Duchowe realizacje: pamięć inkarnacyjna



Duchowe realizacje


~~*~~
pamięć inkarnacyjna i pokoleniowa
~~*~~



Zdarzało się już na tej Stronie, że pisałam o Harmonii i jej ukrytym, esencjalnym przekazie. Przyszedł on do mnie pewnego wieczora wśród subnotatek (subiektywnych notatek) dotyczących fizyki kwantowej. Zapisałam sobie mianowicie zdanie, które później na rozmaite sposoby rozwijałam i tłumaczyłam: Przestrzeń jest harmonią nieskończonej liczby wymiarów.

Harmonia tworzy zatem nieskończoną, bezgraniczną przestrzeń, w której wszystkie wymiary scalają się w jeden – obecny. Odczuwalny, namacalny. To jest moment, w którym kwantowe prawdopodobieństwa... się zatrzymują? Kiedy kierujemy swoją uwagę do Bytu, do wewnątrz (co nie oznacza, że zanurzamy się w sobie i świat nie istnieje). Mówiąc, że kierujemy uwagę do Bytu mam na myśli raczej to, że aktywujemy w sobie świadomość „jestem” - samoświadomość. I z tą uważnością doświadczamy życia. To skutkuje tym, że jesteśmy w pełni obecni, niezatracając siebie, jako indywiduum i istniejemy w świecie pełnym bogatych różnorodności. A zatem harmonia działa zarazem na makrokosmicznym (scala wymiary, czyli tworzy daną chwilę, wypadkową najróżniejszych elementów), jak i mikrokosmicznym (scala tożsamość w jedną, wszechogarniającą samoświadomość „jestem”).

Moment uważności, albo też patrzenia sercem, to akt integracji, synchronizacji siebie z Wszechświatem i Ziemią. Coraz częściej ostatnio o tym się słyszy – o bardzo prostej wiedzy dotyczącej naszego połączenia z kosmosem (jako ogółowi istności włącznie z ziemią, materią, ludźmi). Rozwinę ten wątek, pisząc w przyszłości o Nauczycielach Ducha, którzy dobrowolnie udzielają tej wiedzy światu. Nie jest jednak tak, że nikt inny o tym nie wie – to, że to piszę i że w ogóle piszę jest dowodem, że intuicja działa tu sprawnie i wewnętrznie, często nieświadomie, wiemy, co jest dla nas odpowiednie i co zrobić, by się zsynchronizować. Wystarczy zaufać i dać się poprowadzić. Niekiedy czujemy, że musimy wyjść na spacer do lasu. Nie bez przyczyny! Albo na basen, popływać, dać się obmyć wodzie. Lub pobiegać i dać sobie w kość. Albo posiedzieć w ciszy pod drzewem! Albo oddać się subtelnemu obcowaniu z drugą osobą. I z drugiej strony – nie raz czujemy potrzebę spotkania się z kimś, wyjścia do ludzi, rozmowy. Też nie bez powodu – potrzebujemy powiedzieć coś, lub się czegoś nauczyć, a to może się stać tylko w określonym czasie i miejscu, które my już podświadomie (nadświadomie?) znamy, przeczuwamy. Idźmy za tym.

Idźmy za tym, co mówi nam Wszechświat i Ziemia. To nasza Dusza, stworzona z tych delikatnych, ale niesamowicie elastycznych i niezniszczalnych, krystalicznych elementów, stanie się jaśniejącą i pełną barw istotą poznającą Życie. Pozwólmy sobie nią się stać. Niezależnie od wieku, płci i pochodzenia, tą doniosłą możliwość mamy po prostu jako ludzie. Wspaniałą człowieczą możliwość do rozwoju i poznania trzeba jednak zaakceptować, pokochać. 

Pokochać w sobie myśli, które przewijają się także niezależnie od predyspozycji. Mamy umysł i jego zaczęliśmy kontrolować. Próbowaliśmy nadać mu jakieś ramy, bo wykazywał naprawdę szerokie możliwości do zagęszczania niematerii. Lecz w tym żmudnym niekiedy procesie intelektualnego rozwoju nie można zapominać o pozostałych częściach bycia człowiekiem. O ciele i duszy. Nie dyskredytuję umysłu – stał się moją drogą samopoznania. I tego życzę wszystkim. Wciąż miewam nachodzące myśli, kiedy muszą – są natrętne, chcą bym się czemuś przyjrzała, żebym raz na zawsze rozpatrzyła wszystko, co sprawiło, że jestem tu i teraz, taka jaka jestem. I będą brzęczały w głowie, dopóki nie dotrze to uświadomienie. Dopóki nie przyjdzie odpowiedź na pytanie: KTO TU BYŁ? TO BYŁAM... JESTEM JA. ZAWSZE.

Ale wróćmy do głównego tematu, o realizacji w lipcu, niesamowitej i pięknej jak nocne niebo usiane gwiazdami. Bo właśnie – było podróżą do wnętrza Ziemi i w najdalsze otchłanie Kosmosu – i taka podróż istnieje w bezczasie. Podróż zarazem pokoleniowa, jakby w korzenie przeszłości i kosmiczna, w wymiary, w których mogłam kiedyś być, albo jestem.

Jesteśmy spoiwem tej podróży, jej częścią. Realizacją tą, moim pragnieniem do poznania były poprzednie wcielenia. Oczywiście nie dosłownie – nie kropka w kropkę dowiedzieć się kim byłam. Tylko przeczyścić te ścieżki, wyczyścić wszystkie linie, powiązania, wspomnienia, wydeptać to pamięcią, przelecieć nad tymi rozległymi pustyniami wspomnień Duszy. Bez żadnego racjonalnego uświadamiania. Nie prosiłam o dokładność, może taka jeszcze do mnie przyjdzie – otwieram się na nią. Na sam początek jednak pragnęłam po prostu scalić te wszystkie wymiary, w których można żyć, w jeden. W wymiar obecności na Ziemi, wymiar namacalnego bytu. Być może chodziło też o zwykłe uświadomienie sobie, że było mnie kiedyś dużo w różnych konfiguracjach i różnych czasoprzestrzeniach. Że jest wieczność w tym sercu i pamięć tego w umyśle.

Dlaczego ważne jest, aby uświadomić sobie, że nie istniejemy jednorazowo? Że mamy w sobie wieczną esencję życia. Otóż dlatego, że kto żyłby w takiej ziemskiej materii? Spójrzcie na ten świat paradoksów! Śmierci i życia, czerni i bieli, morderstw i miłości, rozpaczy i radości. Kto ustanowiłby tak skrajny świat doświadczeń i to ustanowiłby go jedynym? To przyprawia o dreszcze, jeśli miałabym znów (kiedyś tak było) uwierzyć, że jest tylko to życie, na ziemi. Wprawdzie innego nie ma. Są za to wymiary, na których funkcjonujemy, wymiary bezczasowe. To też dziwna i wspaniała na swój sposób właściwość naszej planety, że mamy czas. Ale do rzeczy – rzeczywistość duchowa jest pozbawiona odcinków, to trwanie. Mierzalne jest czynnościami wykonywanymi, a nie cykaniem zegara. 

Czasowość stała się jednak naszym narzędziem/drogą do odkrywania siebie. Widzicie? Żyjąc na Ziemi, jako ludzie, możemy rozwijać się w taki sposób, że będąc utkwionym w materialnym bycie, potrafimy pływać po bezczasowej opowieści harmonizującej nas z Wszechświatem. Ta opowieść, bo w efekcie wszystko nią jest, również obecne życie, ponieważ realizując swój potencjał, kreując, tworzymy sobą kolejny wymiar historii. O tym, dlaczego ziemski wymiar opowieści jest szczególnie ważny – napiszę również. Ale może sami poddacie to kontemplacji? Z pewnością dostrzeżecie esencję tej prawdy.

Kiedy jesteśmy zsynchronizowani, przepływa przez nas ogrom „boskiej wiedzy”. Przepływa swobodnie i odpowiednio do naszego tempa. Dlatego często zdarza się, że po przebłysku świadomości człowiek dalej zapada w swój umysłowy sen – po prostu musi wewnętrznie pozbyć się złogów i dostroić do nowej wiedzy. Potem owe świadome myśli pojawiają się częściej, aż wreszcie przepływ jest rytmiczny. To też ważne – dopasować rytm przepływu do swoich potrzeb. To tak jak z wodą – nie wlejesz w siebie całej butli, to gruba przesada, ale łyczek na pustyni to za mało. Ja przez długi czas wyrażałam taką intencję, aby wszystko przychodziło do mnie powoli i bezboleśnie, bałam się swojego wystraszenia. Ale jak odczułam w sobie więcej odwagi, pozwoliłam na przyspieszenie procesu. Chciałam szybciej pozbyć się niepasujących do mnie rzeczy, bo wiedziałam jakie one są i potrzebowałam do tego nowego rodzaju bodźców – do których sama wyciągałam rękę. Intuicyjnie wiedząc, gdzie należy pójść, co zrobić, aby coś odblokować w sobie. 

Odblokowywanie siebie, oczyszczanie sprzyja przepływowi. To nie tylko oczyszczanie ciała, co jest bardzo ważne, ale czystość na poziomie mentalnym i subtelnym i każdym innym. Ogólnie całe biopole powinno być w stabilności, w harmonii. Wyrażajmy takie intencje, medytujmy. W mojej praktyce życiowej właśnie to wchodzi w rytm dnia. Joga staje się naturalna jak śniadanie, medytacja ważniejsza niż kolacja. Mam pewne cele duchowe i tutaj – wielką cierpliwością pragnę się wykazać, by poczekać na ich realizację w pełni i skupieniu. Tym razem to ja muszę wykazać się cierpliwością, wszystko przychodzi w odpowiednim czasie, gdy będą odpowiednie warunki dla takiego przepływu.


Wróćmy do odblokowywania siebie. Oczyszczeni i zharmonizowani jesteśmy w przestrzeni czystego, niezapośredniczego trwania. To jest właśnie harmonia wymiarów. Istniejemy w jedności – ciało, umysł, dusza i cokolwiek by jeszcze chciało. Mamy ten swój niezastąpiony, niezależny Byt. I ogląd. A ten ogląd! To jest dopiero magiczność świadomości. To właściwie jest świadomość – i przepływające przez nią pasma wspomnień z podświadomości, nadświadomości. Z poprzednich żyć, doświadczeń. Trochę więc teraz o konkretnej praktyce dotyczącej tego otwierania w sobie pamięci dotyczącej naszych poprzednich(?) inkarnacji. Nie tylko poprzednich – mam ochotę raczej powiedzieć innych, utkwionych w innych wymiarach, które my tutaj odnajdujemy, jak artefakty. Znajdujemy kawałek z jednego wymiaru, drugiego, trzeciego, niekoniecznie w pełni, czasem są potrzebne jakieś słowa, czasem przedmioty znalezione w konkretnym miejscu, a niekiedy dźwięk, obraz, osoba. Tak! Osoby! Relacje! 
 
Moją pierwszą praktyką dotyczącą wspomnień z wcieleń była autohipnoza wykonana poprzez słuchanie nagrania na yt. Autohipnozę wykonywałam wtedy pierwszy raz i w sumie ostatni z takim skutkiem. Tak już mam, że nie przywiązuję się do praktyk, one są dobre na pewną porę i czas, bo akurat to miały mi przekazać. Inne elementy odkrywam innymi sposobami, w końcu w życiu chodzi o zabawę i doświadczanie :)
Autohipnoza była bardzo przyjemna. Przypomniałam sobie, a raczej uświadomiłam coś co od zawsze mnie gryzło (więc musiało mieć związek z jakimiś „nie obecnymi” doświadczeniami). Były to fale wspomnień, miejsc. Zaskakujące było, że zobaczyłam miejsce, które opisałam w swojej książce. To uświadomiło mi, że dzięki pisaniu uwalniam się z wielu przeżyć swojej duszy, ale przede wszystkim udostępniam boską wiedzę, którą dusza posiada. To dla mnie ważne w pisaniu. Dzięki przelewaniu swych myśli, wyrażam tak naprawdę wiedzę duszy, która jest utkwiona w bezczasie, podczas gdy na ja(jako umysł) mogę to przelać na papier. Jestem całością – żeby nie było wątpliwości. Ale taki schemat działania podczas pisania jest dla mnie jasny jak słońce. Jestem przekaźnikiem znacznie mądrzejszych rzeczy, niż te, które umysł mógłby wyprodukować, choć i tak zdarza mi się pisać. Moja Dusza jest ze mną scalona, bo gdyby nie była, nie pisałabym wielu rzeczy. Jednakże ona jest o wiele bardziej połączona z przestrzenią bezczasu, niż pozostałe części mojej osoby, choćby poprzez formę materializacji :) To zapewne piękny taniec.

Zatem autohipnoza uświadomiła mi, że to, co w mojej głowie jawiło się jako strach/problem było strachem z poprzednich żyć. No i największym był lęk przed obłędem i szaleństwem. Po autohipnozie mówię sobie: no przecież już to przeżyłaś. Czego tu się bać? Właśnie! Jesteśmy wolni, wiemy więcej niż wam się może wydawać. I sprostać możemy naprawdę wielu rzeczom, jakie się nie śniły żadnym filozofom. Tak na marginesie, jakie filozofowie mają sny?

Po autohipnozie przerzuciłam się raczej na rozpoznawanie różnych wspomnień poprzez świadomość swoich upodobań i awersji. Na przykład kiedyś miałam awersję do koloru żółtego, która całkiem ustąpiła po przepracowaniu pewnego problemu związanego z linią męską mojego rodu. W sumie nawet nie znam dokładnej treści problemu – dla mnie ważne są fakty oczyszczenia na poziomie obecnym, a te były wyraźne, namacalne i bardzo uwalniające. Następnie: bardzo mnie ciągnęło do filozofii indyjskiej, joga, medytacja, a buddyzm zawsze jakoś mniej, na słówko „zen” miałam w ogóle jakieś ciarki na plecach. No i sobie niedawno myślę, poczytałam konkretnie o Indiach, aż się nawet języka zaczęłam uczyć (hindi, sanskryt), taka miłość – więc kiedyś z pewnością coś mnie z nimi wiązało. Podobnie było w stosunku do Egiptu. Bardzo mocne przywiązanie czułam w pewnym okresie, potem minęło (wciąż jest jednak silną częścią mojego pejzażu duchowego). Co do buddyzmu, zen i Chin – teraz czytam o filozofii chińskiej i okazuje się jak wiele jest mi tu bliskiego. Sam buddyzm zen był mi drogi w innych doświadczeniach. Mam też poważne przypuszczenia, że miałam do czynienia z klęską głodową, co jest podobno częstym programem u wielu ludzi. Jeszcze a propos czytania – nie przypadkiem natrafiam na książki. Zawsze są to odpowiednie do tego, co powinnam poznać. Czytanie ich jest dla mnie terapią odblokowującą mnie na różnych polach oraz scalającą z kolejną ścieżką wiedzy/wspomnień. W kontekście tego integrowania swoich „poprzednich” wcieleń (wymiarów) myślę, że wspomnienie i wiedza jest tożsame, równoznaczne. Bo oczyszczenie ścieżki wspomnień daje nowy potencjał, nowy rodzaj wiedzy. Coś wspaniałego. 
 
Idźmy dalej – więc obserwacja siebie daje najwięcej odpowiedzi. Ważne są wady i zalety, pragnienia i wstręty. Ja dużo obserwuje poprzez miejsca. Po prostu miejsca są dla mnie największymi punktami odblokowującymi ścieżki wiedzy/wspomnień. Miejsca mentalnie odwiedzane i poprzez różnoraką edukację, ale też odwiedzane cieleśnie. Podejmujemy pewne podróże zupełnie intuicyjnie wybierając miejsca. Wydaje nam się, że to będzie ok – zawsze jest ok, nawet jeśli podróż z jakichś powodów nie do końca się „uda”. Musieliśmy tam pojechać i tyle. W tym miesiącu, w zgodzie z zaplanowaną realizacją, pojechałam na festiwal, na którym i miejsce, i ludzie byli bazą samopoznania. To było, jak ponowne spotkanie, coś zlało się w jeden wielki wymiar, bal, żeby się przytulić i powiedzieć: przeżyjmy to jeszcze raz. Wspaniałe doświadczenie, gdy ludzie wokół rozpoznają się nie wiedząc skąd. I energia podróżnika! To jest chyba to, to jest powód, dla którego ruszamy do przodu. Uwalniamy nowe porcje wiedzy, zakodowane gdzieś w innych wymiarach, które przez naszą harmonizację (Niebo-Ziemia w danej chwili), stają się naszym wielkim, bezczasowym trwaniem. Przestrzeń to harmonia nieskończonej liczby wymiarów. Zauważmy ją i doceńmy.

Wraz z praktyką życiową, doświadczaniem, jestem bardziej wrażliwa na takie wewnętrzne subtelności, które dają mi wiedzę, poznanie, otwierają na nowe aspekty, albo co najważniejsze odblokowują jakiś nurtujący problem, dylemat. Niektóre aspekty ciągną się dosyć długo, ale przecież – czym jest czas? Czas daje nam tutaj poczucie zakorzenienia. Może przypomnienie sobie czegoś/porcja nowej jakości wiedzy byłoby akurat chwiejące dla całej naszej istoty i środowiska? Dlatego cierpliwość jest kluczem do uzyskania ciągłej synchronizacji. Nie ukrywam, że do takiej pragnę dążyć. O ile wciąż mam prawo mówić o dążeniu – o drodze, o procesie. Wiemy przecież, że rzeczy są takie, a zarazem inne i nic nie jest przesądzone.
 
Otóż, w naszej harmonijnej przestrzeni jest już wszystko. Wszystkie życia i wymiary, harmonie i dysharmonie. Jest piękna linia naszej Duszy, bogata fraktalna struktura zdarzeń, pełna klarownych odkryć i myśli. Jest tu przede wszystkim miłość, silna i doskonała, kryształowa fala światła i dźwięku. A my, owszem, jesteśmy całością. I ta uważność, o której pisałam na początku, to świadomość tego. To utkwienie swojego umysłu w tej igraszce świadomości – podskokach w byt i niebyt, w materię i ducha. Czyli utkwienie go na tej niewidzialnej granicy, której przesuwanie daje nam poznanie i wiedzę. Wkraczanie w doświadczenia (czysto i bezpośrednio) to przechodzenie przez różnorodne granice i uwalnianie – latanie z poupychanymi w podświadomości cząstkami siebie. Pomyślcie jak bardzo możecie odkryć siebie, odkrywając świat oraz odkryć świat, odkrywając siebie!

Utrzymanie umysłu na tej stabilnej podstawie jest jednakże pewną drogą. Aby świadomość zawsze jaśniała czystością – możemy poddać się woli płynącej prosto ze źródła. Od Niebios i Ziemi. I to kieruje mnie, jako ziemiankę, jako człowieka, ku jak najlepszej synchronizacji oraz realizacji siebie – swego potencjału, tego co mogę dać Innym. Przecież coś mnie skłania do pisania ;) do kreacji tego materialnego życia, do podążania przez nie. I to jest pewną drogą, bo można ją jakoś mierzyć i obliczać. Drogą scalania wszystkich aspektów siebie w jedną, boską istotę. Mikrokrystaliczną.

To, co było i będzie to punkty na linii znanej umysłowi. W trwaniu, czas przypomina uwikłanie w umysłowe potyczki, ale też świadomość ograniczoną ramami życia-śmierci. Wyjście poza te ramy daje całe spektrum możliwości, poszerzających świadomość. Obserwujmy więc siebie, a dostrzeżemy, jak wiele wymiarów nakrywa się na siebie i sprawia, że życie na Ziemi staje się pełniejsze. Zdobywamy bowiem wiedzę o tym, jak żyć dla siebie lepiej, jak lepiej się realizować i jeśli faktycznie z sercem pójdziemy za ową wewnętrzną misją (z miłości), uzyskamy harmonijne połączenie w kreacji. I połączenie z innymi ludźmi – to ostatnia, pewnie najważniejsza rzecz o jakiej napiszę.

Przyciągają się różne dusze, które mają razem doświadczać, uczyć się, kochać się, być sobie wzorem. Niekiedy krótko, niekiedy długo. Rodzaj i jakość relacji zależy od stopnia świadomości osób. Są takie, które się wykruszają, a inne trzymają silnie – osoby wiedzą, że wzajemnie podsycają swoją wewnętrzność i zewnętrzność staje się pełniejsza o bogaty aspekt ducha. Warto więc podchodzić od każdego z szacunkiem, jako całego spektrum indywiduum. Uczyć się i dawać sobie szczerą miłość.
Szczególnym rodzajem relacji jest jednak rodzina. Pamięć pokoleniowa to duży procent tego, co wchodzi w skład tych wspomnień wewnętrznych/wiedzy inkarnacyjnej. Tyle, że jest to wiedza pochodząca od realnie innych istot niż my – od naszych przodków. Jest wiele osób, które powiedziałyby więcej i mądrzej ode mnie na ten temat. Ja tylko przypomnę, jak bardzo jest to ważne i bez tego aspektu, pełna harmonizacja po prostu nie zajdzie. Bo tu się wszystko zaczyna i to są korzenie i wiedza. Ale także programy i blokady. 

Oczyszczanie relacji rodzinnych rzutuje na całą osobę i jej życie na każdym poziomie. Spójrzcie więc na podświadomość. Ważni są nie tylko najbliżsi ludzie, ale też miejsce (miejsca) wychowania. I miejsce zamieszkania członków rodu. Dla mnie chodzenie na boso w rodzinnej wsi jest doświadczeniem odblokowywania nieświadomych blokad. W żniwa chodzę boso po skoszonym polu. Łażę po lesie iglastym i czuję rozkosz w zderzeniu stopy z szyszką! Nic nie poradzę – tak już mam. A co rzeczy z innej półki: zdarzała mi się bardzo konkretna medytacja oczyszczająca „ścieżki” rodowe – od strony męskiej i żeńskiej. Zdjęło to dużo ciężaru, jak zauważyłam, z całej rodziny. Składam też wiele intencji w imię miłości i dobrobytu u rodziny. Przede wszystkim jednak uczę się cierpliwości, aby dawać sobie i każdemu przestrzeń do własnego rozwoju. Bo tylko będąc sobą w pełni, umiejscowić siebie w chwili i doświadczać jej bezpośrednio – tylko w taki sposób dajemy innym przestrzeń do tego, aby nas czegoś nauczyli i żeby nauczyli się też od nas. Następuje drogocenna wymiana mądrości wewnętrznej, i najczęściej następuje w ciszy, w spokojnej cierpliwości. W tej utkanej z miłości przestrzeni kwitną kwiaty, ozdabiając harmonią nasze życie. Dbajmy o nią. 



~~*~~


Komentarze