Doświadczenie podstawą wiary
Nigdy
niedoświadczywszy wcześniej czegoś, nie powiem, że w to wierzę. Wiara nie
polega ani na tym, żeby zobaczyć „coś”, ani na tym, żeby wierzyć w coś
całkowicie abstrakcyjnego. Owszem, wiara, o jakiej mówię należy w pewnej mierze
do kategorii abstrakcyjnej, ale nie można wierzyć w nią bez podstawy – podstawą
jest własne doświadczenie.
Czym jest
doświadczenie? Przeżywamy je każdego dnia, jednak nie jest to pojedyncze
zdarzenie, tylko to, w jaki sposób je przeżywamy. Nabieramy doświadczenia w
różnych sprawach, które składają się na całe życie. Dopóki nie uzmysłowimy
sobie, że każdy dzień jest nową nauką, nie zauważymy tego, czego doświadczamy.
Ja dzisiaj, z pełną odwagą, mogę powiedzieć, że wierzę, bo doświadczyłam tych
wszystkich rzeczy.
Wiara czyni
cuda. Gdybym w to nie uwierzyła, cuda by się nie stały.
Życie jest
łatwiejsze z wiarą w świat nadrealny. To jednak przeszkadza w normalnym
funkcjonowaniu. Czuję się nieprzystosowana do życia w tym materialnym,
cywilizowanym świecie. Ale najgorsze jest to, że chyba wcale nie mam potrzeby
tego zmieniać. Jest mi dobrze tak jak jest. Nie martwię się na zapas, nie myślę
o tym, o czym nie potrzeba. Jestem wolna. Od czasu, od przestrzeni, od ludzi,
od samej siebie. Jestem wolna. Świadoma. Obecna. Ludzie patrzą na to dziwnie,
ale ja nie mogę się przejmować.
Nie mogę…
życie nie krąży wokół zasad i punktów, w jaki sposób trzeba robić to, a tamto.
Sami te punkty ustalmy, a potem narzucamy innym, jakby dla każdego miały być
dobre. To jednak nieprawda. Osoby, które doświadczają tej nieprawdy, zgodzą się
ze mną. Bo nie czują się wolni przez swoje wypunktowane, nudne życie.
Szkoda mi
tych ludzi. A im jest szkoda mnie – bo nie potrafię żyć normalnie. Nie potrafię
funkcjonować jak każdy człowiek. Rzeczywiście, w pewnych sprawach jestem
bezużyteczna. Ludzie się na mnie denerwują, ja się stresuję i smucę. Ale jakoś
nie potrafię tego zmienić. Muszę pamiętać tylko o jednym: nic nie dzieje się
bez przyczyny. We wszystkim jest jakiś wyższy, dobry cel, nawet, jeśli dojście
do niego wiedzie przez „złą”, „dobijającą” drogę.
Trzeba
dosłownie we wszystkim dopatrywać się nowej lekcji życia i nowego
doświadczenia. A taka lekcja nigdy nie jest zła. Zawsze dobra, zawsze służy
rozwojowi. Dzięki temu łatwiej się pogodzić się z niepowodzeniami w życiu, jak
i zwykłymi, codziennymi smutkami. A nawet z radością. Ją tak samo należy
przyjmować ze spokojem i czerpać lekcję. Czasem chwila szczęścia przeradza się
w smutek, rozdrażnienie, albo rozczarowanie. To także jest lekcja. I jest to
dobra lekcja.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)