Zamarcie
Opowiadanie, nawet nie pamiętam czy gdzieś je wysyłałam, ale na pewno nie było publikowane. Niewiele swoich opowieści publikuję.
____________________________
Fredzi.
A dream unthreatened
by the morning light
Could blow this soul right through the roof of the night
There's no sensation to compare with this
Suspended animation, a state of bliss*
Could blow this soul right through the roof of the night
There's no sensation to compare with this
Suspended animation, a state of bliss*
Pink
Floyd – Learning to Fly (A Momentary Lapse Of Reason, 1987)
„Zamarcie”
Szum
morskich fal. I drzewa poruszane silnym wiatrem. Ich liście kołyszące się na
zwisających do ziemi gałęziach. Wreszcie deszcz mżący za oknem. Krople
odbijające się od betonowych chodników. Woda wypluwana przez rynny przy
kamienicach. Szczury grzebiące w wielkich kontenerach na śmieci. Wyskakujące z
nich na ulicę puste puszki…
Toczą się po niej z cichym
stukotem, przypominając drewniany powóz podskakujący na kamiennej drodze.
Wodzisz za nimi wzrokiem. Ulica jest zupełnie pusta. Kilka starych samochodów
stoi na poboczu. Księżyc wisi na niebie w pełni, a wokół niego migoczą
srebrzyste gwiazdy. Puszki lecą ulicą w dół, aż w końcu nikną gdzieś na
horyzoncie.
Dosłownie
sekundę potem rozbłyska na nim czerwona łuna. Zaczyna się mozolnie powiększać,
jak farba rozlana na płótno. Dołączają do niej kolejne kolory. Soczysta
pomarańcz i delikatna żółć. Słońce wygląda zza wzgórza, oświetlając nadal pustą
ulicę. Promienie lekko pukają w twoje okno, wysuszając pozostałe na szybie
krople. Wysuszając twoje łzy.
Wpuszczasz
światło do ciemnego pokoju. Stopniowo wypełnia się pięknym, porannym słońcem.
Morskie witraże na ścianach przybierają intensywnie niebieski kolor, a drzewa wymalowane
obok zielony. Diamenciki powtykane w ich listki błyskają wesoło, odbijając
promienie. Twoja twarz rozpogadza się, ale tylko na chwilę.
Nim zdążysz
się obejrzeć z ulicy dobiega warczenie pierwszego samochodu. Nastawiasz wodę na
kawę. Podkrążone oczy odbijają się od gładkiej powierzchni czajnika...
-
Hej,
witaj, jak minęła noc? Spałeś dobrze? Co ci się śniło? Czemu się nie odzywasz?
Nigdy nie wychodzisz z domu, czy coś się stało? Co robisz w ciągu dnia? Cieszy
cię widok naszego zaśmieconego świata? Czemu nie chcesz spędzać czasu w naszym
doborowym towarzystwie? Nie odzywasz się. Jesteś tak bardzo nudny. Nie podoba
ci się to, o czym mówimy? No odezwij się. Powiedz coś. Cokolwiek. POWIEDZ
COŚ!!!!!!
Odwracasz się do okna i szybko je
zamykasz. Nieświeże powietrze już zdążyło wlecieć do środka. Siadasz na łóżku i
patrzysz na leżącą w nim kruchą istotę. Jej kości wystają już tak bardzo, że
mógłbyś policzyć każdą po kolei. Leży pogrążona we śnie. Jeszcze nie wiecznym.
Czasem wstanie, aby się załatwić. Je dużo, bo karmisz ją dobrze, ale masy nie
przybywa. I już nigdy nie przybędzie. Kawałek po kawałeczku rozpada się. Tak
delikatna, że boisz się jej dotknąć, a samo patrzenie sprawia tak wielki ból.
Gołym okiem widzisz calutki kręgosłup. Małe kostki wystają, masz wrażenie, że
wrzynają się w skórę i wkrótce ją przebiją. Ogarnia cię smutek. Jedyne, co
możesz zrobić, to pogłaskać istotkę po głowie, pocałować i spróbować z nadzieją
patrzeć w rozświetlone wschodzącym słońcem okno.
-
Przepraszam,
ma ktoś może książkę? Bo widzę, że wolałbyś poczytać, niż z nami tu siedzieć.
Nie interesują cię nasze inteligentne rozmowy? Nie, nie mów tych swoich bzdur.
Nikt nie chce słuchać twoich bzdur. Posłuchaj naszych. My ciebie nie będziemy,
bo gadasz farmazony. Rozmawiaj o tym, o czym my rozmawiamy! No rozmawiaj!
Odzywaj się! Mów coś!
Czajnik odzywa się, wyrywając cię
z otępienia. Istotka porusza się nieznacznie i otwiera czarne, zmęczone oczy. Kiedy będzie zmęczona, kiedy będzie miała
już dość… muszę to zrobić. Kiedy zobaczę, że już nie chce się męczyć…
Zalewasz kawę. Brązowy płyn
powoli wypełnia filiżankę. Aromat rozchodzi się po pokoju. Mechanicznie
dolewasz mleka i wsypujesz łyżeczkę cukru. Ponownie siadasz na łóżku i
wpatrujesz się w okno. Kawa jest gorąca i pali w podniebienie i język, ale
pijesz ją łapczywie.
-
No cześć,
co tam porabiasz? Jak leci? Jak w domu? Widzisz, jak my świetnie spędzamy czas?
Widzisz? Zobacz, jacy jesteśmy rozrywkowi. Nie można się z nami nudzić. Jesteś
jakiś dziwny, że nie chcesz się odzywać. Bardzo dziwny. No powiedz coś. Zobacz,
jacy my jesteśmy świetni! Dlaczego taki nie jesteś?! Czemu nie umiesz się
dostosować?!
Ciepły płyn rozpływa się po
ciele, rozgrzewając jego każdą część. Zamykasz oczy i wciągając aromatyczny
zapach kawy, pogrążasz w myślach.
-
No spójrz
na nas! Patrz na nas, do cholery! Nie chcesz patrzeć na takie świetne osoby?!
Haha! Dziwak!
Dziwak! Dziwak!
Twoją głowę zalewa chłodna morska
fala. Czyści każdy kąt umysłu, wyrzucając z niego niepotrzebne myśli. Powoli
plusk wody wypełnia przyjemnie całą przestrzeń. Już nie musisz myśleć. Nie
musisz nawet czuć. Po prostu jesteś.
-
Boli was
tak bardzo to, że do szczęścia nie potrzebuję kogoś takiego jak wy? Boli was
to, że potrafię się zająć sam sobą? Może zazdrościcie, że tak nie umiecie? A
może też chcielibyście posiąść taką wiedzę i umiejętności?
Dźwięki roznoszą się w
przestrzeni, zaglądając w każde miejsce, którego wcześniej nie odwiedziły. Tak,
to ten spokój duszy, który teraz odczuwasz. To ukojenie jest ci potrzebne, aby
wszystko inne przestało istnieć. Każdy głos powoli milknie. Każde wspomnienie
topi się przy kontakcie z morską falą.
Odczuwasz ciepło ciałka istoty,
leżącej za tobą nieruchomo. Przybyła do ciebie z daleka. Nie wiesz dokładnie
skąd. Nigdy się nie odzywała, ale i tak się rozumieliście. Potrzebowała dużo
opieki. Przez tyle lat ją karmiłeś, kąpałeś. Opiekowałeś się, jak własnym
dzieckiem, którego nigdy nie miałeś, choć tak bardzo chciałeś. Z tą jedyną
kobietą, którą…
Istotka miała zostać z tobą na
zawsze. Nie przypuszczałeś nigdy, że kiedyś i tutaj zapuka śmierć? Nie
spodziewałeś się tego tak szybko? Ból był wielki, kiedy dowiedziałeś się o jej nowotworze.
Przecież to oznacza tylko dwie opcje. Szybki koniec, albo powolny koniec.
Wiadome było, że wybierzesz drugą. Jednak, jakim prawem skazujesz tak niewinną
istotę na takie cierpienie? Przybyła tu, choć wiedziała, że nie pożyje długo.
Bo to nie jej miejsce. Ale związaliście się tak bardzo. Z nikim nie byłeś tak
blisko jak z tą prawie umierającą istotką. I nikt tego nie potrafił zrozumieć.
Tej nieopisanej więzi, więzi utrzymywanej gdzieś głęboko w podświadomości. Ta
nić porozumienia bez słów pomogła ci teraz pojąć, że być może czas jest już
naprawdę policzony…
Zastanawiasz się, jak to będzie
bez niej. Kiedyś zastanawiałeś się, co będzie, gdy opuści cię kobieta twojego
życia? Stało się to zbyt nagle, żebyś w ogóle pomyślał, że związek zakończy się
akurat wtedy. Ale miałeś przecież tą wątłą istotkę śpiącą i zmęczoną na twoim
łóżku. Całe twoje życie w jednym miejscu. Cała twoja miłość właśnie umierała.
Wygasała wraz z nią.
W wyobraźni widzisz, że ten kocyk
znika. Że nikt już na łóżku nie leży. Pustka. Głucha pustka. I w głowie i w tym
pokoju.
Tak wygląda koniec. Twoja kobieta
powiedziała ci przy rozstaniu:
-
Pamiętaj, idź za światłem, nigdy za ciemnością.
Ale ona jedyna wiedziała, że to w
największej otchłani ciemności odnajduje się najjaśniejsze światło. Zawsze.
Wszystko inne jest tylko iluzją.
Jeśli zdarzy ci się spać, zawsze
budzisz się w nocy i przypominasz sobie jej słowa. Tylko ty wiesz, że pod nimi
ukrywa się właśnie ta prawda. Tylko w świetle nocy odnajdujesz siebie. Tylko
wtedy wszystko otula ciepły puch prawdy.
Kiedy się budzisz, najpierw
próbujesz wyciszyć umysł i zagłuszyć głosy rozbrzmiewające w głowie bez
przerwy. Potem nastawiasz uszu i uświadamiasz sobie, że słyszysz pukanie. Nigdy
nic potem nie następuje. Jednak w głębi duszy wiesz, że w końcu, którejś
najciemniejszej nocy, kiedy nie będzie na niebie ani jednej gwiazdy, a cienki
księżyc przykryją czarne chmury… tej nocy poza krótkim pukaniem rozlegnie się
mocne uderzenie… Uderzenie, jak siła wzbierająca w żyłach krew. Wyleje się,
wypełni cały pokój. Usłyszysz uderzenie za uderzeniem. Dziwny syk w oddali.
Czyjeś kroki. Na korytarzu. Odbijające się echem. Ponowny stukot. Usłyszysz
szept. Witam państwa. Wielki cień w
twoim pokoju, wślizgujący się tam przez szczelinę przy podłodze… A za drzwiami
czekać będzie Śmierć. Cierpliwa i cicha. Mgła. Czarna mgła przybrana w ludzką
postać. Oczekująca za drzwiami Śmierć. Cierpliwa i milcząca. Wieczna.
Któregoś dnia jej otworzysz. Uratujesz
i siebie i istotę, z którą tak bardzo nie chcesz się rozstać. Lecz nawet w
miłości… trzeba czasem ustąpić… A być może później dane będzie wspólne
dryfowanie po przestworzach świata, których nikt nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić…
_____ _______________________________________________________________
Ona, 1 lipca 2006 - 2 sierpnia 2013
*Sen niezagrożony brzaskiem poranka
Uniósł duszę ponad sklepienie nocy
Żadnego uczucia nie da się z tym porównać
Zamarcie, stan rozkoszy
Uniósł duszę ponad sklepienie nocy
Żadnego uczucia nie da się z tym porównać
Zamarcie, stan rozkoszy
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)