Muzeum Świadomości II



Dzień Przed Nowiem Księżyca



Muzeum Świadomości przedstawia:
Historię o Ścieżkach, które będąc nieodłączną częścią Drogi, równocześnie są tylko lub aż jej elementem.


Czy Droga jest Pustką?

            Muzeum Świadomości już po raz drugi zaprezentuje swoją Lekcję. Od tamtej pory Ścieżki stały się przedmiotem przemyśleń. Każda pojedyncza Ścieżynka otoczona setką określeń, nazw i definicji. Za i przeciw. To, albo tamto.
            Czy da się je sprowadzić do tej jedynej Drogi? Stać się nią, iść prosto? Odpowiedź po raz kolejny będzie brzmiała: Harmonia. Pomiędzy Ścieżkami? - zapytasz. Dokładnie! Bo czymże innym są jeśli nie nieskończoną liczbą wymiarów i wszechświatów? W świecie naszego Ducha krążą nieustannie, horyzontalnie zataczając piękne okręgi. Wydobywa się przy tym muzyka. Muzyka sfer. Jakimś jednak cudem, ten miliard możliwości, potencjalności, bierności, czynności i konieczności, może też działać jako zgrany, pojedynczy filar.
            Można powiedzieć, że pośród nich przejeżdża nasza Niebieska Kolejka, otaczając każdy wstęgą harmonii. Rozbrzmiewa muzyka i tworzy się przejście, droga w górę (także w dół). TA Droga. Ona zaistnieje w jeszcze większym wymiarze, kiedy dostroimy wszystkie wszechświaty. Umożliwimy przepływ energii.
            Robimy to będąc w TERAZ. Maksymalnie obecni otwieramy sobą Wszechświat. Harmonizujemy wszystko na najgłębszym poziomie. Niczym zegarmistrz…
            Wtedy też Droga zaistnieje tak realnie, jak idee dla Platona. Droga jest przecież właśnie tą platońską Ideą. I życie doczesne oraz każde poniższe jest w efekcie odbiciem tej najwyższej.
            Piękna forma połączenia.
            Pełnia.
            Widzisz to jako biel? Piękne, pulsujące Energią Słońce? Unosząca się harmonia i dobroć. Znak, że możesz iść dalej. Drogą do góry, powołując równocześnie do istnienia wszechświaty krążące wokół. Tańczysz na linii Horyzontu.        

            A zatem Droga jest też Słońcem?
            Co ukaże się za Księżycem?


            Tymczasem wybierzmy się w wędrówkę po jednej z Historii Muzeum Świadomości. Po powrocie na Drogę w chwili szczególnego połączenia z harmonią sfer, jesteśmy wypełnieni pustką owej Drogi. Ta „błyskotliwa świadomość istnienia” i nic więcej. Czego tu szukać, czym się zajmować…?
           
Droga, jak wiadomo ma wiele rozgałęzień. Każda kolejna, nawet najbardziej zalesiona ścieżka, kryje w sobie niezwykłe Historie. Może zamienić się w pustynną niekończącą się smugę na piasku, stromą górę, wilgotne podziemne pieczary i Miasta w Chmurach... Gdy tylko zauważymy, że kroczymy niekorzystną dla nas Ścieżką, dostrzegamy w pobliżu, lub dosłownie kilka kroków w bok, naszą ukochaną, dobrze znaną Drogę. Wita nas niczym Matka, tuli w ramionach.
Czasem jej nie dostrzegamy - tej Matki wyczekującej naszego powrotu. A powroty zdarzają się spontanicznie. Pomyśl, jak zmieniłoby się Twoje życie, po zauważeniu tych subtelnych zmian i samodzielnej decyzji, a raczej ODCZUCIU, że należy skręcić. Po przyznaniu sobie racji, co do pewnych odczuć, pogodzeniu się ze wszystkim...

         Z pokorą opuszczamy głowę. Zostajemy nadzy i bezbronni wystawieni na wielką arenę pośrodku pustyni. Przed wzrokiem samych siebie. Senne wizje i surrealistyczne krajobrazy. Świat zrodzony z baśni i mitu. Symboliczne płynności świata przedstawionego…
            Ta pustka, otchłań w naszym umyśle, której często za bardzo się boimy, żeby pozostać w niej, na Drodze, trochę dłużej…
           To się dzieje nieustannie.
            Doskonały okrąg. Niekończący się Horyzont Zdarzeń. Teraz możesz wpaść do jego środka, lub wypaść Poza. Góra i dół.


            Widzisz na niebie piękne chmury. Zebrały się tłumie, żeby pożegnać Słońce. A ono, leniwie chowając się za Horyzontem, rozlewa na firmamencie intensywną czerwień i pomarańcz. Chmury są tak piękne właśnie dzięki tym kolorowym promieniom za sobą. Ich blask, a zarazem rozmazane kontury przywodzą na myśl impresjonistycznych malarzy. Ta płynność, lekkość i przejmująca zmienność… Czujesz wiatr na skórze, bardzo silny wiatr. Delikatnie rozprasza barwne chmury. Rozwiewa twoje włosy, ubrania, prawie zrywa je z ciebie. Tak ogromną ma siłę. Niczym fala, uderza w rozdygotane ciało, aby zostawić je nagie i bezbronne. Ponownie patrzysz w niebo. Chmury wciąż na nim są, choć zmienione. Już się nie mienią słonecznym blaskiem. Teraz wiszą u góry jakby z konieczności, szare i rzadkie, przypominając o ulotności wszystkiego. Wiatr, powiew Śmierci, zdmuchuje ostatnie z nich. Niebo pozostaje nagie. Zupełnie jak ty.
            To bardzo przejmujące zobaczyć się tak bezbronnego. Słońce, które całkowicie zniknęło zostawiło po sobie tylko kilka dogasających czerwonych smug. Podniosła się mgła i zapragnąłeś schować się w niej. Wejść i zostać otoczonym nieskazitelną bielą. Widzieć ją i móc przecinać palcami.
            Mgła rzeczywiście jest gęsta i biała. Wielkie kołtuny pozornie nieruchome płyną nad powierzchnią Ziemi. Ich ruchy przypominają ruch planet. Doskonałe okręgi, lecz nie po tej samej osi – spirale. Tworzyły spiralę, a ty znalazłeś się w samym jej środku. Mgła, która miała dać ci bezpieczeństwo staje się zimna, coraz bardziej zbita, prawie jak lodowy zamek. Tajemnicze malowidła pojawiają się na jego ścianach. Dygoczesz, ale jesteś w stanie rozpoznać rysunki, witraże na lodzie. Są prymitywne, przedstawiają starożytne symbole, alfabety, obrazy mitycznych stworzeń, bogów, herosów, a także promieniejące nawet przez taflę lodu ikony. Wszystkie te pulsujące w środku lodu obrazy zaczynają ożywać, doprowadzając lód do roztopienia. Na twoich oczach mur zmienia się w strumyk źródlanej wody, do którego podchodzą małe, zielone elfie wróżki i z wdzięcznością dygają, nabierając do kubeczków niebieski płyn.
            Znów zostajesz sam, nagi i bezbronny. Choć może nie aż tak bezbronny? Gdy lód się roztopił zostałeś bez niczego, żadnej obrony, wszystkie słabe punkty, wszelkie szczeliny w ciele i w duszy – dostępne dla każdego. Przebiega cię dreszcz, widzisz zmieniający się krajobraz. Zima przechodzi w wiosnę, a wiosna w lato. Ptaki krążą po idealnie błękitnym niebie, żeby za chwilę chmarą odlecieć za morze. I Drzewa już wtedy zmieniają kolor, zwierzęta gromadzą zapasy na zimę, inne uciekają. Wszyscy chronią się przed zimą. Zamarznięciem, zlodowaceniem, często jednak właśnie tym się stając.
            Ty już nie uciekasz. Nie masz żadnej władzy nad swoim ciałem. Wraz z początkowym uczuciem rozmycia, stracie ubrań, z każdą chwilą czułeś jak cię ubywa. Teraz twoja skóra rozmywa się w powietrzu, ponieważ nie trzyma jej żadna granica. Tracisz ciało na własnych oczach, choć i one być może są już w miejscu innym niż głowa. Dusza skulona gdzieś w jej ciemnym kącie nie chce narazić się na oślepiające światło. Chowa się, bo wie, że gdy tylko zniknie ciało, zostanie sama bez żadnych odniesień. Bez kontekstów. Naga i prawdziwa. Wstydzi się zupełnie tak jak na pierwszą noc z Mężczyzną. I jak na jego wzrok przeszywający duszę na wskroś – rozbierający nas ze wszystkiego kontakt z Drugim Człowiekiem.
            Ciało znika. Wiatr tanecznie rozwiewa je wokół. Tańczą jesienne liście, czarne nocne niebo mówi, że jest Nów Księżyca. Nawet jednej gwiazdy. Lecz wiesz, że nieustannie się toczymy, po mlecznych spiralach naszej galaktycznej mgły. I dlatego też wiesz, że nieustannie zjawiamy się w zupełnie nowym miejscu, w nowym czasie i przestrzeni. Możesz cofać się do dowolnych punktów, albo przewidywać kolejne, ale widzisz spiralę, czujesz ją, czujesz ruch i dynamikę… po prostu jesteś.
            Niebo tak samo czarne, ziejące nicością i pustką porywa cię w swoje objęcia. Tuli, kołysze. Widzisz swoje odbicie w idealnej czerni wokół siebie. Twoja naga, wystraszona dusza narażona na jeszcze większe odsłonięcie. Czarne niebo otoczyło cię zupełnie i nawet już nie wiesz czy to ono cię otacza czy wystraszone sobowtóry twej duszy. Wszystkie możliwości ciebie na przestrzeni lat świetlnych. Niezliczona liczba wszechświatów.
            I ty. Mały, nagi, teraz już oniemiały, albo podenerwowany. Łapiesz chwilę, teraźniejszość i w tej jednej sekundzie zatrzymujesz wszystkie z twoich wersji wszechświatów. Sprawiasz, że są jednym, że aktywnie wpływają na obecne życie. W tej jednej, chwili, która przecież trwa w nieskończoność od nieskończoności, a jednak odbieramy ją często jako krótkie klatki, sceny mniej lub bardziej istotne dla całości życia…
            Tylko w takiej pozornie błahej chwili znajdujesz swoje prawdziwe, nagie oblicze. Tę część ciebie, która marzy o zatopieniu w otchłani nieba, zlaniu się z czymś większym, żeby choć trochę przykryć siebie. Ta jedyna część, która nie boi się odkrycia. W nim znajduje ukojenie.
            Rozpływasz się w czarnej nicości Wszechświata. Duchowy skok, który przeniósł cię w te rejony żywotności sprawia, że to bezpieczna podróż. Wymagał siły woli. Choć pozornie znikasz, a może już zniknąłeś, wciąż masz punkt odniesienia. To te miejsca Duszy, które najbardziej się bały i broniły przed ujrzeniem swojej nagiej Całości. Miejsca bojące się śmierci i bycia nieważnymi. Materialne, psychologiczne aspekty nas samych. Człowieczeństwo. To co skończone boi się zderzenia z Wiecznością.
            Siłą woli dostrzegasz w tej czarnej kosmicznej otchłani… Drogę.
            Bo dlaczego się zatrzymywać? Dlaczego tu, kiedy Dusza zdecydowanie ma więcej do pokazania? Właśnie w tym miejscu, w którym nicość upustynniła Umysł, Duszę i odkryła z ciebie wszystko, co można odkryć…
            Chmury całkowicie zniknęły z nieba, pozostawiając je intensywnie granatowe i puste. Zapadła bezksiężycowa noc. Twoja dusza napełniona wibrującą energią przeciąga się w ciele, niczym kot, jakby się właśnie obudziła. Mała gwiazdka zamigotała w oddali, może właśnie spadła – a  może to samolot?...

To była druga lekcja Muzeum Świadomości.
~~~~~~~~~~


Komentarze