Współczesne poszukiwanie drogi mistycznej
Współczesne poszukiwanie drogi mistycznej
- od archaicznych ludów, przez przewodników
duchowych, psychodeliki, aż do warownego
miasteczka swej duszy, a przynajmniej jego namiastki…
Searching for yourself
On an empty shelf
Magic potions never help, they never help
On an empty shelf
Magic potions never help, they never help
[…]
Pilgrim’s journey never ends.
Stoned Jesus – Bring Like the Morning
(Seven
Thunders Roar, 2012)
Odległe podróże w głąb własnego umysłu,
odpowiedzialne przemierzanie jego labiryntów, spotkania – bliższe lub dalsze -
z Niewypowiadalnym, z Bogiem, z Absolutem, docieranie do Podstaw istnienia
wszechrzeczy, aż wreszcie przenoszenie duchowych doświadczeń do (szaroburej)
rzeczywistości, nadając jej cudowne barwy, uelastyczniając ją i poszerzając…
Kto dziś zdaje sobie sprawę ze swoich niezwykłych zdolności? Jedni machają
ręką, mówiąc to nie dla mnie, inni
śmieją się do rozpuku nie wierząc w możliwość niemożliwego, pozostali zaś nawet
o tym nie wiedzą – czy też nie chcą wiedzieć. Współczesny świat nie traktuje
mistyki na poważnie. Mistyka? A może to słowo jest zbyt dostojne dla
przeciętnego człowieka? Spróbujmy jednak, choć na chwilę dać krok do tyłu,
spojrzeć na nie z dystansu i przyjąć – czysto teoretycznie (od tego wszak się
zaczyna), że istnieje świat duchowy. Mało tego, że istnieje na równi z tym
dobrze nam znanym, zewnętrznym i materialnym. A my, jako ludzie, istoty
obdarzone możliwością zdobywania prawdziwej mądrości, jesteśmy w stanie
harmonijnie egzystować łącząc wewnętrzność z zewnętrznością.
Brzmi abstrakcyjnie? Grono sceptyków i materialistów burzy
się i marszczy brwi, ale przecież nikt nie musi ich słuchać. Każdy ma własny
rozum i własne życie, umożliwiające mu poznać prawdę, samego siebie i
otaczający świat. Zobaczmy zatem jak ta pozorna niemożliwość niemożliwego
rozkwitała radośnie i barwnie już od najdawniejszych czasów, żeby później
dostrzec jej niebezpieczny zanik w dzisiejszym świecie (z czego też bierze się
sceptycyzm do owej możliwości).
Najstarsze religie, kulty, obrzędy, ekstatyczne tańce wokół
ognia – wszystko to jest dowodem na bardzo żywą obecność świata duchowego w
życiu naszych przodków.
„Poszukiwacz świętego Graala, baśniowy Głupi
Jaś, alchemik dążący do znalezienia kamienia filozoficznego, syberyjski szaman,
druidzki kapłan, uczeń Buddy i Chrystusa – czekał na Wizję, na Płonący Krzak,
Jakubową Drabinę, Białego Bizona. Każdy z nich istniał w innej rzeczywistości
geograficznej, religijnej, kulturowej i historycznej. […]”[1]
Sposoby na wnikanie w rzeczywistość pozaziemską są różnorodne w
zależności od czasu czy pochodzenia danego człowieka – szamana, mistyka,
druida. Każdy z nich jednak poszukiwał czegoś wspólnego, pragnął dotrzeć do
Jedni, do Boga, zjednoczyć się z nim, albo w nim zatopić. Przede wszystkim
jednak penetrowanie głębin duchowości nie miało być jedynym sposobem na życie,
a jego ważną częścią. To różniło archaicznych ludzi od nas – czegokolwiek by
nie robili, zabierali tam swoją religię, duchowość.
„Jedna z głównych różnic, jaka oddziela człowieka kultur archaicznych od
współczesności polega właśnie na tym, że człowiek nowoczesny nie potrafi
przeżyć swego życia organicznego jako sakramentu (…)”[2]
Nie potrafi
czy może po prostu – nie chce? A może nie wie o takiej możliwości? Gdybyśmy
jednak nauczyli się, że nie wszystko można sprowadzić do matematycznego wzoru,
nowego wynalazku, wsadzić w ramy, ramki i rameczki, świat – nie tylko ten
rzeczywisty, ale i metaforyczny – poszerzyłby się do niewiarygodnych rozmiarów.
„Mistycyzm i doznanie wewnętrzne są o wiele
mocniej podkreślone w religiach wschodnich niż zachodnich. Być może kultura
zachodnia o tyle straciła równowagę w przeciwnym kierunku ze swą manipulacją
światem zewnętrznym, o ile położyła nacisk na bogactwa materialne,
kontrolowanie natury oraz zachwyt nauką.[…]”[3]
Nie znaczy to
jednak, że człowiek pochodzący z zachodniego kręgu kulturowego ma mniejsze
szanse na wejrzenie w świat duchowy. Każdy dysponuje takim samym potencjałem, o
ile zechce go w sobie obudzić. Znani są zachodni mistycy, szczególnie ci z
okresu średniowiecza, jak Mistrz Eckhart, Bernard z Clairvaux, św. Augustyn,
którzy w niezwykły sposób opisywali drogi prowadzące do Boga. Fakt, że
większość z nich pisała z chrześcijańskiego punktu widzenia nie ma dla samej
idei mistycyzmu żadnego znaczenia. Najgłębsze rejony naszej duszy w każdym
wypadku, niezależnie od religii, są takie same. Dlatego też warto zauważyć jak
bardzo współczesny człowiek został „podzielony”. Nieustannie się dzielimy: ze
względu na religię, kulturę, pochodzenie, poglądy polityczne, wygląd, majątek.
Te podziały sprawiają, że zamykamy oczy. Mając już w sobie określony „budulec
wewnętrzny” uważamy, że nie musimy robić nic więcej i skupiamy się na ubogiej
(bo taka jest bez prawdziwej duchowości) rzeczywistości. A tymczasem to, co
ponad określoną wiarą czy poglądami, jest jednakowe dla wszystkich ludzi. Lecz
wznieść się wyżej uważamy za niemożliwe. A nawet – niebezpieczne.
„Mistycyzm został
oskarżony o popieranie ucieczki od problemów społecznych, obojętność na warunki
socjalne oraz nie zainteresowanie zmianą społeczną. […]”[4]
Być może wynika to z całkowitego niezrozumienia idei
mistycyzmu. Ludzie zatrzymani na ubogim poziomie rozwoju duchowego – czyli
przyjmowaniu schematów podsuwanych przez jakąś religię, albo politykę, sądzą,
że teraz mogą (nawet muszą) energicznie działać w świecie. Nic bardziej
mylnego. A to dlatego, że zanim w ogóle przyjmą daną religię muszą ją
zrozumieć, a żeby to zrobić należy zagłębić się w samego siebie, przeszukać
własny umysł. Z prawdziwie mistyczną świadomością życia (jego cenności i
wielowymiarowości) dopiero można tworzyć świat i jestem idealistycznie
przekonana, że taki świat przejawiałby się niezwykłą harmonijnością. Najpierw
jednak musimy znaleźć ją w sobie. Jak się okazuje nie jesteśmy w tym
osamotnieni.
Współcześnie całe
rzesze ludzi są poszukiwaczami. Budzą w sobie świadomość istnienia i życia.
Coraz głośniej się mówi o życiu spokojnym, wyważonym i harmonijnym. Pojawiają
się nauczyciele duchowi, niemający odwagi nazywać się mistykami, albo
oświeconymi – a na pewno na takie miano zasługują. Pokazują oni, że dzisiaj
także można żyć dobrze zarówno będąc zaangażowanym (w mniejszy lub większy
sposób) w świat, jak i w duchowość.
Znanym
przewodnikiem duchowym jest Ulrich Tolle, Niemiec mieszkający obecnie w
Ameryce. Prowadzi warsztaty, jeździ po świecie, rozmawia z ludźmi. Znany jest
jako Eckhart Tolle, przyjął imię Mistrza Eckharta. Nie powtarza jednak jego
słów, choć „nie powtarza” nie jest odpowiednim określeniem, jak sam bowiem
mówi:
„[…] w gruncie rzeczy istnieje i zawsze istniała tylko
jedna nauka duchowa, chociaż przekazywano ją w wielu różnych formach. Niektóre
z nich tak już obrosły zewnętrznością, że ich duchowa esencja prawie zupełnie
się zatraca.”[5]
To bardzo ważny
krok w historii całej ludzkości – pojęcie, że pod płachtą tego, co już znamy
kryje się coś o wiele głębszego i ważniejszego. Paradoksalnie zaś – tak bardzo
nam bliskiego, że jest ledwo dostrzegalne, niczym okulary na nosie Hilarego.
Eckhart Tolle właśnie to próbuje uzmysłowić wszystkim czytelnikom jego
popularnych książek.
Jego celem jest
pokazanie, jak wiele rzeczy, do których przywiązujemy wagę, to tak naprawdę
mary, albo jakiś rodzaj obłędu wynikający z zatopienia w nieświadomości.
Świadomość to zaś jedno z najważniejszych określeń wynikających z jego pism,
choć warto pamiętać, że Eckhart od wszystkich słów „odkleja” powszechne
znaczenia, aby pokazać, że każdy ma wewnętrzne rozpoznanie co jest czym. Tak
więc Świadomość to bezpośrednie odczuwanie rzeczywistości. To bycie tu i teraz
– w Potędze Teraźniejszości. W takich momentach człowiek czuje niczym
nieograniczoną radość z samego istnienia. Nie liczą się pojęcia, nazwy,
granice, reguły, nawet on sam, równocześnie będąc kimś ważnym i znaczącym. Jego
własna tożsamość, do której myślał, że jest przywiązany, topi się w blasku spokoju,
ciszy i przestrzeni.
Takie przebłyski
świadomości nie są niczym obcym, prawda? Niejednokrotnie wydaje nam się, że nic
więcej nie potrzeba, że jesteśmy na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Pełna akceptacja siebie i rzeczywistości. Te momenty trwają niestety krótko,
ale stan ten, jak twierdzi Eckhart Tolle, można utrzymać i rozwijać w sobie
nawyk bycia w teraźniejszości.
Eckhart Tolle w
przystępny i prosty sposób opisuje możliwość uruchomienia własnej teraźniejszości mistycznej. Obudzenia jej
w sobie. W jego wydaniu mistyka, czy też głęboka duchowość, nie wydaje się już
niczym trudnym czy skomplikowanym, choć drogi do pełnego dotarcia do swojego Ja
wymagają dużo poświęceń i wyrzeczeń.
Podstawowym
warunkiem wkroczenia na drogę świadomego życia będzie więc oczyszczenie się – w
sensie dosłownym i przenośnym. Oczyszczenie ciała z toksyn, niezdrowych
nawyków, a duszy z tych wszystkich spraw, które zamiast nas wzbogacać –
niszczą. Należy przestudiować samego siebie od A do Z. Co najważniejsze – z
dystansu i ze świadomością, że sami kreujemy naszą tożsamość. Jeśli więc chcesz
być wiecznie smutny – tkwij w swojej depresji. Jeśli zaś nie chcesz – po prostu
przestań tarzać się w egoizmie swojego bólu. Wprawdzie Eckhart aż tak dosadnie
tego nie opisuje, ale właśnie o to mu chodzi – musimy wybaczyć sobie i innym,
odrzucić role zarówno ofiary, jak i kata. Stać się prawdziwie szczerym wobec
siebie. Otworzyć trzecie oko, zobaczyć, że niektóre idee, z jakimi tak bardzo
się utożsamiamy są niepotrzebne, puste i jałowe.
„[…] Nie uwolnisz się od bólu, dopóki nie przestaniesz
czerpać poczucia własnego „ja” z utożsamienia z umysłem – czyli z ego. Dopiero
wtedy umysł runie z tronu, a Istnienie objawi się jako twoja prawdziwa natura.”[6]
Eckhart Tolle
zwraca także uwagę na to, że otwarcie się na pełnie świadomego życia wiąże się
z całkowitą zmianą sposobu myślenia. Jest to droga ku lepszemu. Kiedy bowiem
człowiek ponownie wraca „do siebie”, uwalniając się od schematów, łatek,
błędnych idei, staje się czystszy, a jego świadomość – niczym niezmącona. Jak
pisał św. Augustyn: „Sprawiedliwy Byt nie dopuści myśli, wspólniczki
namiętności.”[7] Bycie świadomym ciągnie za
sobą poważne konsekwencje – wreszcie (!) świat nabiera harmonii, a ty zostajesz
obarczony odpowiedzialnością - za siebie samego i owy świat. Nie znaczy to
jednak, że teraz zostajesz nim obciążony niczym mitologiczny Atlas. Będzie
przynosiło to prawdziwą radość, tak jak radość daje matce opieka nad jej
dzieckiem, pomimo wszelkich przeciwności.
„[…] Jesteś odpowiedzialny za swoją przestrzeń
wewnętrzną i nikt cię w dźwiganiu tej odpowiedzialności nie wyręczy; w podobny
sposób odpowiadasz za kulę ziemską. Jako wewnątrz, tak i na zewnątrz: jeśli
ludzie oczyszczą się ze skażeń wewnętrznych, przestaną też pomnażać
zewnętrzne.”[8]
Eckhart Tolle
zwraca więc uwagę na to, że świadome, duchowe życie nie odcina nas od świata
zewnętrznego. Mistyka w jego wydaniu jest bardzo przyziemna, przystępna. Każdy
człowiek może po nią sięgnąć. Tolle trafia do wielu ludzi może dlatego, że
pisze z perspektywy współczesnego człowieka, a tego jak się okazuje
potrzebujemy.
Mistycy pozostawiający po sobie bogate, uduchowione pisma
teologiczno – filozoficzne budzą dziś zachwyt pomieszany z podziwem, ale
równocześnie niedowierzaniem. Nieustannie wydaje nam się, że zostali oni
obdarzeni czymś szczególnym, wyjątkowym, aby dostrzegać tak dziwno – istotne
rzeczy w duszy każdego z nas. Lecz ten, kto tak myśli jest w błędzie. Byli oni
obdarzeni talentem pisarskim, za pomocą którego byli w stanie przekazać coś tak
(nie)uchwytnego, (nie)wyobrażalnego. Pokazali nieograniczone w ograniczoności
słowa. I oczywiście – chwała im za to. Przy czytaniu wszelkich mistycznych pism
trzeba jednak pamiętać, że zostały napisane nie tylko w innej epoce, innym
czasie, innej kulturze, albo wierze, ale też przez innego człowieka – zupełnie
innego od nas samych. Na tym polega fenomenalność istoty ludzkiej, że pomimo
swojej wewnętrznej jednakowości, jest tak różnorodna. Jedni piszą, przekazując
swe doświadczenia w opływających mistycyzmem słowach, inni kontemplują na łonie
natury, jeszcze inni działają w świecie, rozmawiają, podróżują, odnajdują swoją
mistykę w jakiejś pasji, w swoim talencie.
Najbardziej
cudowną rzeczą w mistyce, patrząc na nią z perspektywy współczesnego człowieka
jest jej nieprzemijalność z równoczesną niedostrzegalnością. Niewiele osób tak
naprawdę słyszało obszerniej o prawdziwych mistykach czy to zachodnich czy
wschodnich, jeszcze mniej miało do czynienia z ich pismami, a jednak mistyka
wciąż tu jest. Odradza się w coraz to nowszych postaciach, w ludziach,
próbujących pokazać ją inaczej, tak jak Eckhart Tolle – wprowadzić w codzienne
życie zwykłego człowieka. I pomóc dostrzec jej przejawy w z pozoru prozaicznych
sytuacjach. Bo czyż nie mistycznym widokiem będzie nasza matka, wędrująca po
ogrodzie i przyglądająca się drzewom, każdemu najmniejszemu kwiatkowi i sycąca
się jego zapachem? Ze świadomością niezmąconą myślą, ciesząca się tym, co po
prostu jest…
Mimo tego część
współczesnego społeczeństwa wciąż zaślepiona zostaje pogonią za pieniądzem czy
nauką w ścisłym tego słowa znaczeniu. Żyjemy dla pracy, zamiast na odwrót.
Życie wymyka się z rąk. Cierpimy, goni nas czas, spadamy w otchłań
nieświadomości. Można powiedzieć, że tak jak mistycy sobie kiedyś istnieli i
pisali, tak dziś pojawiają się jakieś szalone jednostki próbujące żyć
harmonijnie i duchowo, podczas gdy reszta i tak będzie musiała gnać za
pieniądzem, bo taki już jest mechanizm świata.
„Benjamin [Walter] ostrzegał, że utrata „ekstatycznej
więzi z kosmosem” i zapomnienie pierwotnych oczyszczających rytuałów sprowadzi
na ludzkość wielkie niebezpieczeństwo.”[9]
Warto tutaj zauważyć, że dzisiaj
niknie przeświadczenie, że mistycyzmem może być wspomniany spacer po ogrodzie i
wdrążanie w swoje życie nieustanne trwanie w chwili obecnej, do czego zachęca
Tolle. Jedyną odskocznią od współczesnego wiru nieświadomości są ekstatyczne
stany, przypominające te archaicznych ludów. Jednak w ich przypadku rytuały
miały być odzwierciedleniem głębokiej duchowej wiary, poszukiwaniem i
odnajdywaniem wskazówek. Wizje miały dostarczać pewności o podążaniu właściwą
ścieżką, pozwalać na chwilową, gwałtowną łączność z boskością. Oczywiście i
dziś możemy jej doświadczać w mniejszym lub w większym stopniu – w mniejszym
praktykując świadome życie w codzienności, w większym podczas medytacji, albo
modlitwy, czy obcowaniu z Naturą. Jednak bez uprzedniego przygotowania,
jakiegoś duchowego podłoża ciężko utrzymać ową łączność i traktować ją
poważnie.
Krótkie stany łączności ze światem
duchowym umożliwiają dzisiaj psychodeliki. Substancje znane już od czasów
prehistorycznych takie jak peyotl, amanita
muscaria, bieluń, przetrwały jako „objawiające umysł” (gr. psyche – umysł, dusza; delein – ukazywać, objawiać). Choć
uważane są za groźne, ludzie sięgają po LSD czy magiczne grzybki (np. psilocybe cubensis). Badacze prowadzą
związki pomiędzy doświadczeniem psychodelicznym, a mistycznym. Dogłębne analizy
zarówno tego pierwszego, jak i drugiego doprowadzają nieustannie do wielkiego
ich podobieństwa. Jednak spory są nieuniknione – wszak mistyka nie jest w
gruncie rzeczy ekstatycznym, emocjonalnym uniesieniem. Opozycja powiedziałaby
od razu, że przecież szamani używali psychodelików podczas świętych obrzędów,
aby wprowadzić się w stan zmienionej świadomości. I jest to prawda z tą
różnicą, że oni wiedzieli dlaczego to robią, mieli podstawę do zagłębiania się
tak intensywnie w ten drugi wymiar w postaci głębokiej wiary w świat
nadprzyrodzony, praktykowanej i przekazywanej sobie z pokolenia na pokolenie.
Dzisiejsze doświadczenia
psychodeliczne być może zamiast przybliżać do istoty mistycyzmu – odciągają od
niej. Dają przykład istnienia „innego świata”, ale bez wcześniejszej (lub
późniejszej) analizy tego zjawiska nie otrzymujemy nic poza ekstatycznym,
przyjemnym przeżyciem. Nie jest jednak powiedziane, że dzieje się to w każdym
przypadku. Ludzie poszukujący, świadomi i odpowiedzialni mogą otwierać umysł
coraz bardziej i dostrzegać coraz to nowsze „rzeczy” oczami duszy.
„[…] doznanie widziane jest nie jako środek do celu ani jako cel sam w
sobie, lecz jako równowaga obu.”[10]
Mowa oczywiście o doznaniu
mistycznym – Wizji, niczym niezmąconej chwili spokojnego trwania bez granic,
czasu i przestrzeni, ale równocześnie o doświadczeniu psychodelicznym, które
być może tak postrzegane rzuciłoby nowe światło na ograniczone współczesne
dążenie do duchowości. Może na samą możliwość takiego dążenia – po ówczesnym
otwarciu innym oczu na istnienie bardzo bogatego świata wewnętrznego w każdym z
nas.
„To nie substancje psychodeliczne, uznawane przez
współczesne prawo za niebezpieczne narkotyki są więc prawdziwym zagrożeniem dla
człowieka i jego otoczenia, lecz duchowe marnienie i apatia, poddawanie się
politycznej manipulacji, zerwanie więzi z kosmosem i w efekcie degradacja.”[11]
Warto zatem odrzeć mistykę z szat
dostojeństwa, z nazw i określeń, nawet z postrzegania jej, jako jakiegoś
niezwykłego stanu czy to wywołanego psychodelikami czy też nie – wszystko to
bowiem jakiś jej mały przejaw. Prawdziwe sedno tkwi w nas i nie sposób określić,
a nawet zobaczyć go w żaden sposób. Lecz świadomość posiadania - nazwijmy to,
jak Mistrz Eckhart - warownego miasteczka
duszy rozpala już w nas bożą iskierkę, a ona prędzej czy później zapłonie
prawdziwym ogniem i wreszcie świat zewnętrzny przestanie się kłócić z
wewnętrznym. Harmonia przeciwieństw towarzyszy podróży każdego Pielgrzyma.
~~~~~~
~~~~~~
Praca napisana na cykl wykładów Filozofia, a mistyka :)
[1] Edward Pyrek, „Inicjacja.
Rzecz o poszukiwaniu wizji”, 1996, Wyd. Pegaz, s. 7.
[2] Mircea Eliade, „Traktat o
historii religii”, tłum. Jan Wierusz – Kowalski, Wyd. Opus, Warszawa 1993, s.
437.
[3] Walter Norman Pahnke,
„Eksperyment Wielki Piątek”, tłum. cjuchu
(pseudonim), Uniwersytet Harvarda Cambridge 1963, s. 108.
[4] Tamże.
[5] Eckhart Tolle, „Potęga
Teraźniejszości”, przekł. Michał Kłobukowski, Wyd. Galaktyka, 1999, ss. 19–20.
[6] Eckhart Tolle, „Potęga
Teraźniejszości”, przekł. Michał Kłobukowski, Wyd. Galaktyka, 1999, s. 36.
[7] Św. Augustyn, „O wolnej
woli. Księga pierwsza”, [e-book].
[8] Eckhart Tolle, „Potęga
Teraźniejszości”, przekł. Michał Kłobukowski, Wyd. Galaktyka, 1999, s. 91.
[9] Kamil Sipowicz,
„Encyklopedia Polskiej Psychodeli”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa,
2013, s. 16.
[10] Walter Norman Pahnke,
„Eksperyment Wielki Piątek”, tłum. cjuchu
(pseudonim), Uniwersytet Harvarda Cambridge 1963, s. 38.
[11] Kamil
Sipowicz, „Encyklopedia Polskiej Psychodeli”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej,
Warszawa, 2013, s. 16.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)