"Rękopis znaleziony w Saragossie" - Jan Potocki

RĘKOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE


Nauka nigdy nie prowadzi do niewiary, nieuctwo nas tylko w niej pogrąża.

            Słowa te wypowiedziane przez genialnego chrześcijańskiego matematyka Velasqueza, bohatera Rękopisu znalezionego w Saragossie, zmuszają do myślenia. I to nie byle jakiego, a myślenia przestrzennego, z otwartym umysłem, który chłonie i stara się zrozumieć istotę rzeczy w sposób obiektywny i zdystansowany. Choć bohaterowie Rękopisu są wyznawcami różnych religii, odmiennych poglądów i o zupełnie innych hierarchiach wartości, łatwo zauważyć ich podobieństwo. Bo czyż i my nie jesteśmy w jakiś sposób podobni? Każdy czegoś szuka, próbuje do czegoś dotrzeć. Rzeczywistość, jaką znamy często miesza się z czyjąś i nie ma w tym nic strasznego, bo jak pokazuje Jan Potocki w swoim wiekopomnym dziele – wszystko ma swoje miejsce, czas i niczym doskonała układanka harmonizuje nasze życia. Ta właśnie, bardzo idealistyczna myśl dopadła mnie po przeczytaniu Rękopisu.
            Historia honorowego rycerza armii walońskiej Alfonsa von Wordena to barwna, wciągająca podróż przez góry Sierra Morena, przede wszystkim zaś przez rozmaite historie spotykanych przez Wordena postaci. Ich nietuzinkowość, ekscentryzm i niezwykłe przygody zostały napisane w formie szkatułkowej – jedna opowieść pociąga drugą, a ta kolejną i kolejną. Wątków jest wiele, ale to bynajmniej nie przeszkadza w czytaniu, tylko utwierdza czytelnika w wybitności pisarza i sprawia, że nie sposób się od lektury oderwać. Wyczekiwane zakończenie wbrew pozorom – zaskakuje. Przynajmniej tych, którzy nie znali wcześniej autora Rękopisu. Kim jest człowiek, piszący tak wnikliwie, dokładnie i chronologicznie? Kim jest ten, który potrafi w niesłychanie zgrabny oraz komiczny sposób przedstawić swój światopogląd? I oczywiście porwać czytelnika, ale nie tylko na karty opowieści, a w zaskakującą otchłań naszego własnego umysłu, zmuszając go do intensywnego myślenia.
            Ów człowiek to polski arystokrata, etnograf i podróżnik – Jan Potocki. Żył na przełomie XVIII i XIX wieku. Krąży legenda, według której swą wybitną powieść pisał we fragmentach dla zmożonej chorobą żony, czytając jej wieczorami kolejne części. Całość jednakże zajęła mu ostatnie lata życia: 1803 – 1815. W tym też roku zmarł, zmęczony atakami bólów na tle nerwowym i silną nerwicą. Zakończył życie strzałem samobójczym 20 listopada.
Mimo melancholii, w jaką popadł pod koniec swych dni, był bardzo barwnym człowiekiem. Znany z ekscentrycznego sposobu zachowania, ubioru i wyglądu. Pasjonowała go kultura Orientu. Podczas swoich licznych podróży zapisywał, rysował i poznawał najrozmaitsze kultury i ludy Europy. Odwiedził Kaukaz, środkową Azję, Egipt, Turcję, Maroko, Chiny. Gdziekolwiek nie zamierzał się udać, robił to „okrężną drogą”. Na przykład wracając po Rewolucji Francuskiej z Paryża do Warszawy przejechał przez Hiszpanię, Maroko i Wyspy Brytyjskie. Już teraz tematy podjęte w Rękopisie nie powinny nikogo dziwić. Do tego wszystkiego warto dodać wielkie zainteresowanie Potockiego historią. Zajmował się badaniem dziejów Słowiańszczyzny, Rosji. Wydawał liczne prace historiograficzne i etnograficzne. Nie obcy był również na scenie politycznej. Dzięki swojemu obyciu w świecie łatwo dostrzegł zagrożenie Polski ze strony Prus, dlatego też prowadził kampanie ostrzegające polaków przed niebezpieczeństwem, sam finansując wszelkie działania, rozwijając działalność propagandową. Założył w swoim pałacu Drukarnię Wolną, gdzie drukowano pisma patriotyczne o śmiałych i bezkompromisowych poglądach. Stanisław August proponował mu pozycję swojego bibliotekarza, której jednak Potocki nie przyjął.
            W Rękopisie nie sposób nie zauważyć wzmianek autobiograficznych. W końcu, kiedy już się o czymś pisze, należy mieć jakiekolwiek o tym pojęcie. Tak też wspomnę, że Jan Potocki miał liczne kochanki, choć nie pisał o tym wprost, odważył się na lot balonem (do którego zabrał ukochanego pudelka i około stukilogramowego tureckiego giermka!), a w Konstantynopolu spotykano go w sklepikach i kawiarniach – kahvehane – „gdzie raczono się nargilami z haszyszem”. A propos jego rozrywek – lubował się także w opium.
            Z perspektywy największego dzieła tego pisarza i historyka, najważniejsze będzie jednak przyjrzenie się jego zainteresowaniom filozoficznym i religijnym. Jak przystało na oświeceniowego arystokratę, często urzędującego w Paryżu, przez całe życie opowiadał się za materialistyczną, deistyczną filozofią La Mettrie’ego, Diderota, Holbacha, Helwecjusza. Gdy dowiedziałam się o tym byłam niesamowicie zdziwiona, ponieważ po przeczytaniu i obejrzeniu Rękopisu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu o szczerym surrealizmie i wierze w bogaty świat duchowy Jana Potockiego. Jednak to właśnie z tymi informacjami należy zastanawiać się nad interpretacją Rękopisu.
            Potocki miał bardzo otwarty i chłonny umysł, a świadczą o tym, jego poglądy religijne. W powieści uderza czytelnika sprawna ocena obrzędów religijnych w starożytnym Egipcie, kultach Bliskiego Wschodu, nie wyłączając oczywiście chrześcijaństwa i islamu.
„Powstanie chrześcijaństwa przedstawia się więc w ujęciu Potockiego jako zjawisko historyczne, uwarunkowane czynnikami naturalnymi. […] pozbawia okoliczności charakteru wyjątkowego i niezwykłego […]” [1]
            Czy wobec tego fantastyczny Rękopis znaleziony w Saragossie należy interpretować w duchu oświeceniowego materializmu, wykluczając wszelką niezwykłość? Oczywiście w pewnym sensie – tak. Koniec końców, nie chcę wprawdzie psuć nikomu radości z czytania, wszystko okazuje się igraszką autora. Parodią, ironią. W zamyśle miał to być traktat polemiczny z przekreślającym cały dorobek materialistycznego obrazu świata, dziełem Chateaubrianda Geniusz chrześcijaństwa, wychwalającym pozycję Kościoła, obiektywne ideały, wyrastające na gruncie chrześcijaństwa, które (jako jedyne) miało być źródłem piękna i prawdy.
            Tak też Potocki przedstawia bogatą, kolorową mozaikę różnorodności zarówno na tle kulturowym, psychologicznym, jak i historycznym.
„Zjawisko historyczne interesuje [go] przede wszystkim nie w izolacji, a w powiązaniu, umiejscowione na ustalonej linii rozwojowej, zależne od poprzedzających zjawisk i z kolei uzależniające od siebie następne”.[2]
            Nie sposób nie docenić geniuszu Potockiego. Sposobu, w jaki chce przedstawić świat poukładany, spójny i harmonijny. Wszysto bowiem idealnie do siebie pasuje, każda przedstawiona historia jest dokładnie opisana z uwzględnieniem miejsca i czasu. Wydarzenia przeplatają się, uzupełniają, tak samo jak ich uczestnicy. To przykład niezwykłego kunsztu nie tylko literackiego, ale przede wszystkim umysłowego. Nie spotkałam się nigdy wcześniej w książce z tak dogłębną wiedzą autora na rozległe tematy, w dodatku potrafiącego je idealnie zespolić i ukazać czytelnikowi koherentny obraz rzeczywistości.
            Nie można zapominać przy tym, że dla Potockiego będzie to bardzo materialistyczna rzeczywistość. Wszelkie fantastyczne odniesienia wyjaśniają się bowiem w zakończeniu i z jednej strony – możemy wraz z głównym bohaterem odetchnąć z ulgą i powiedzieć: ach, to nie szaleństwo (notabene kapitalnie to pojęcie przedstawił autor w historii Velasqueza). A z drugiej – czy nie brak tu tej czysto irracjonalnej smugi, niedopowiedzenia, pozostawiającego wolność wyobraźni i szczelinę do wejścia w świat duchowy?
            Pytanie to pojawiło się w mojej głowie nie po przeczytaniu Rękopisu, a posłowia, w którym dowiedziałam się o wyżej opisanych upodobaniach Potockiego. Wcześniej (i nadal tak jest) dostrzegałam tę duchowość w powieści właśnie w harmonii, z jaką cała rzeczywistość została przedstawiona. Być może to autor miał na myśli? Tą niewyobrażalną przestrzeń we Wszechświecie, która potrafi każde zdarzenie tak pokierować, aby tworzyła pewną zgrabną całość. Ciężko ją dostrzec będąc w niej. Należy się cofnąć, spojrzeć z dystansu na życie nie tylko swoje, a życie wszystkich ludzi, wysnuć odrębne historie i patrzeć, jak znakomicie się łączą – czy to na podłożu historycznym, kulturowym czy czysto metafizycznym. I pod tym względem nawet poglądy Potockiego na rozwój religii chrześcijańskiej nie psują moich osądów, bo właśnie tak miało być: naturalne uformowanie się pewnych religii, schematów w świecie dopełnia harmonii. Nie wiem czy istnieje coś, co zdarzyć by się mogło bez przyczyny. A owe religie, jak sam autor doskonale zauważał, uzupełniają się, dopełniają i mają wspólne korzenie.
            Oczywiście skrajnie materialistyczne poglądy Potockiego zapewne kłóciłyby się z moim widzeniem Rękopisu. Lecz ja, nic nie ujmując jego wizji rzeczywistości, zachwycona jej przedstawieniem i tak znajduję wspólny mianownik i zostawiam furtkę dla świata duchowego.
Z tego względu na zasadniczą uwagę zasługuje adaptacja filmowa Wojciecha Hasa, w którą reżyser musiał włożyć naprawdę dużo pracy, czego też efekty widać na ekranie. Na opisanie, jak wybitnie Has posłużył się książkową groteską i humorem, musiałabym poświęcić kolejne kilka stron. Dlatego jedynie o tym wspominam i gorąco polecam przyjrzenie się z uwagą jednemu z największych dzieł polskiego kina. Zbigniew Cybulski, który wcielił się w postać głównego bohatera Rękopisu, von Wordena, pokazuje prawdziwy talent aktorski, nie ujmując wszak niczego pozostałym aktorom. Klimat odwzorowany na ekranie pochłania widza i prowadzi go na granicę jawy i snu. Właśnie to jest największym plusem ekranizacji. Ta granica bowiem, nie zostaje tak jak w książce zatarta. Has (i chwała mu za to!) pozostawił furtkę, dając przestrzeń do własnej interpretacji nie tyle zakończenia, co ogólnego przekazu. Równoległe rzeczywistości? Sen i jawa? Zwierciadło?
To przede wszystkim różni adaptację od powieści. Dostrzec to można nie tylko czytając i oglądając, ale też poznając zainteresowania Potockiego. Jego wiara w materializm i sensualizm została bowiem ukazana w książce w sposób nad wyraz perfekcyjny. Jednakże furtka była właśnie w harmonii, o której wspomniałam wyżej. Jak to jednak przedstawić na ekranie? Wojciech Has sprostał zadaniu i to na najwyższym poziomie. Jak wszystko się dokonało i jak zostało przedstawione – to już musicie zobaczyć sami. Ci zaś, którzy widzieli i czytali, niech podzielą się swoimi spostrzeżeniami, bo Rękopis znaleziony w Saragossie otwiera przed nami tematy i pytania z absolutnie każdej dziedziny życia i co najlepsze – daje na nie, co prawda skrzętnie ukryte, odpowiedzi.




[1] Jan Potocki, Rękopis znaleziony w Saragossie, Czytelnik, Warszawa, 1956.
[2] Tamże.

Komentarze