Łączność



Łączność

            Każdy dzień dostarcza nowych możliwości do rozwoju. Nie mówię jednak, że nieustannie skupiamy się na nim. Wręcz przeciwnie! Jakim szaleństwem byłoby życie, gdyśmy przed oczami mieli tylko punkciki na jakiejś drabinie i wspinali się po niej zachłannie. Nic z takiej wędrówki nie otrzymamy oprócz odcisków i z pewnością szybkiego upadku na szczebel, który w pośpiechu przegapiliśmy. Otóż te możliwości do rozwoju to samo życie i jego uciechy, pasje i namiętności. Jeśli o namiętnościach mowa warto wspomnieć, jak przekształcone dziś zostało to słowo, tu bowiem mam na myśli czystą radość z obcowania z esencją nie tylko życia, jako całości, ale też z przyrodą, innymi ludźmi, wszelkim pięknem. A powtarzając za Simone Weil „Piękno świata jest czymś, czego nie można oddzielić od rzeczywistości świata.”
            Obcowanie z życiem w najczystszym jego przejawie – bez masek, etykiet, przesądów i stereotypów daje możliwość na naprawdę spokojne, a zarazem emocjonujące istnienie. Na radość z istnienia. Równocześnie zaś daje sposobność do wzrostu wewnętrznego, czyli takiego przekształcania naszej percepcji, aby jak najczyściej oglądać rzeczywistość i w jej naturalnych przejawach widzieć odbicie wieczności. Jakkolwiek odległe się to nie wydaje, warto uświadomić sobie, że ludzie od zarania dziejów właśnie tak postrzegali świat i życie. Paradygmat naukowy nieco zmienił zewnętrzne funkcjonowanie tych pojęć, ale dla nas jako jednostek (i indywiduów) pozostały takie same, jeśli tylko zechcemy je poczuć. Oraz odkrywać na nowo, bo ilu ludzi – tak wiele indywidualnych, emocjonujących ścieżek rozwoju.
            A zatem czyste przeżywanie i apoteoza życia jako takiego czyni nas gotowymi do wzrostu, ale dopiero czynniki zewnętrzne, czyli wszystko to, co teoretycznie poza zasięgiem czystego rozumu – są bodźcami do podejmowania każdorazowo tego wzrostu. Nic dziwnego, że często czujemy się wewnętrznie rozdarci. Jedną nogą w nowym, drugą w starym. Jakbyśmy balansowali na linii w powietrzu, niczym linoskoczek w „Tako rzecze Zaratustra” – z jednej strony obcując z czymś zupełnie nieokiełznanym, a zarazem bliskim sercu – pasją, z drugiej ze wszelkimi wpływami świata, który zostawiliśmy „za sobą”.
            Nie zostawiamy nic za sobą. To, co okazuje się jałowe i fałszywe w zestawieniu z bogactwem wewnętrznym, wciąż będzie istniało i będzie wpływało na nas o wiele bardziej niż czynniki pochodzące z wewnątrz. Nie można lekceważyć tego, co przestało nam służyć, przestało rezonować z naszym wnętrzem, bo gdyby nie to, nigdy nie stanęlibyśmy w tak świadomym miejscu obserwacji owych rzeczy. To piękne, jak wiele można nauczyć się z samego podejmowania decyzji pójścia ku nowemu. I często wciąż zakorzenieni w starym paradygmacie, wzrastać będziemy w stronę tych subtelniejszych i cięższych do opisania.
            Balansujemy również w świecie delikatnych energii. Gdy staniemy się bardziej czuli na ich istnienie pojmiemy, że niektórych nie chcemy i nie potrzebujemy wpuszczać do swojego jestestwa. Te bodźce okażą się czynnikami zmuszającymi nas do kolejnego wzrostu, tym razem do zabezpieczenia swojej Drogi i uczynienia jej całkowicie pewną i naturalną.
            Faktem jest, że gdy robimy coś wystarczająco konsekwentnie, w końcu wszyscy zaczną traktować to poważnie. W wypadku rozwoju wewnętrznego tyczy się to tylko nas samych – zrozumienie zewnętrzne przyjdzie, albo nie przyjdzie i wcale nie trzeba tego oczekiwać, bo to czasami sprawa wielce intymna. Utwierdźmy się zatem w swoich decyzjach, w swojej drodze, pozwólmy duchowości manifestować się w życiu, bo tylko w taki sposób przypieczętujemy swoją gotowość do współodczuwania z całym światem. Wkrótce zdobędziemy odwagę na to, by nie stać na rozdrożu starego i nowego, a przekroczyć obydwie z tych dróg i tworzyć własną, wynikającą z ich mądrości.
            W całej podróży wzrostu wewnętrznego, czyli nieustannego bycia w czystości na równi z czystością esencji świata i życia (harmonia), najważniejszy jest kontakt. Czy zaskoczę kogoś, mówiąc, że kontakt w ogóle jest istotny dla naszego życia? Kontaktujemy się z ludźmi, ze zwierzętami, z roślinami – na najróżniejsze sposoby. Formy kontaktu mogą być werbalne i niewerbalne, fizyczne i czysto duchowe. Mogą dotyczyć życia ziemskiego i niebiańskiego, a także kosmicznego. Mogą dotyczyć przedmiotów martwych i żywych, do spożycia, do ubrania, do dotknięcia czy oglądania. Niektórzy ludzie nie lubią na przykład kontaktu fizycznego, ale to nie znaczy, że nie kontaktują się wcale. Nie ma możliwości, by odciąć wszelkie kontakty, bo nawet zamknięci w klasztorze nawiązujemy kontakt z Bogiem, lub sobą samym. To formy kontaktu, wymagające poświęcenia i większej otwartości. Mamy nawet kontakt ze śmiercią, ponieważ śmierć dotyka nas w pewnym momencie i co dalej – kontakty z zaświatami też się zdarzały, ale to nie miejsce na ich roztrząsanie.
            Zadaniem człowieka, chcącego rozwijać się duchowo, jest określenie formy swojego kontaktu z Życiem jako całością. Pozwolę sobie używać słowa Życie, synonimicznie do świata, kosmosu i wszelkich pojętych bądź niepojętych całości istnienia. Nie sposób bowiem przybierać setki odmiennych postaw – w stosunku do przedmiotów, z którymi wchodzimy (bądź nie) w kontakt. Człowiek chcący być konsekwentnym w swojej drodze sam dostrzeże, że potrzebuje jednolitego postrzegania rzeczywistości. Percepcja będzie się zmieniać i transformować, lecz sposób łączności, kontaktu – czyli postawy wobec wszystkiego, co napotykamy – winien być harmonijny z całą naszą osobą.
            Należy więc, po prostu, odkryć w sobie i przyjąć otwartą i czystą postawę, aby kontakt z każdym przejawem Życia mógł elastycznie dostosować się do naszej percepcji w danym momencie. Nie próbujmy na siłę dopasowywać czegoś, do swojego widzimisię. A robimy to nieustannie, odbieramy rzeczy i ludzi bardzo dosadnie, adaptując wszystko do naszej osoby, nadając temu opis i ramkę, podczas gdy zwyczajne przeżycie, czyste przeżycie napełni nas o wiele większą radością i spełnieniem. Zachowanie łączności ze światem da też wielką ilość wskazówek, odpowiedzi i drogowskazów, będących bodźcami do kolejnej redefinicji własnego Ja. Do wzrostu.
            Człowiek zakorzeniony w Naturze może wzrastać w harmonijnej łączności z całym stworzeniem. Najpiękniejszym z działań ludzkich jest obcowanie z przyrodą w jej naturalnym stanie, w stanie dzikości, tajemnicy. To poprawia ocenę sytuacji własnego życia, własnej osoby. Daje niezbędną podstawę do uczenia się bycia elastycznym w kontaktach, ale będąc podstawą wskazuje oczywiście pewną drogę, poprzez naturalny – czysty ogląd rzeczywistości. Te korzenie naszego Ja są bezpieczną przystanią w Drodze, we wzroście. Wzrost tak naprawdę nie istnieje – jest po prostu życiem, które nieustannie, w procesie różnorodnej łączności, otwiera się i rozwija niczym kwiat. Świadomej łączności z Naturą nie można oszukać, wszelkie sprawy, które wymykają się, rozgraniczają, którym próbujemy nadać sztuczny tor, na łonie przyrody wygasną i staną się bezsensowną próbą kontroli.

            Łączność jest subtelnym pozwoleniem na przepływ energii i jej manifestację w życiu. Otwiera drogę w rejony doświadczeń pozazmysłowych. Tu szczerość i czyste odczuwanie rzeczywistości, w której żyjemy okazuje się niezwykle ważne. Bo z solidną podstawą wewnętrzną i zewnętrzną, z niezachwianiem i konsekwencją należy trwać na swym okręcie, jeśli wiemy – bo silne uczucie jest wiedzą czystą– że prowadzi on w stronę dobra. A raczej, sami go prowadzimy, dokonując określonych wyborów – w stronę Dobra. „Po owocach ich poznacie”.
Dobro to nieustanna dążność wynikająca z czystej, niczym nieokreślonej, ale oddanej miłości, do tego, aby tej miłości udzielać jak najwięcej i odczuwać jak najwięcej. Łączność *za pozwoleniem*, niczym łaska spływa na konsekwentną w swoim postępowaniu duszę. 




Komentarze