Dwa światy tworzące jeden - część druga



Z jakiegoś powodu cała otaczająca nas rzeczywistość powstała. Ludzie potrzebują bowiem życia we wspólnocie, ze względu na różnorodne umiejętności, które posiadamy, a które w znaczny sposób ułatwiają nam egzystencję. Tworzymy różne przedmioty, pomagamy sobie nawzajem. Teraz wynagrodzeniem za dane umiejętności są pieniądze. To właśnie one stały się siłą napędową każdego działania. Środkiem do celu, jakim jest posiadanie coraz to większej ilości przedmiotów, najczęściej tych zupełnie niepotrzebnych. Dzięki wiedzy, jaką osiągnęliśmy na przestrzeni wieków potrafimy robić niesamowite rzeczy, doświadczenia. Poznajemy historie sprzed setek lat, tajemnice pradawnych ludów, których życia nie przysłaniały zdobycze techniki i naukowe odkrycia. Niestety dziś nauczyliśmy się dzięki nim niszczyć, a nie tworzyć. Zasłaniać to, co prawdziwe tym, co wytworzone. Rzeczywistość zlała się z duchowością, nawet ją przysłoniła. Zobacz, jak wygląda życie na naszej planecie. To, gdzie ludzie zmierzają, jakie mają cele i aspiracje. Gdzie jest w tym prawda, jedność, dobro i piękno? Czy ludzie tak bardzo umiłowali wyimaginowany cel i porządek wszelkiej rzeczy w świecie, że nie dostrzegają, w jak niewiarygodny absurd się wplątali?
            Taki mianowicie, że ich najgłębsze Ja, prawdziwa duchowość - ta, która mówi nam rzeczy absolutnie pewne, a zarazem takie, które ciężko przekazać innym – została zastąpiona przez poukładany świat materialny. To on stał się ich myślami, a ich myśli tym światem.
            Cały czas mam w głowie „Rok 1984” Orwella. Jeśli znacie tę książkę, łatwo możecie dostrzec powiązania z tym, co wyżej napisałam. Ludzie, w których głowach istnieje niczym niezmącona miłość do Wielkiego Brata, a ten jest jedyną stałą, do której mogą się odnieść. Zbiorowe szaleństwo. Zbiorowy solipsyzm, czyli właściwie zaprzeczenie solipsyzmu. Jeden organizm… choć nie do końca – wielka, nieważna masa, po której ktoś nieustannie depcze. Czy nie wygląda to znajomo? Już teraz możesz znaleźć w swoim własnym prywatnym słowniku nowomowę. Jak wiele wyrazów znaczy coś zarazem pozytywnego, jak i negatywnego? Wmawiając sobie, że wariat, albo chory jest wyrzutkiem społeczeństwa, samo uznanie cię za wariata będzie obrazą, a gdyby tak spojrzeć na swoje dziwactwa z dystansu i potraktować je jako po prostu część siebie, zaakceptować i pokochać? Czy słowo nie nabierze pozytywnego wydźwięku? Słowa są tylko i aż słowami.
            Nasz świat, to świat, w którym 2 + 2 = 4. Wyobraź sobie, że pierwsza dwójka to nasza duchowość, a druga to świat materialny, powiedzmy nawet „rzeczywisty”. Łączymy te dwa światy nic nie tłumacząc, topiąc je w jeden idealnie ułożony światek. Żadnej rysy na nim nie ma. To stopienie mówi bowiem, że wszystko jest pod kontrolą. Tak ma być. Istniejemy w tym od urodzenia, przyjmujemy to więc bez gadania i nawet nie zauważamy, że czwórka to tak naprawdę dwie dwójki.
            Świat Orwella to świat, w którym 2 + 2 = 5. Dlaczego? Może to być równie dobrze 6, 10, albo 15. Jeśli tylko Partia tak sobie zażyczy. To ona ustala zasady. Nie możemy się sprzeciwić, bo wszystko jest zbiorowym umysłem i wszelkie odstępstwo od normy jest właściwie niemożliwe,  gdybyś nawet chciał być odstąpić od normy, zabraknie ci na to słów do pomyślenia tego. Dwa światy zupełnie się rozmywają, zostaje jakaś niezgrabna mieszanka, z pierwiastkiem siły i przemocy, którą reprezentuje Wielki Brat. Nie ma absolutnie żadnego powodu, by twierdzić inaczej. Jaki w ogóle sens twierdzenie inaczej? Wszak nie ma nawet słowa na to, aby się sprzeciwić.
            A gdyby tak umieć wyobrazić sobie, że 2 + 2 = 22?  Nie chodzi mi z tymi liczbami o coś konkretnego, matematycznego. Wciąż jestem w sferze filozoficznych rozmyślań. Dwa światy, które egzystują równomiernie? W harmonii? Dopełniają się nawzajem? Czy nie jest to jakiś absurd? Nie sądzę. Przecież żyjemy tu i teraz, a nasz umysł zależy tylko i wyłącznie od nas. Jeśli to, co myślę, te wszystkie przejawy boskości w świecie, które każą mi się zatrzymać i zapłakać z radości nad pięknem, pozostają niewyrażalne, ukryte i lekkie niczym piórko, to chyba mogę przyjąć, że nie stopiłam się w jakąś zbitą masę, karykaturę ludzkości… Obok mnie istnieje bowiem świat, który wciąż płynie, przechodzi przemiany, rozwija się, nawet jeśli się rozpada, albo zmierza ku samozagładzie, to wciąż jest ten świat, z którego cieleśnie nigdzie nie ucieknę (nie mówiąc o śmierci). Pozostaję na nim, podaję mu rękę i próbuję dawać mu tyle dobrego z siebie, ile tylko mogę i równocześnie czerpać z niego inspirację i energię. Nieustannie czuć jedność, nawet z rozsiewaną wokół śmiercią. Niewyrażalność świata myśli nie sprawia wcale, że muszę go zastąpić materialną rzeczywistością. Tutaj w świecie, właśnie dzięki duchowym meandrom umysłu, mogę tworzyć rzeczy tak niesamowite i tak wspaniałe, że życie na ziemi stanie się przyjemnością, a zarazem wzbogacającym mnie doświadczeniem. Nauka, filozofia, obcowanie z ludźmi – to wszystko, dla czego warto pozostać i nie wycofywać się tylko do świata umysłu. Nasza Jaźń nie ucieknie, jest wieczna i trwała. To nieruchomość stała. Możemy się do niej udać w każdej chwili, na spacer, „na papieroska”, w niej nie ma czasu. Gdy wrócimy, będzie nam się wydawać, że minęły całe stulecia, podczas gdy zegarek uparcie stwierdzi upływ kilku minut. Bo jeden świat nie wyklucza drugiego.
Teraz mogę nawet posunąć się do myśli, że rozumiem, dlaczego 2 + 2 = 4. Dwa światy tworzące jeden. Jednak widząc to w nieco zmienionej formie - zupełnie niepoprawnej matematycznie, ale chyba do przyjęcia – jako 2 + 2 = 22, możemy przekonać samych siebie, co do sensu scalania i rozdzielania dwóch światów. Uświadomienie sobie ich scalenia w dzisiejszym świecie jest niezbędne w zrozumieniu całego procesu zbiorowego szaleństwa, w jaki wpadliśmy. Bo dziś już  niewiele osób chce spojrzeć z innej perspektywy. Z dystansu. Łatwiej się zbuntować, zanegować wszystko, albo zastąpić to czymś innym. Jeden świat drugim i na odwrót. Może nawet sam opis tego jest niewłaściwy. Mówiąc jeden świat i drugi świat nie mam na myśli czegoś zupełnie oddzielnego. Ale chyba wiesz o co mi chodzi? Te momenty, w których zatrzymujesz się i ze łzami w oczach stwierdzasz istnienie jakiejś niezwykłej, duchowej istoty, która otacza cały świat i ciebie samego, są tego potwierdzeniem… Reszta pozostaje niewypowiadalna i właśnie w tym tkwi jej obezwładniająca siła.

Komentarze