy nikt się z nimi nie zgadza. Na podstawie własnych obserwacji, stwierdzam, że przebywanie z ludźmi powinno opierać się na prawdziwej rozmowie – wymianie zdań, pytań, prób poszukania na nie jednej odpowiedzi. Bo głęboko wierzę, że odpowiedzi nie ma wielu. Jest tylko jedna i tylko w nas.
Oczywiście milczenie to najdoskonalsza z form, ale sam przyznaj – niewiele jest osób, z którymi możesz milczeć i nie nastąpi zjawisko tak zwanej „niezręcznej ciszy”.
            Do czego jednak zmierzam w tych pokręconych rozważaniach o rzeczy, którą wydawałoby się, każdy zna i wykonuje dobrze? Zmierzam do tego, abyśmy rozmawiali o wszystkim. Abyś ty rozmawiał, żebym ja sama zaczęła rozmawiać. Naprawdę o wszystkim. Nie wstydźmy się swojego zdania, umiejmy godzić się z błędami i przyjmować nowe poglądy. Nie bójmy się zmian i odrzućmy wszelką cenzurę. Nie mówię, że to proste. Mi samej czasem przychodzi to z trudem. Mimo tego z każdym dniem staram się uczyć nie tylko przyzwyczajania do zmian, ale i wyrabiam własny tok myślenia, pogląd na świat, który nie musi się każdemu podobać, równocześnie nie będąc fałszywym. To proces, który rozgrywa się długo. Nigdy na zawołanie nie staniemy się spokojni wewnętrznie i gotowi do zmian. Na zawołanie nie otworzymy się na ludzi, nie nabierzemy odwagi do wyrażania siebie. Dlatego też warto docenić cierpliwość i uczyć się jej każdego dnia. Już teraz. Tylko cierpliwością i małymi kroczkami można cokolwiek osiągnąć. Przeciwne rzeczy dają niestety krótkotrwały efekt… A więc i nauka rozmowy będzie wymagać naprawdę dużo pracy od każdego z nas.
            Czemu w ogóle zaczęłam uważać rozmowę za tak ważną? Nigdy tak nie było, wolałam przemykać niczym cień pomiędzy ludźmi i wciąż mi ciężko się przemóc, żeby powiedzieć coś, co ciśnie się na język - nawet jeśli jest to ważne, albo (powiedzmy) mądre. Wiem natomiast, że dzięki rozmowom i wymianie nawet zwykłych informacji, będę o wiele bogatsza wewnętrznie. Okazało się, że im więcej rozmawiam z ludźmi, nie tylko z tymi nowo poznanymi, ale i starymi znajomymi czy rodziną, tym bardziej dostrzegam, że każda z tych osób jest takim samym człowiekiem jak ja. To niesamowite uczucie, bo zazwyczaj tego nie dostrzegamy. Spod warstwy ubrań, mającym nadać tej osobie „styl”; z jakiś nieciekawych opowieści, mającym jej nadać „osobowość” i masy innych rzeczy, którymi każdy z nas się otacza i zasłania… Spod tych warstw wyłania się prawdziwa osoba, tak podobna i tak wewnętrznie czysta. Czysta… świadomość?
           Każdy może nauczyć się rozmawiać „naprawdę” i podchodzić do siebie nawzajem z dużą dozą otwartości i uśmiechu. Jeśli będziemy rozmawiać z innymi, aura świadomości roztoczy się także na nich. Powoli ten promień światła zacznie się powiększać i obejmować coraz większe ilości ludzi, którzy zrzucą maski, zdejmą ciemne okulary, odsłonią zasłony i staną się prawdziwi. Musicie tylko rozmawiać i przestać oceniać siebie nawzajem. Subtelnie przekonywać każdego po kolei, że tylko świadome życie da mu spokój i przyniesie zrozumienie… wszystkiego.

Komentarze