Reguły, zasady i sztuczna wiedza
Przyznaję
dzisiaj sama przed sobą, że w moim zwracaniu wagi na poprawność językową jest
pewien fałsz.
Bo przecież
odrzucam wszelkie stereotypowe definicje, słowa i pojęcia. I czepiając się
kogoś o złe zapisanie czegoś, albo ucząc się usilnie zasad interpunkcji, robię
to jakby z przymusem.
To przecież
uwięzienie w pewnej formie. Poprawność. Poprawność!
Szlag!
Wykrzyknik,
przecinek. Owszem, to wszystko nadaje porządek. Ale jaki jest sens w czepianiu
się, kiedy dla przeciętnego zbieracza chleba to czy tu powinien być przecinek
czy nie, jest bez znaczenia.
Najlepiej
pisać tak po prostu
Jestem pewna że bez znajomości tych wszystkich reguł
Nawet by wam nie przeszkodziło
Że nie używam żadnych znaków
(Żeby uniknąć błędów)
Może to naciągane, ale już
wcześniej obserwowałam swoje uczucia względem tych wszystkich zasad, których
się tak kategorycznie przestrzega. Myślę, że tak, są potrzebne, tak jak w
matematyce wzory. Ale musimy pozwolić na pewną dozę fantazji. Nie ograniczając
się.
Wzór to wskazówka do rozwiązania
zadania. Jednak świetny matematyk, bądź fizyk nawet znając wzór, rozwiąże
zadanie innym, własnym sposobem.
To samo jest z zasadami pisowni.
To wskazówki ułatwiające przeciętnemu człowiekowi wyrażanie swoich poglądów.
Pisanie, mówienie.
Ale ludzie w szkołach uczą nas
tych wskazówek, jako czegoś koniecznego, bez czego nie zajdzie potrzeba
własnego analizowania i nauki metodą prób i błędów. Bez używania intuicji.
Zabijają ją w ten sposób w
szkołach i swoich kapitalnych programach naukowych. Uczą maszyny. Roboty. Ludzi
automatycznie stawiających przecinki i automatycznie poprawiający innych.
Może i żyje nam się łatwiej, ale
od małego jesteśmy przyzwyczajani do posłuszeństwa. W efekcie zaprowadza nas to
do zamieszkania w pewnym z góry ustalonym schemacie. Jesteś przeciętniakiem,
rób tak jak ci każemy, żyj tak jak mówimy, damy ci setek reguł, których masz
przestrzegać…
Ech, prawda jest taka, że ludzie
kiedyś nauczyli się pewnych rzeczy. Zaczęli przekazywać je dalej. I w każdej
epoce to się rozrastało do pękatych ksiąg wiedzy. Wszystko poupychano w
bibliotekach i stwierdzono, że już wiadomo wszystko. Ludzie żyli w tym
przeświadczeniu, jedyne co robiąc w celu zdobywaniu tego namiastka wiedzy, to
chodzenie do szkoły. Lecz tam, chociaż myśleli, że się uczą, wpakowano im do
głów setkę nic nie wartych definicji i wzorów.
Gdzie ta prawdziwa wiedza?
Dziś wiem, że ją możemy znaleźć
tylko w sobie. Nikt tego nie przekazywał. Lepiej było pokazać punkty i
narysować mapę. Zamiast pozwolić umysłowi samemu się rozwijać i zdobywać
niezwykłe, dziewicze światy.
Wracając jednak do tego, jak dwa
słowa: poprawność językowa, doprowadziła mnie do otwierania bram świadomości…
Chyba nie trudno teraz uwierzyć w to, w jakim świecie żyjemy?
Reguły, zasady, więzienie,
wpajane stereotypy i zachowania. Maski, pełno masek. I szara, zbita masa.
Społeczeństwo. Masa ludzi uważających się przeciętniaków wypowiadających, jak
mantrę zasady poprawnej ortografii.
Wiecie co? Nigdy się nie
nauczyłam dobrze zasad ortografii. Mało tego, nadal nie wiem jak pisać niektóre
słowa i tylko słownik w komputerze mi w tym pomaga!
I może nie zdziwi cię także to,
kiedy usłyszysz w telewizji jakiegoś polityka, dziennikarza, albo innego
wypowiadającego się wysoko stojącego pajacyka, którzy notorycznie popełniają
błędy językowe.
Wiesz co ci powiem?
Plują na to!
Mają głęboko gdzieś, co napiszą i
w jaki sposób. Rozumiem to. I ty też. Oni zaszli daleko. Stoją teraz po drugiej
stronie krat i uśmiechają się z politowaniem do „przeciętniaków”. Machają im i stawiają
kolejne tabliczki z prawami i zakazami.
Z jednej strony mówię o nich „pajacyki”,
a z drugiej strony całkowicie rozumiem ich brak potrzeby nauczenia się zasad poprawnej
wypowiedzi. Mają się za takich ważnych, którzy mogą sobie pozwolić na wszystko,
bo stoją wysoko, mają „władzę”. Tak naprawdę nie weszli nawet na połowę góry. W
istocie ze swoim poziomem świadomości nie zrobili zapewne nawet pierwszego
kroku.
Dlatego ich gryzące w uszy
niepoprawności są tak bardzo żałosne i irytujące. W ten sposób ujawniają się -
fałsz w swoim poczuciu nieograniczonej władzy. Są tak nieudolni, że zamiast
zachować pozory wyrafinowania i „znania na rzeczy”, wywołują tandetne afery i
mówią jak większość „przeciętniaków”…
Chwila… ale przecież przed chwilą
nie krytykowałam tak braku znajomości języka ojczystego… Otóż nie krytykuję
nadal, ale tylko wtedy, gdy nie ma w nieprzestrzeganiu zasad fanatyzmu i takiej
samej skrajności w ich przestrzeganiu.
Odkryłam dziś w sobie taką
potrzebę. Czując pewien zgrzyt w swoim wnętrzu, kiedy chciałam kogoś poprawić i
kiedy przypominałam sobie, że sama powinnam kupić słownik interpunkcji, bo ktoś
mi zwrócił uwagę na błędy. Postanowiłam nazwać tę emocję po imieniu i się z nią
rozliczyć, co właśnie zrobiłam.
Ale czy nagle przestanę pisać z
błędami i zapominać o przecinkach? Nie, oczywiście, że nie. Te zasady
wprowadzają wiele ładu i dopóki nie są nadużywane i człowiek nie żeni się ze
słownikiem, powinny być wykorzystywane.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)