"Rękopis znaleziony w Saragossie" - Jan Potocki
RĘKOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE
Nauka nigdy nie prowadzi do niewiary, nieuctwo nas tylko w niej
pogrąża.

Historia
honorowego rycerza armii walońskiej Alfonsa von Wordena to barwna, wciągająca
podróż przez góry Sierra Morena, przede wszystkim zaś przez rozmaite historie
spotykanych przez Wordena postaci. Ich nietuzinkowość, ekscentryzm i niezwykłe
przygody zostały napisane w formie szkatułkowej – jedna opowieść pociąga drugą,
a ta kolejną i kolejną. Wątków jest wiele, ale to bynajmniej nie przeszkadza w
czytaniu, tylko utwierdza czytelnika w wybitności pisarza i sprawia, że nie
sposób się od lektury oderwać. Wyczekiwane zakończenie wbrew pozorom –
zaskakuje. Przynajmniej tych, którzy nie znali wcześniej autora Rękopisu. Kim jest człowiek, piszący tak
wnikliwie, dokładnie i chronologicznie? Kim jest ten, który potrafi w
niesłychanie zgrabny oraz komiczny sposób przedstawić swój światopogląd? I
oczywiście porwać czytelnika, ale nie tylko na karty opowieści, a w zaskakującą
otchłań naszego własnego umysłu, zmuszając go do intensywnego myślenia.
Ów człowiek
to polski arystokrata, etnograf i podróżnik – Jan Potocki. Żył na przełomie
XVIII i XIX wieku. Krąży legenda, według której swą wybitną powieść pisał we
fragmentach dla zmożonej chorobą żony, czytając jej wieczorami kolejne części.
Całość jednakże zajęła mu ostatnie lata życia: 1803 – 1815. W tym też roku
zmarł, zmęczony atakami bólów na tle nerwowym i silną nerwicą. Zakończył życie
strzałem samobójczym 20 listopada.

W Rękopisie nie sposób nie zauważyć
wzmianek autobiograficznych. W końcu, kiedy już się o czymś pisze, należy mieć
jakiekolwiek o tym pojęcie. Tak też wspomnę, że Jan Potocki miał liczne
kochanki, choć nie pisał o tym wprost, odważył się na lot balonem (do którego
zabrał ukochanego pudelka i około stukilogramowego tureckiego giermka!), a w
Konstantynopolu spotykano go w sklepikach i kawiarniach – kahvehane – „gdzie raczono się nargilami z haszyszem”. A propos
jego rozrywek – lubował się także w opium.

Potocki
miał bardzo otwarty i chłonny umysł, a świadczą o tym, jego poglądy religijne.
W powieści uderza czytelnika sprawna ocena obrzędów religijnych w starożytnym
Egipcie, kultach Bliskiego Wschodu, nie wyłączając oczywiście chrześcijaństwa i
islamu.
„Powstanie chrześcijaństwa
przedstawia się więc w ujęciu Potockiego jako zjawisko historyczne,
uwarunkowane czynnikami naturalnymi. […] pozbawia okoliczności charakteru
wyjątkowego i niezwykłego […]” [1]
Czy wobec
tego fantastyczny Rękopis znaleziony w
Saragossie należy interpretować w duchu oświeceniowego materializmu,
wykluczając wszelką niezwykłość? Oczywiście w pewnym sensie – tak. Koniec
końców, nie chcę wprawdzie psuć nikomu radości z czytania, wszystko okazuje się
igraszką autora. Parodią, ironią. W
zamyśle miał to być traktat polemiczny z przekreślającym cały dorobek
materialistycznego obrazu świata, dziełem Chateaubrianda Geniusz chrześcijaństwa, wychwalającym pozycję Kościoła, obiektywne
ideały, wyrastające na gruncie chrześcijaństwa, które (jako jedyne) miało być
źródłem piękna i prawdy.
Tak też Potocki przedstawia
bogatą, kolorową mozaikę różnorodności zarówno na tle kulturowym,
psychologicznym, jak i historycznym.
„Zjawisko
historyczne interesuje [go] przede wszystkim nie w izolacji, a w powiązaniu, umiejscowione
na ustalonej linii rozwojowej, zależne od poprzedzających zjawisk i z kolei
uzależniające od siebie następne”.[2]
Nie sposób
nie docenić geniuszu Potockiego. Sposobu, w jaki chce przedstawić świat
poukładany, spójny i harmonijny. Wszysto bowiem idealnie do siebie pasuje,
każda przedstawiona historia jest dokładnie opisana z uwzględnieniem miejsca i
czasu. Wydarzenia przeplatają się, uzupełniają, tak samo jak ich uczestnicy. To
przykład niezwykłego kunsztu nie tylko literackiego, ale przede wszystkim
umysłowego. Nie spotkałam się nigdy wcześniej w książce z tak dogłębną wiedzą
autora na rozległe tematy, w dodatku potrafiącego je idealnie zespolić i ukazać
czytelnikowi koherentny obraz rzeczywistości.
Nie można
zapominać przy tym, że dla Potockiego będzie to bardzo materialistyczna
rzeczywistość. Wszelkie fantastyczne odniesienia wyjaśniają się bowiem w
zakończeniu i z jednej strony – możemy wraz z głównym bohaterem odetchnąć z
ulgą i powiedzieć: ach, to nie szaleństwo
(notabene kapitalnie to pojęcie przedstawił autor w historii Velasqueza). A z
drugiej – czy nie brak tu tej czysto irracjonalnej smugi, niedopowiedzenia,
pozostawiającego wolność wyobraźni i szczelinę do wejścia w świat duchowy?
Pytanie to
pojawiło się w mojej głowie nie po przeczytaniu Rękopisu, a posłowia, w którym dowiedziałam się o wyżej opisanych
upodobaniach Potockiego. Wcześniej (i nadal tak jest) dostrzegałam tę duchowość
w powieści właśnie w harmonii, z jaką cała rzeczywistość została przedstawiona.
Być może to autor miał na myśli? Tą niewyobrażalną przestrzeń we Wszechświecie,
która potrafi każde zdarzenie tak pokierować, aby tworzyła pewną zgrabną
całość. Ciężko ją dostrzec będąc w
niej. Należy się cofnąć, spojrzeć z dystansu na życie nie tylko swoje, a życie
wszystkich ludzi, wysnuć odrębne historie i patrzeć, jak znakomicie się łączą –
czy to na podłożu historycznym, kulturowym czy czysto metafizycznym. I pod tym
względem nawet poglądy Potockiego na rozwój religii chrześcijańskiej nie psują
moich osądów, bo właśnie tak miało być: naturalne uformowanie się pewnych
religii, schematów w świecie dopełnia harmonii. Nie wiem czy istnieje coś, co
zdarzyć by się mogło bez przyczyny. A owe religie, jak sam autor doskonale
zauważał, uzupełniają się, dopełniają i mają wspólne korzenie.
Oczywiście
skrajnie materialistyczne poglądy Potockiego zapewne kłóciłyby się z moim
widzeniem Rękopisu. Lecz ja, nic nie
ujmując jego wizji rzeczywistości, zachwycona jej przedstawieniem i tak
znajduję wspólny mianownik i zostawiam furtkę dla świata duchowego.

To przede wszystkim różni
adaptację od powieści. Dostrzec to można nie tylko czytając i oglądając, ale
też poznając zainteresowania Potockiego. Jego wiara w materializm i sensualizm
została bowiem ukazana w książce w sposób nad wyraz perfekcyjny. Jednakże
furtka była właśnie w harmonii, o której wspomniałam wyżej. Jak to jednak przedstawić
na ekranie? Wojciech Has sprostał zadaniu i to na najwyższym poziomie. Jak
wszystko się dokonało i jak zostało przedstawione – to już musicie zobaczyć
sami. Ci zaś, którzy widzieli i czytali, niech podzielą się swoimi
spostrzeżeniami, bo Rękopis znaleziony w
Saragossie otwiera przed nami tematy i pytania z absolutnie każdej
dziedziny życia i co najlepsze – daje na nie, co prawda skrzętnie ukryte,
odpowiedzi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)