Duchowe realizacje: dary


Duchowe realizacje 

~~*~~
Dary
~~*~~




W kwietniu moją duchową realizacją były pewne – nazwijmy to po imieniu – nadprzyrodzone zdolności, które rozwijają się w człowieku, który skrupulatnie podąża ścieżką duchową. Moja „duchowa ścieżka” zawsze wiodła ku poznaniu całości poprzez indywidualność stworzoną z czystej formy, aby móc poznawać w sposób bezpośredni i pełen bliskiej czułości. To odczuwanie życia zawsze było moim priorytetem, doświadczanie go w całym bogactwie. Później ukazały się kolejne ważne elementy, jak się okazało obecne w moim życiu od małego – potrzeba ekspresji, wyrażania siebie, dawania światu tych cząstek, które jestem w stanie wyrazić. No i dlatego piszę. Jednak nie o tym będzie ten post – a o tym, czego zawsze się bałam i pragnęłam zarazem, a za czym moja droga w pełni nie poszła dotychczas – ponieważ esencją tych stanów (wciąż mowa o nadprzyrodzonych zdolnościach), jest prostota i niewinność umysłu dziecka oraz możliwość obcowania z innymi ludźmi i pomoc im.

Prawda bowiem pokazuje, że wszelkie nasze indywidualne uzdolnienia, pasje, chęci bezinteresownej pomocy, wewnętrzna gotowość do bycia przy innych, ale też możliwość i podejmowanie najróżniejszej pracy – to pomaganie całości stworzenia. Jako człowiek mamy niezwykłą okazję dawać jak najwięcej z siebie, dzielić się i przyjmować od innych to samo co wychodzi od nas. Ta zwrotność jest niezwykle ważna i nie można o niej zapominać. Uczymy się tego od małego, pielęgnowani przez rodziców i rodzinę, wychowawców (nawet jeśli tak nie było, to w umyśle istnieje taka potrzeba, którą później sami chcemy przelać na świat). Oczywiście piękno prostych, dobrych uczynków leży ich naturalności. Nie musimy napinać się, by coś zrobić dla innych i dla świata, bo to wychodzi od nas zupełnie naturalnie. Pomoc, użyczanie swoich umiejętności – to dla nas możliwość realizacji, spełnienia, ale też sprawdzenia siebie i praktyki. Robienie tego w coraz bardziej świadomy sposób będzie owocować znajomością najróżniejszych relacji i większą otwartością na dialog. W obcowaniu ze światem nigdy nie jesteśmy w pełni nauczeni, bo każdy dzień we wspaniały sposób pokazuje zmienność losu i nieprzewidziane następstwo zdarzeń.

Wrócę do zdolności ponaprzeciętnych przypisywanych duchowości. One również są możliwością pomocy i rozwoju jednostki, odkrywaniu głębokich pokładów własnej duszy, umysłu i siły. Obcowanie z energiami natury, jak to czynią szamani, energią człowieka, jak to czynią jogini to nic innego jak wielka moc wewnętrzna, pozwalająca na utrzymywanie nieustannego przepływu harmonii. Daje to też wiedzę o tym, jak wskazywać innym drogę do jej utrzymania, albo raczej – samemu roztaczać ją wokół. Nie da się bowiem szturchać palcem kogoś żeby go nauczyć dyscypliny, ale można sobą pokazać, że to jest możliwe i kiedy stanie się w pełni świadome – zniknie negatywność w stosunku do danego stanu.

Użyłam słowa dyscyplina, bo nie ukrywam, że jest ona potrzebna na ścieżce rozwoju świadomości. Prawda o niej jest o wiele głębsza, niż samo ćwiczenie woli, ciała, umysłu. Przyznam, że nie chce mi się nawet szukać słowa zastępnika do „dyscypliny”, które byłoby łagodniejsze, mniej obarczone skojarzeniami. Jest po prostu tak, że wewnętrzny rygor, zakotwiczenie w swojej jednostkowości i czerpanie siły z tego źródła, pozwoli nam zachować harmonię i to jest właśnie dyscyplina.
Ale teraz powiem coś wyjątkowo paradoksalnego – nie znaczy to, że musimy nieustannie stać na baczność! Wręcz przeciwnie. To wewnętrzna struktura, która jest czystą formą i pozwala na rozmaite doświadczenia, bez powodowania chwiejności swojej czystości, świadomości, skupienia, bez wpadania w zapętlenia. Nie nie stoi na przeszkodzie, żebyś poszedł tańczyć, śpiewać, a nawet używać do woli – rób to ze świadomością. Prawda jest równocześnie taka, że kiedy już zbierzesz doświadczenia z rozmaitych przygód, przestaniesz to robić, może zwrócisz się ku czemuś innemu. Przesyt nie jest wskazany w niczym, ale jeśli tego chcesz – zrób to. Ważnym jest, abyś po „powrocie” do siebie nie odczuł „kaca”, a był świadomy. Jeśli naprawdę wiesz, jaki kształt ma twój wewnętrzny świat, jak chcesz go kreować, nic nie zakłóci tego przepływu, a każde doświadczenie będzie na wagę złota, nawet jeśli zepchnie cię w koleiny. A im więcej świadomości zdobytej na drodze, tym stabilniejsza twoja podstawa i tym pełniejsze bycie w chwili, bycie ze sobą, mieszczenie w sobie całego kosmosu bez uczucia zmęczenia.

Można więc rozwijając się, dotrzeć do wielkich pokładów wewnętrznego świata, które umożliwiają porozumiewanie się z różnymi istotami, podróże astralne, widzenie aury, energii, słyszenie ponadwymiarowe, telepatię, jasnowidzenie, przewidywanie. Bramy do tych zdolności tkwią w wypracowaniu w sobie otwartości, a czasem są otwarte nam z przyrodzenia, tak jak niektórzy mają zdolność do operowania piórem, pędzlem, albo skręcaniem kabelków. Wszelkie zdolności można rozwinąć, ale jeśli nie jesteśmy do tego szczególnie predysponowani, nawet nas tam nie przyciągnie.
Mi przez długą część życia wydawało się, że mogę, że stoję ciągle w przedsionku takich doświadczeń, a zarazem jestem najdalej, bo się ich boję. Niejednokrotnie jednak miałam zdarzenia tego typu i wtedy były dla mnie po prostu doświadczeniem, nawet jeśli z odczuciem strachu, to zachowywałam spokój umysłu i twardość wewnętrzną. Bo prawda jest taka, że to zdarza się ciągle i nazywa się intuicją, podążaniem za intuicją, wglądami w intuicję, dialogiem z intuicją w pokładach świadomości, podświadomości i nadświadomości. Otwarcie na to w naturalny sposób nie wprowadzi do naszego życia duchów i halucynacji – bałam się zawsze, że pomylę zdolności duchowe ze schizofrenią, a przecież różnica tkwi tu tylko w szczegółach nazewnictwa i nauki. 

To otwarcie da jedynie coraz czystszą relację ze samym sobą, całymi liniami naszych przodków, projekcją przyszłości, połączenie z kosmosem i matką naturą. To zadawanie pytań i wypatrywanie znaków w codzienności, a każdy dzień jest wielkim odkryciem, także dla pamięci. Zachęcam do pracy z pamięcią, bo daje to niezwykłą wiedzę o sobie samym, świadomość siebie i umiejscowienie w świecie. Podążanie za tą niezwykłą linią duchowej przynależności pozwala czuć wsparcie całego świata natury i tego co ją okala – rozmaitych energii i kosmosu. Nie jesteśmy sami nigdy, a zarazem zawsze mieścimy tylko w sobie całość. 

Zauważyłam, że takie postrzeganie poszerza świadomość w taki sposób, że kiedy myślimy, mieścimy w sobie naprawdę dużo. Że każde przepływające myśli, nie są jakby uwięzione w małym umyśle, nie kłębią się, ale te kłębki rozwijają się w nieskończoność, a my jesteśmy w stanie za nimi podążać nie gubiąc źródła. I to wszystko w jednym umyśle, odbijającym wielkość świadomości. Dzięki temu codzienność też się poszerzy, ponieważ nie będziemy wpadać w zapętlenia, które zaczynają się w głowie, kiedy plączemy się we własnych myślach i nie czujemy przepływów kreatywności i nie ładujemy się inspiracją. To daje też spokój w głowie, bo uświadom sobie Czytelniku Wspaniały – ile możesz mieć w sobie, ile sobą możesz ogarnąć! Naprawdę. I dalej – komunikując się ze sobą w taki rozbudowany, przejrzysty sposób, docieramy do wiedzy dostępnej wszystkim ludziom, ale ukrytej gdzieś w głębinach zapętlonego umysłu. Świadomością oświetlamy to miejsce i czerpiemy nauki, podążamy za nimi, mamy siłę do działania. Ten świat jest pełen archetypów, starych baśni, przepowiedni, ale też wytwarza nowe jakości dzięki temu, że możemy obcować z nimi teraz, jako osoby urodzone w konkretnej kulturze, konwencji, z określonymi predyspozycjami. To naprawdę wspaniały, godny rozwijania dar.

To wszystko chcę nazwać tym, co uważałam za nadprzyrodzone zdolności, ale niekoniecznie takie, którymi podążamy, jako za najważniejszymi. Są one naturalną konsekwencją rozwoju i mogą służyć innym i nam w rozwoju. Teraz przypomina mi się praca z wahadłami, kamieniami szlachetnymi – to jak najbardziej się w tym mieści, jest jakby darem przypisanym człowiekowi rozwijającemu się, aby mu pomóc w komunikacji z całą istnością i zachęcić do trwania w świadomości.

Powrócę na chwilę jeszcze do bardziej konkretnych unaocznień świata nadprzyrodzonego w życiu realnym. Niejednokrotnie doznawałam stanu zapętlenia z powodu nagromadzenia bodźców, które zupełnie ze mną nie współgrały, wpadałam w takie jakby oszołomienie, wychodziły na powierzchnie lęki – najczęściej związane z tym co wiem i czemu mogę nie podołać. Grunt to z odwagą patrzeć na to, co spycha nas w matnię i na samą matnię, jako naturalny dla umysłu sposób ucieczki od prawdy świadomości. Teraz widzę to z ostrością i dzięki temu czuję się wewnętrznie poszerzona. Kiedy widziałam coś, czego mogło wcale nie być, albo słyszałam glosy pochodzące zapewne z umysłów, odgrywające się jakby w innym wymiarze, ale doświadczane przeze mnie w danej chwili – szukałam spokoju, nie starałam się zrozumieć. 

Teraz również widzę to jako rzeczywiste nakładanie się na siebie wymiarów, wynikające z zaburzenia percepcji czasu. I ogólnie czasu jako takiego, który jest konceptem wytworzonym na ziemi, ale w świecie ducha, tym naprawdę najgłębszym, gdzie mieści się wszystko i wszystkie nici są rozwiązane – czas nie istnieje, wszystkie zdarzenia nakładają się na siebie tworząc unikatową jakość i obrazując naszą linię życia jasno i wyraźnie. Obrazują także zdarzenia, które zaistniały, jakby w odpowiedzi na nasze wewnętrzne wezwania, ludzi, którzy pojawili się w konkretnych celach. Ale nie tylko ludzi, są w tym i zwierzęta i rośliny i społeczności i miejsca. Nic naprawdę nie jest przypadkowe, chociaż często takie się jawi, ponieważ po prostu nie pamiętamy, że tak od zawsze miało być.
Z taką perspektywą mogę modelować swoją rzeczywistość, czyli zachowywać czystość wewnętrzną, trwałość swojego Ja, nawiązywać dialog ze światem i wymiarami, a wszystko to jest dla mnie dostępne.
Człowiek żyje w najbardziej materialnym ze światów. Stopień tej materializacji i też uprzedmiotowienia jest niewyobrażalny, polecam kontemplację tego faktu i dostrzeżenie w nim wielkiej szansy rozwoju. Mam nadzieję, że będę potrafiła tę myśl wyrazić pełniej, póki co są to spostrzeżenia, a nawet wizje obrazujące drogę podążania tego świata, rozwijającego się na naszej planecie, ludzkości, której jesteśmy spadkobiercami. Póki co trwajmy i odkrywajmy sobą, dzięki swojej świadomości, płynność energii, urzeczywistniajmy swoje zamysły i wchodźmy w dialogi. Poszerzają perspektywy, uczą i pokazują, że nie jesteśmy odosobnieni. Nie jesteśmy!
Zwróćcie też uwagę na słowa, ile w nich źródłowego sensu. Im lepiej będziemy dobierać słowa, wyrażając najgłębsze przeczucia i wiedzę – tym łatwiej porozumiemy się ze światem i dostrzeżemy podobieństwo w innych. Jednak to dobieranie słów wiąże się z intuicją, prostotą i niewinnością dziecka, a także wielką mądrością starca. Nie bój się tego, co wiesz, bo wiem, że wiesz i ty też to wiesz. To odczucie głębokie i jawi się jako nienaruszalny głaz, wewnątrz nas, pięknie lśniący w słońcu; kiedy wreszcie odważnie się do niego zbliżysz, już nie tylko przyznając rację jego istnieniu i zechcesz go poznać, wnikniesz w te struktury i okaże się, że i on jest możliwy do nazwania, do wejścia z nim w dialog.
Poczucie harmonii istnieje zawsze, nawet kiedy czujemy się wybici z tego „entuzjazmu”. Trwanie i podróż w głąb siebie to ciągłe budzenie entuzjazmu poprzez doświadczanie i rozpoznawanie znaków w świecie, w śnie, w myślach. To rozplątywanie supełków w umyśle. Przestrzeń wewnętrzna.

Zbliżając się do końca, realizacja tego miesiąca jawi mi się jako szczególnie ważna. Odbyła się bowiem jakby poza moim zasięgiem i mówię to ja – osoba o bardzo silnym poczuciu siebie, indywiduum, co jest nierozłączne z posiadaniem jakiejś „kontroli”. A jednak wiem, że to działo się poza zasięgiem mojej kontroli, bo to jest właśnie ten nurt, ta rzeka, z której biegiem ja podążam, czasem oddalając się, ale zawsze w końcu wracam. Czasem płynę, czasem idę wzdłuż brzegu, a czasem w niej nurkuję. Nawiązuję dialog, a czasem tylko trwam, a czasem zapominam – i wszystkie granice poznania, różnice doświadczenia, zapętlenia – przypominają mi o istnieniu tej najtrwalszej, granicy nie do przejścia – pomiędzy mną, jako ja, a tym wartkim nurtem energii, słońca, świadomości.
Ale zaraz – powiecie – przecież świadomość jest w nas! No właśnie, czy szacunek dla paradoksu jeszcze nie zagości w waszym sercu? Bo powiem wam – ten nurt rzeki jest drogą do domu. Dlatego droga jest też celem, ale nie zawsze i nie na wszystkich płaszczyznach. I dlatego ta rzeka w końcu przestanie przerażać, a stanie się matką, przyjaciółką, ukojeniem, nadzieją i spełnieniem wszystkiego. Można powiedzieć, nic tylko usiąść i być. Usiądź, ale zapewniam cię, że i tak wstaniesz i pójdziesz kawałek dalej, a potem może zechcesz przekroczyć jej nurt, albo popływać i pójdziesz dalej i będziesz co jakiś czas wyruszał. Dlaczego? Nie aby szukać bezmyślnie, podążać za nędznym wypełnieniem chaosu, albo pustki. Pójdziesz, aby poznawać, doświadczać, poszerzać własną świadomość TU NA ZIEMI. Aby móc wyrażać się lepiej i pełniej, komunikować się ze światem i wchodzić w te jego odłamy, których w rzece nie ma.

Pisząc te słowa, pomyślałam, że wpadałam w dualizm – znowu i nieodwracalnie. Ale nie, tak się nie stało. I już mówię dlaczego. Bo nasz nurt wciąż się tworzy i my jesteśmy kontynuacją, każdą nową kroplą, która pojawia się w tej wodzie. Dlatego niektóre zdarzenia współczesności tak kłócą się z tym, co naturalne, piękne i dobre. Kłócą się, ale często pokazują nową perspektywę, dają nowe narzędzia, rozszerzają możliwości, których wcześniej nie było. I każdy z nas, indywidualnie również wkłada coś do tej świętej rzeki. I chyba właśnie po to idziemy, wyruszamy. Chcemy coś dawać, chcemy pomagać, bo przecież tyle dostajemy w zamian, jeśli tylko potrafimy doceniać i okazać wdzięczność.

Podam na to niespodziewany przykład: wyobraź sobie koncert muzyki bardzo powolnej, ciężkiej – doomowej, ale nie o gatunek tu chodzi. Na koncercie jedni stoją, inni siedzą, jedni piją, inni palą, inni po prostu słuchają. Każdy doświadcza wydarzenia jak chce, jak lubi lub jak jego umysł tego pragnie. Siedzi pod ścianą mężczyzna, wyraźnie odurzony nie tylko alkoholem, ale i majestatem dźwięków, które naprawdę wgniatają. Oczy ma przymknięte, jest zatopiony w słuchaniu, ale... wypił ciut za dużo i przysnął. W pewnej chwili otrząsa się, podnosi głowę, uświadamia sobie szybko, że zasnął i to wszystko w takim samym, powolnym spokoju, w jakim rozwija się muzyka. W rytm porusza głową, dalej będąc zasłuchanym, jakby bez żalu do siebie, że upił się i odleciał za bardzo, bo nie mógł doświadczać w całości koncertu. Docenia, to co mógł. I to jest cenne. Nie cofa się w zapętlenie, bo czeka na niego doświadczanie, każda chwila jest ważna, nawet jeśli kilka zostało straconych. To przeminęło i jest teraz.

Zbliżając się już naprawdę do zakończenia, chcę powiedzieć po tym miesiącu doświadczeń, zapętleń, snów i halucynacji :), że to co odbywa się w nas jako poza naszym wglądem jest bardzo cenne i możliwe do uchwycenia. Wystarczy tylko pamiętać o nurcie i przysiadać nad jego brzegiem. Poszerzać swoją świadomość (umysł), aby pomieścić w nim całą rzekę i czerpać z niej lekcje. I prawdopodobnie ryzyko zapętleń i przysypiania stanie się najpierw mniej uciążliwe, a w końcu zniknie, da miejsce dla świadomości. Odkryje ten kamyk, który możemy poznać, a jest ich z pewnością całe mnóstwo. Wiedza o mechanizmach, konwencjach, które wpychają nas w takie umysłowe i życiowe pętelki pozwoli rozpoznawać momenty uwikłania. Doświadczajmy, ale nie wpadajmy w schemat. Twórzmy jego ramy, bądźmy częścią niego, aby móc popłynąć dalej, rozwijać się i swoje umiejętności, dawać światu to co możemy najlepszego. Pomagać – i to też będzie realizacją duchową maja. Pięknie te dwie rzeczy się tu zazębiły. A to dlatego, że świadomość możliwości pomocy i rozwoju i budowania w sobie coraz silniejszego rdzenia jest wspaniałą motywacją do zachowywania świadomości, do tej wewnętrznej dyscypliny. Napotkałam gdzieś kiedyś takie zdanie: póki możesz to musisz. Wiem, że możemy bardzo dużo, w samych sobie jako świadome istoty.

Wrzucisz swój kamyk do rzeki?

Dziękuję Wam za obecność i życzę wytrwałości w tym miesiącu, jak i wszystkich kolejnych. To cenne, że mogę dzielić się w tak prozaiczny sposób tak wielkimi rzeczami, a może właśnie nie – to wskazuje na ich prostotę i małość w obliczu wielkości wszechświata. Tak właśnie jest, i to najpiękniejsze :). Bo ten mały kamyczek, stworzy ogromne fale i ta mała osóbka, siedząca pod drzewem, patrząca na nurt rzeki zrobi coś dla kogoś, dla siebie i rozniesie elementy dobra po świecie. Bo wiem, że wiesz i ty wiesz, że ja wiem, że nie wiemy nic ponadto, bo to jest wszystkim, choć tak drobne i subtelne.




Komentarze