Duchowe realizacje: zwierzęta mocy
Duchowe realizacje
~~*~~
Miałam już w swoim życiu piękne spotkania ze Zwierzętami Mocy. Były to spotkania na tyle doniosłe i ważne, że nie musiałam, a nawet nie chciałam ingerować w tę przestrzeń doświadczania. Jak zawsze zostawiłam to z szacunkiem obok siebie. Nie za sobą, nie przed sobą. Obok siebie. Wiem, że zawsze mogę zwrócić się w tę stronę i otrzymam opiekę. Miłość i troskę wynikającą z czystego bycia.
Co to znaczy Zwierzęta Mocy? To pojęcie szamanistyczne. Oznacza opiekuna zwierzęcego. Duchowego oczywiście, ale co to słowo znaczy, skoro tacy opiekunowie w równym stopniu przejawiają się w naszym realnym życiu, uczestniczą w nim i są znacznie bardziej obecni niż ludzie? Na pewno każdy z was choć w małym stopniu doświadczył relacji ze zwierzęciem. Potrafi być to najczystsza, najpełniejsza relacja, jaką świat mógłby sobie wymarzyć. Nie oczekuje, jest milcząca, a jednak pełno w niej emocji i słów. Które znaczą więcej niż niejedne wypowiedziane frazy.
Zwierzęta Mocy występują wszędzie. Towarzyszą nam duchowo, ujawniają się realnie, są towarzyszami w różny sposób. Czasem tylko przez pewne etapy życia, czasem nieustannie. W zależności od naszej sytuacji życiowej i potrzeby. Kiedy pierwszy raz chciałam dowiedzieć się kto jest moim opiekunem, kto mi towarzyszy,... spotkałam wszystkich. Ale zacznę od początku.
Pierwszym wspaniałym stworzeniem, z którym związałam się duchowo, choć tego ani nie rozumiałam, ani nie pogłębiełam, był związek z zwierzątkiem domowym tchórzofretką. Ona zdana na mnie, ja na jej nieustanną obecność - była to czysta relacja, choć momentami bolesna (jej choroba i uśpienie). Przez moją niewiedzę (nie tylko fizyczną, ale i duchową) była to bardzo prosta i bardzo piękna relacja ze zwierzęciem. Po jej śmierci wciaż miałam z nią pewien szczególny kontakt i nadal wspominam ją w różnych wariantach i potrzebach. Wiem, ze jest - w sercu.
Prawdziwie po jej śmierci odczułam wezwanie - dusza ciągnęła mnie na szczyt góry i ja poszłam zostawiając wszystko za sobą. Wpadłam w nieuzasadniony, bardzo mi potrzebny szał zbierania ptasich piór. O ile teraz nie mam ich tak wiele - jakieś dwa lata temu były wszędzie w mieszkaniu. Teraz bardziej zwracam uwagę na szczególne okazy, inne posłużyły mi za zakładki książek. Przez długi czas robiłam to trochę bezrefleksyjnie. Potem zrozumiałam - ptak. Wspaniałe, wolne stworzenie, w końcu został uwolniony. I to ja nim byłam, i to ja rozłożyłam wreszcie skrzydła. To piękne uczucie wolności, której tak szukałam - wolności dla duszy - ziściło się dzięki obecności duszy Ptaka, archetypu ptaka. Kiedyś nawet płakałam nad krótką historią ptaków uwięzionych w klatce i utożsamiałam się z ich cierpieniem. Wreszcie byłam wolna...
I myślałam, że będę związana z ptasim trelem zawsze. Lecz wszystko się zmienia i ja się zmieniłam.
Jeszcze bardziej szanuję te istoty, ale otworzyłam się równocześnie na inne energie. Pustynne, majestatyczne zwierzęta mnie do siebie przyciągały - w postaci symboli i emocji. Były to Wielbłąd i Słoń. Wielbłąd bardzo pustynnie się we mnie odzywał, symbolicznie i wyjątkowo delikatnie. Natomiast Słoń do tego stopnia, że kiedyś zapisałam na kartce "pamiętaj o słoniku", bez\ wyjaśnienia... I pamiętałam o nim, ale nie wiedziałam dlaczego. Po przeczytaniu opowiadań Murakamiego "Zniknięcie słonia", uświadomiłam sobie wagę tego związku. Te zwierzęta zawsze będą budziły we mnie szacunek i uwielbienie.
To przypomniało mi o jeszcze najwcześniejszym zwierzęciu mojego życia - krowie. Nie tylko dlatego, że mieszkanie na wsi przyczyniało się do nieustannego spotykania tych zwierząt. Kojarzą mi się ze szczęściem. Wyobrażenie szczęścia? Zielona łąka, a na niej krowy. To piękne wspomnienie pewnego ciepłego dnia, gdy wracałam ze szkoły dróżką, do domu. Zobaczyłam te krowy, one na mnie spojrzały, jak to krowy. A ja na nie. I czułam to. Prostotę, wewnętrzną prostotę szczęścia. To nie było szczęście wysławiane. TO była łąka i krowy. Czuję to wciąż - ciche uczucie spokoju. I dlatego krowy zawsze i na zawsze będą mi tego symbolem i ważną lekcją cierpliwości, której często - oj często i mi brakuje.
Obrazując własne spotkania ze zwierzętami, pragnę pokazać, jak każdy może poznać swoich duchowych pomocników. Malutkie iskierki, które towarzyszą nam zawsze i przekazują lekcje, a także pokazują momenty graniczne, zmiany, symbolizują i sygnalizują najróżniejsze przejścia i doświadczenia.
Gdy jeszcze nie wiedziałam, jak poznać swoje zwierzę mocy - zasiadłam do medytacji, myśląc że mi się po prostu ukaże. Ukazał mi się - owszem, wtedy był to wilk. Lecz ten wilk, jak pewna część mojej natury, powraca do dziś i czasem jest bardziej, czasem mniej. Drzemie i czuwa, tak jak inny majestatyczny zwierz - jeleń. Są przy mnie niczym Strażnicy i Opiekunowie. Ale wracając - zasiadłam do medytacji szczególnej, na wzór szamańskich podróży. Znalazłam się przed lasem, piękną puszczą i czekałam. Zwierzęta zaczęły się pojawiać. Ku mojemu zdziwieniu - cały tłum zwierząt. Wielkie, małe. Wszystkie wyszły przed linię drzew, niektóry wciąż stały w gęstwinie. Wszystkie stały i patrzyły na mnie, jakby czekały, jakby pytając - o co chodzi, witaj, wzywałaś nas? albo z ciekawością, z cierpliwością czekając na mój ruch.
A ja wtedy nie wiedziałam - bo nie miałam do nich wszystkich pytań, nie miałam próśb. Ja chciałam zobaczyć je, może udowodnić sobie, że jakieś zwierze jest przy mnie. A była cała masa i wszystkie na mnie czekały. A więc zrobiłam jedyną przyzwoitą rzecz w tamtej chwili. Z nabożnością złożyłam ręce na piersi, przywitałam się i powiedziałam im: dziękuję.
Dlatego wiem, że zawsze można na nie liczyć. Że są. I pojawiają się co jakiś czas w naszym życiu...
Na przykład tak subtelne zwierzątka, jak owady. Odwiedzały mnie w wakacje motyle. Bardzo obwicie spotykałam je przy swoim ukochanym drzewie w ogrodzie rodzinnym. Obsiadywały to drzewo, a ja przy nich, obserwując ich pracę przy żywicy. Widywałam motyle często, a nawet wlatywały mi przez okno. Jest to zaskakujące, ponieważ wleciały mi kilkakrotnie przez okno na piątym piętrze, gdy byłam już w mieście. Było to piękne i zaskakujące. Dodając do tego sytuację, w której motylek siedział mi na nosie, na uchu, na palcu przez jakieś 20 minut, nie zamierzając sobie odlecieć. Wystarczająco magiczne? Wystarczająco piękne, by pamiętać o czułości i wrażliwości na świat przyrody - to wszystko w tym się mieści i tego dotyczy. To najgłębsza prostota bytu.
I nie bać się.
Od dwóch lat czekałam na spotkanie z niezwykłym zwierzątkiem, jakim jest królik. Nosiłam się z adopcją, ale ciągle mnie coś odciągało. Miesiąc temu stało się - ze schroniska zaadoptowałam króliczka. Pierwsze dwa dni były dla mnie straszne, zupełnie nie wiedziałam jak się obejść z taką istotką, jakbym zapomniała wszystkich manier wobec zwierząt, jakbym zapomniała, jak się dzieli przestrzeń z kimś tak delikatnym. Ale szybko otworzyliśmy się na siebie i był to najpiękniejszy dzień (a raczej noc) mojego życia związanego ze zwierzakami. Jak dużo Swen mnie jeszcze nauczy - to się okaże. Ale powiem jedno - relacja ze zwierzątkiem to po prostu przebywanie w czystym przepływie miłości. Tylko tyle i aż tyle. To piękne doświadczenie.
Zwierzęta Mocy to nic innego, jak nasza wrażliwa strona, która potrafi otworzyć się na świat przyrody i czerpać z niego lekcje, obserwować, chłonąć jego bezinteresowną miłość. To bycie dobrym dla siebie i stanowczym wobec siebie. A z tego wyniknie cała reszta. Zwierzęta uczą cierpliwości i miłości. Uczą prawdziwości i szacunku. To najdostojniejszy powrót do Bytu, jaki mogłabym sobie wymarzyć. Ma on swoje ciemne strony, ciężkie, jak największe głazy, ale przy tej czystej relacji ze zwierzętami i przyrodą - nawet takie głazy robią się lżejsze i być może nawet warte, by je dźwigać.
Zwierzęta - są obok nas. A ich moc - w nas, głęboko ukryta, misternie utkana w Bycie, do którego prostoty przecież zmierzamy.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)