Kajdany przeszłości

            I są takie momenty w życiu, w których szamoczesz się w sobie bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy wszystko wydaje się tak małe i niepotrzebne, że jedyne, co przychodzi ci do głowy to odpłynięcie w krainę snu i oddzielenie swojej duszy od ciała. Uwolnienie jej, chwilowe zapomnienie o cielesności, o obowiązkach dnia codziennego, o tym wszystkim, co cię wiecznie krępuje. O tych, którzy sami nakładają ci na dłonie kajdany, nawet o tym nie wiedząc, bo sami mają ich już tyle, że czołgają się po ziemi, a ich twarze przypominają betonowe figury. Widzicie siebie i nie potraficie określić, jak to się stało, że wszystko wygląda tak, a nie inaczej. Kiedy przegapiliśmy TEN moment, w którym powinniśmy się obudzić i kroczyć do życia samodzielnie. Moment wyrwania się z opiekuńczego uścisku rodziców, ich miłości i pomocy, moment ucieczki od narzucanych szkolnych zasad. Zastanawiasz się czy i ty go przegapiłeś? Czy wciąż tkwi w tobie coś, co nie pozwala kroczyć do przodu, cieszyć się każdą chwilą i umieć kajdany przetopić na schodki ku byciu lepszym?
            Pomyśl czy ta chwila, która zabrała ci siebie samego, przywiązała cię do swojego ciała, uwięziła w nim, zakneblowała, już minęła czy jest przed tobą. Pomyśl czy czujesz się przez kogoś ukrzyżowany. Pomyśl czy ty sam kogoś nie ukrzyżowałeś – swoim postępowaniem, zachowaniem, słowami.
            Zrozum, że to nie była jedna chwila, a tysiące chwil, które trwają nieprzerwanie, także teraz. I może właśnie teraz masz jakieś kajdany na rękach. Popatrz: kajdany są tym, co ludzie, otoczenie, narzucają nam już od samego urodzenia. Kajdany… brzmi to strasznie negatywnie, prawda? Bo czy to nie przez nie, nie czujesz się często dobrze i pragniesz ucieczki z tego życia? Kajdany to nie tylko obowiązki, które uważasz za niepotrzebne, ale też wszelkie zdarzenia, osoby, które cię ciągną w dół (nawet jeśli już minęły, a ty wciąż o nich rozmyślasz). Musisz zauważyć, że ich nie da się zdjąć. Te kajdany są częścią ciebie – wspomnienia, historie, których wolałbyś nie pamiętać. Przekuj je na twoją własną historię, mitologię ciebie. Historię twojego stawania się tym, kim jesteś teraz. Wszystko, co się zdarzyło dało ci pewną wiedzę, nowy obraz, nowe słowo o życiu i tobie samym. Pamiętaj, że ty sprzed dziesięciu lat jesteś tą samą duszą, co teraz. Czas minął, a ty wciąż dźwigasz te same kajdany!
            Nie możesz ich zrzucić. Nawet jeśli osoba, która ci je założyła przyjdzie i powie: przepraszam, zdejmie je i wyrzuci, to na twoich nadgarstkach pozostaną czerwone pręgi. Nic cię nie uwolni od przeszłości. Tylko i wyłącznie akceptacja. Twoje kajdany, których się nie pozbędziesz, musisz teraz przetopić na wielkie schody. Każde doświadczenie jest schodkiem w górę – schodkiem do większej wiedzy, do Świadomości i do Boga.
            Powiem ci jak możesz zacząć przetapiać swoje kajdany, jeśli tylko zechcesz słuchać. Pamiętaj, że nie jestem głosem z oddali, tylko z twojego wnętrza. Wszystko, co cię otacza domaga się porzucenia smutku. Spójrz na Świat. Spójrz, jak on oddycha pomimo tylu ton betonu, fabrycznych oparów i spalin. I podnieś swoje kajdany, nawet jeśli wydaje ci się, że nie jesteś w stanie ich uradzić – zrobisz to. Przecież te kajdany są zupełnie metaforyczne.
            I teraz skup się. Każda z tych kajdan to odrębna historia. Twoja przeszłość. Zdarzenia i uczestniczący w nich ludzie. Niektórzy to ci, przez których teraz cierpisz. Niektórzy to ci, którzy cierpią przez ciebie. Musisz zaakceptować to wszystko, co się wydarzyło. Nazwać to, opisać i podgrzewać ogień swojej prawdziwej duszy. Za każdym razem, kiedy zaakceptujesz jedną historię, którą symbolizują kajdany, twój wewnętrzny ogień zapłonie bardziej. Kajdany zaczną się topić!
            Wiesz po czym poznasz, że twoja przeszłość nie ciągnie cię w dół? Nagle poczujesz się silniejszy i lżejszy. Kajdany nie będą ściągać cię nieustannie w dół. W rozpamiętywanie, smutek i ból. Historie będą w tobie, ale nie tak żywe i emocjonujące, jak wtedy. Będą gdzieś daleko, wyblakłe. I czasem wspomnienie ich wciąż będzie wywoływać małe ukłucia bólu, ale to nie będzie dla ciebie tak ważne. Nie będziesz potrafił się już nimi zadręczać. Naprawdę. Przejdzie ci na to ochota.
            Kajdany stopią się tworząc kolejne stopnie w górę. Możesz wchodzić wyżej, coraz bardziej wolny. Ale nie zrażaj się, kiedy się potkniesz i spadniesz stopień w dół, albo dwa, albo i dziesięć stopni i więcej! Wszyscy spadamy. Nieustannie. Ale kiedy już spadniemy okaże się, że ten stopień jest bardzo znajomy. Te uczucia, ten ból, związany z kajdanami, którymi dany stopień był. Poczujesz, że nawet jeśli inny problem zepchnął cię w dół, to wciąż odczuwasz podobne emocje. Rozpoznajesz je i potrafisz sobie z nimi poradzić, nawet jeśli wiesz, że to będzie wymagać czasu. I w końcu ponownie wbiegasz wyżej, bogatszy o doświadczenia.
            Pamiętaj, każdy upadek już kiedyś się zdarzył. I z każdym jesteś w stanie sobie poradzić. Każdy cię umocni. Każdy zaczyna się od ciemności, a kończy na jasności.
            Od teraz możesz każdy ze stopni budować na bieżąco. Codziennie wznosisz się wyżej, bogatszy duchowo. Czasem możesz mieć wrażenie, że stoisz w miejscu i nie masz siły na żaden ruch. Nic w tym strasznego! Są dni, w których budujesz więcej stopni niż w ciągu tygodnia. Są też takie, kiedy jeden stopień zajmuje ci dużo czasu. Dni, tygodnie, albo i miesiące. Musisz pamiętać o odpoczynku. Dać się uformować swojej duszy. Pogoń za wyżynami duchowymi wcale nie jest twoim celem. Wciąż żyjesz w świecie i to z niego czerpiesz doświadczenia o tym, jak stawiać kolejny krok.
            Nie możesz więc nic przegapić. Pozostań czujny i świadomy. Pozostań sobą w każdej sytuacji, a wszystko, co kiedyś wydałoby ci się obowiązkiem, albo żmudną robotą, przetop od razu na schodek. Wiesz już przecież, że obowiązki wobec kogoś mogą uszczęśliwić innych, a dla tego warto żyć; obowiązki mogą też pomóc ci nauczyć się czegoś, co wykorzystasz w przyszłości.
            Moment, nad którym się głowisz. Moment, w którym powinniśmy się obudzić, jest właśnie teraz. Nie teraz, czyli o tej konkretnej godzinie z taką czy taką datą w kalendarzu. Teraz, czyli ciągle. Nieustannie masz szansę na stawianie kolejnego stopnia. Jeśli nie czujesz się na siłach – odpoczywaj, oddaj się spokojowi, który tkwi w naturze, szukaj bodźców, ale nie rozpaczliwie, a spokojnie i cierpliwie. Płyń. Żyj.
            Nie zapominaj, że każda chwila jest wartościowa. Nie myśl o tym, gdzie dojdziesz po stopniach, które stawiasz. Uwierz, że będziesz tak pochłonięty każdym, pojedynczym krokiem, że zupełnie nie będzie cię to interesowało. Spójrz raczej na to, co tworzysz wokół siebie, kiedy codziennie pozostajesz świadomym swojego życia i jego wartości. Spójrz na to, jak zmieni się Świat, gdy twoje kajdany zmienią się w schodki. Zobaczysz go wtedy z dystansu. Jako całość, jako zbiór pewnych ilości, wartości, mnogości. Jako coś wyższego i niepojętego. I pamiętaj – patrz na Świat. Nie w górę. W górę idziesz, ale idziesz tam dla siebie i dla Świata. Tworzysz Świat swoim dobrem, które rozkwita w tobie ilekroć podgrzewasz swój wewnętrzny ogień. Ludzie, których mijasz są takimi samymi jak ty. Oni też zmagają się ze swoimi schodami. Jedni żmudnie je budują, inni przetapiają kajdany, a niektórzy nie potrafią się jeszcze na to zdobyć.
            Zastanawiasz się, jak im to pokazać? Chcesz może wciągnąć ich na swoje schodki, pokazać piękno Świata i powiedzieć – ty też tak możesz… Ale pamiętaj, że każdy z nas jest inny i inaczej będzie zajmował się swoim wnętrzem. Jedyne co możesz zrobić to wspomagać każdego, kogo spotkasz. Zachęcać do szukania w sobie wolności i zauważenia w sobie tego, co Niewypowiadalne.
            Twoje schody znajdują się wśród ludzi, w Świecie. Ty także w nim jesteś. Nie patrz w górę. Słońce będzie razić cię w oczy. To, o którym wiesz bez podnoszenia wysoko głowy, bez „zadzierania nosa”, bez pychy, jest tylko W TOBIE. To nad nami, wokół nas i pod nami niech pozostanie w górze, cokolwiek ta Góra oznacza. Nie patrz w górę. Z pokorą buduj to, co masz wokół siebie. Skup się na jasności, którą masz w sobie. Jeśli zechcesz ujrzeć tą wielkość gdzieś na górze, uniesiesz się pychą i spadniesz o kilka stopni. Daj jej istnieć za tobą i w tobie. Spójrz w głąb siebie, jeśli chcesz się z nią spotkać.
            Patrz przed siebie. Trzymaj innych za ręce i pomagajcie sobie nawzajem wchodzić wyżej. Nie spychajcie się, nie wzlatujcie ku górze. Patrzcie przed siebie. Za horyzontem chowa się słońce, aby rozbłysnąć nocą w naszych duszach, przyjść do nas w snach. Nie patrzcie na słońce, bo porazi was w oczy. Bóg jest w nim i jego moc skrywana uczy pokory. Przyjdzie do nas sam, jako jasność, którą w sobie odnajdziemy.
            Ona tam jest. Po prostu jest i nic więcej. Tylko od ciebie zależy, co z nią zrobisz.

Komentarze