O walce z "drugą naturą"
To siebie nigdy nie spotkałam, siebie której twarz wykleja wnętrze mojego umysłu
S. Kane - Psychoza 4.48.
Dramaty Sary, jak wiadomo bazowały na rozpaczliwej walce duszy z ciałem... Ale ta walka i ta nieustanna negacja sprawia, że nie dostrzegamy Jedności:
W nic bowiem w świecie nie wierzę tak głęboko, żadne inne wyobrażenie nie jest mi tak drogie jak wyobrażenie jedności, jak pogląd, że cały świat jest boską jednią i wszelkie cierpienie, wszelkie zło polega tylko na tym, że my, poszczególni ludzie, nie czujemy się już nieodłącznymi cząstkami tej całości, że Ja przydaje sobie zbyt wielkie znaczenie.
Walka - z czymkolwiek, a szczególnie ze swoją wyimaginowaną "drugą naturą" (= naszą cielesnością, pożądliwością, grzesznością) nie jest istotą świadomego
życia. Jest nią akceptacja. Absolutnie nie namawiam do walki, chcę wręcz od niej odwodzić.
Nikt świadomie nie walczyłby z czymś, co nie istnieje.
Doszłam bowiem do wniosku, że
„druga natura”, którą posiada każdy człowiek i która często sprawia nam
cierpienie wcale do nas nie należy. Jak więc można z nią walczyć? To tylko coś
z zewnątrz, co zasłania prawdziwych nas, nasze prawdziwe wnętrze, definiuje
nas, jako takich, a takich. Druga natura wynika z zachowań, które przeczą
świadomemu życiu. Towarzyszy nam dopóki nie uświadomimy sobie jej istnienia. A
jak już do tego dojdzie? Trzeba rozpocząć walkę? Wyrzekać się wszystkiego, co
było zaprzeczeniem świadomości? Z odrazą patrzeć na tych „nieobudzonych”? Być
może taką postawę się przyjmuje idąc za hasłami typu „życie to ciągła walka” etc. A może i ja mogłabym tak o sobie
powiedzieć? Kiedyś moim mottem były słowa św. Augustyna z Hippony „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą”. W
pewnym momencie okazało się jednak, że to nie do końca prawda. Nastawienie na
„walkę” w takim rozumieniu z reguły automatycznie otwiera w nas agresję, chęć
wygranej, same negatywne uczucia. A przecież nie tego chcemy! Nie tego
chciałam. Zatem po uświadomieniu sobie istnienia takiej „drugiej natury” i zrozumieniu,
że jest tak naprawdę fikcyjna, nie można przybierać roli wojownika z
obusiecznym mieczem. Tylko zaakceptować fakt, który mówi: nie ma żadnej drugiej
ciebie, nie ma nikogo poza, jesteś tylko ty i tylko te myśli, wszelkie inne
wynikają z przyzwyczajeń, obowiązków i innych czynników zewnętrznych. Nie są
tobą i ty nie jesteś nimi.
Jednak zastanowiłam się też nad
tym, czy człowiek bez tej drugiej natury
byłby w ogóle człowiekiem. W dzisiejszych czasach właśnie tak się to postrzega.
Nikt nie wyprze się jakiejś przyjemności nawet, jeśli zna jej złe konsekwencje
– np. pije za dużo alkoholu, choć wie jak to się skończy. Wyrzekanie się
przyjemności, albo innych rzeczy, które dzisiaj czynią nas "ludźmi", byłoby w
pewnym sensie ujmą. Ale czy na pewno? Czy można żyć bez tej drugiej, fałszywej
osobowości, podpowiadającej, że rolą człowieka jest uleganie pokusom? Można. A
nawet trzeba. Po zrozumieniu, że tak naprawdę nie ma z czym walczyć, nie ma
czemu ulegać i przed czym stronić – bo sami potrafimy zapanować (nawet
nieświadomie) nad swoim zachowaniem i potrzebami. I tak jak się robi z
negatywnymi emocjami – gdy je sobie uświadomimy, znikają. Kiedy sobie
uświadomiłam fałsz „drugiej natury”, która w momencie złości, utracenia
kontroli nad sobą, mówiła „pieprzyć to,
dzisiaj masz prawo zgrzeszyć”, pojęłam, że ona wcale nie istnieje. I nikt
mną nie kieruje, bo sama decyduję o tym, co zrobię, a czego nie. Nie mam z czym
walczyć. Walka nie ma sensu.
Na początku
poznawania drogi świadomości usiłuje się właśnie walczyć z pewnymi schematami.
Lecz to niestety tylko je podsyca.
Mimo
wszystko zrozumienie tego, co napisałam w pewnym poście, że życie w
świadomości to ciągła walka z drugą naturą, nie musi od razu sugerować
prawdziwej walki. To trochę pułapka słowna – każdy ma inne wewnętrzne definicje
słowa walka. Dla mnie nie musi
oznaczać w pełni tego, co dla was, ani na odwrót. Pisząc wspomniane zdanie w
ogóle nie miałam na myśli prawdziwej walki, bo już wtedy zdawałam sobie sprawę
z siły poddania się. Bardziej chodziło mi o tą drugą naturę tkwiącą w
człowieku, jak taki mały chochlik, z którą przecież trzeba coś zrobić... No i
cóż? Wiem, że nic nie wiem. Krok po kroku uświadamiałam sobie, że droga do świadomości to nie
walka z drugą naturą tylko uzmysłowienie sobie, że żadna druga natura nie
istnieje.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)