Duchowe realizacje: dźwięk

Duchowe realizacje

~~*~~

Głos – dźwięk – muzyka

~~*~~


Pierwotność dźwięku wobec wszystkich istniejących na Ziemi i we wszechświecie tworów, istot, materialnych i niematerialnych znaków oraz relacji, jest niepodważalna w sposób intuicyjny, instynktowny oraz intelektualny. Oczywiście intelekt, aby stwierdzić o niepodważalności czegoś musi znaleźć czytelne dowody i posiadać solidną argumentację. Nie o niej będę tu pisała (zapraszam do innych postów), ponieważ dowody na pierwotność i istotę dźwięku w życiu i poza nim, są tylko niewielkim stopniem do tego, co otwiera się, gdy już to zaakceptujemy. Intelektualne zapewnienie o tym fakcie jest ważne, żebyśmy mogli zaufać i poddać się intuitywnemu oraz instynktownemu przeczuciu (wynikającemu także z doświadczenia), że tak właśnie jest. 

Nie rozwlekając się zatem – chciałabym opowiedzieć o tym, dlaczego wszystko jest muzyką i co z tego wynika, przypominając o tym, jak ważny jest dźwięk i harmonia w życiu każdego człowieka. Muzyka jest wyrazem tej harmonii, a zarazem chaosem chwili – w której zbierają się niekiedy tak niesynchroniczne dźwięki i raniące uszy tonacje, zgrzyty oraz hałasy. To wszystko jest muzyką. Wiemy jednak, że życiem rządzą paradoksy (paradoks, jak król, jest też nieuniknionym elementem w tak zwanych duchowych podróżach) i jednym z nich jest hasło: wszystko to nic. No i w zasadzie to prawda. Używanie słów każdy, wszystko, ogólnie itd., to trochę kopanie sobie grobu łyżką stołową. Nic poprzez to raczej nie wyjaśnimy. No, chyba że cały czas będziemy świadomi, że słowa są tylko (aż!) formą, którą nakładamy na niektóre fakty, aby oddać pewien ich aspekt. Według mnie aspektem fundamentalnym każdej sprawy, szczególnie dotyczącej życia i szeroko pojętych duchowości, jest właśnie forma. W dodatku nie byle jaka – czysta. Rozważmy więc teraz różne ścieżki, które kryją się pod sformułowaniem wszystko jest muzyką.

Muzyka, jako twórczość jest częścią życia człowieka od dawna. Tam gdzie człowiek, tam i muzyka. Wchodzą w to pojęcia typu: kreatywność, wyobraźnia, wyrażanie siebie, kultura, sztuka. To cały zasób naszego sposobu urzeczywistnienia. A zarazem muzyka jest czymś więcej: pełni tak samo funkcję użytkową, wykorzystywana była i będzie nieustannie także do celów niekoniecznie dobrych. Dlatego nie można jej w gruncie rzeczy wartościować. Wszystko jest muzyką – bez wyjątków i podziałów. Dźwięk zatem, czy byłby dla nas miły czy nie – wciąż pozostanie muzyką. Wyodrębnioną strukturą, przez człowieka. To my jesteśmy w stanie ją słyszeć, podczas gdy zwierzęta choćby, słyszą dźwięki. My zaś, słuchając śpiewu ptaków (i nie tylko, bo także pracy maszyn), jesteśmy w stanie nazwać to muzyką, wyodrębnić melodie. Nagrywać i czynić z dźwięków natury bądź maszyn – muzykę.
Wszystko, co istnieje na świecie może być muzyką, ponieważ to my czynimy nią dźwięki istniejące w całym kosmosie (nie możemy ograniczać się bowiem tylko do kuli ziemskiej, wiadomo, że i wszechświat ma swoje tonacje). Jednak czy słowo MOŻE, nie oznacza JEST muzyką. Jeżeli wszystko nią JEST, to znaczy, że nieustannie wszystkości towarzyszy pewna harmonia, struktura.

Czy na własnym życiu jej nie doświadczamy?
Otóż to, jednostkowe życie – bo tylko o nim możemy coś orzekać, chyba że doświadczamy życia jako niewyodrębnionej części wszechświata (lecz wtedy nic bym nie pisała, ani nie rozważała) – indywidualne życie jest wielką pieśnią. Czasem wplatane są w nią zgrzyty i hałasy, niekiedy całe życie jest hałasem. Ujmując je w takich kategoriach, możemy stwierdzić, że tworzymy (kreacja + umiejętność usłyszenia muzyki z pojedynczych dźwięków) muzykę własnym życiem. I jest to proces nieskończony? Czy w ogóle można to nazwać procesem?
Chyba nie. Jest, to znaczy, że było i wczoraj i będzie jutro? Nie. To znaczy, że jest. W momencie wypowiadania, wszystko jest muzyką. Nie weźmiemy sobie tego sformułowania w ramkę i nie przeanalizujemy go w oderwaniu od tego, co wyraża. Pamiętajmy, że pracujemy teraz na słowach – formach. Te formy tworzą rzeczywistość, o której piszę.

Muzyka najczęściej to zamknięte struktury. Każda pieśń, utwór się kiedyś kończy, nie wybrzmiewa nieustannie. Nawet jeśli to twory otwarte, długie i nastawione na ciągłe uzupełnianie. A tymczasem, wszystko jest muzyką, nie zakłada jakiegoś końca (ba! nawet początku).
Muzyka jest jak strumień świadomości. Doświadczamy jej także w ciszy, jako subtelne drganie powietrza, jako powoli uspokajający się umysł – kiedy ostatnie myśli i wyobrażenia milkną, dając przestrzeń na wybrzmienie równomiernego bicia naszego serca. Muzyką jest jednak tak samo nagromadzenie myśli, bólu, piętrzących się w umyśle, targających całym ciałem, oziębiającym duszę. Wyobraź sobie teraz, że każda chwila (czyli to święte JEST) twojego życia, wypływająca z twojej świadomości, jest częścią muzyki. Jest muzyką, nie bawmy się w cząstki, nie ograniczajmy się. Jaka to muzyka? Jakie to dźwięki?

Słyszysz powtarzający się, irytujący dźwięk – włączysz go do swojego odbioru czy będziesz udawał, że go nie ma? Znudzisz się nim, czy zdenerwujesz na tą powtarzalność? Muzyka nigdy nie będzie dobra, albo zła. Ale zawsze będzie, jak świadomość – zauważana, bądź nie.

I pomyśl teraz Czytelniku, że każdy dźwięk, jaki ty wydasz, stanie się częścią tej muzyki. Nasz głos, święty głos, może tworzyć w przestrzeni piękne harmonie. A mamy w sobie pokłady dźwięków, które tylko czekają aż otworzysz usta i pozwolisz im wypłynąć, tworząc w ten sposób muzykę swojego serca. To naprawdę działa. Oczyszcza i otwiera bramy, których wcześniej nie znaliśmy.

Wszystko jest muzyką wcale nie oznacza, że wszystko musisz uznawać za muzykę. Tylko tyle, że możesz ją dostrzegać. Postawa wobec niej, wobec tych przypadkowo, lub celowo, wywołanych dźwięków, będzie twoim wkładem w całość tego strumienia. Możesz stworzyć coś nowego w samym obcowaniu z muzyką, choćby to był śpiew ptaków. Każda twoja myśl i poruszenie wplączą się w dźwięki natury, będą jej częścią.

Wszystko JEST. Chciałabym w tym miejscu poruszyć jeszcze kwestię teraźniejszości. Od niej wszak wszystko się zaczęło (jakiś rozwój, otwarcie bram, obudzenie samoświadomości). Otóż słowo JEST nie oznacza teraz. Nie musi. I nie trzeba przywiązywać się kajdanami do teraźniejszości. Do teraz. Traktować teraz jak wyrocznię, wywyższając ponad wszystkość. A to, co JEST – nie zna granic. Bo teraz jest uwięzione pomiędzy sekundą temu, a sekundą naprzód. Jest wiecznie powtarzalne i wiecznie uwikłane w relację przeszłość – przyszłość. Jest jak granica, której nigdy nie możemy przekroczyć. Granica dualności, od której postulują uciekać wszystkie nauki duchowe. W teraz, w siebie, w to święte bycie. Oczywiście od dualności nie możemy uciec, przynajmniej w tym znaczeniu ziemskim. Ponieważ to, co tworzy naszą osobę to relacja pomiędzy duszą i ciałem, a cała rzeczywistość tańczy wokół materii i niematerii. To proste fakty, których akceptacja i świadomość pozwalają nam kreować przestrzeń pomiędzy tymi dwoma cechami. 

To teraźniejszość. W tej przestrzeni nieustannie będziemy zderzani z układami 0-1, gdzie coś będzie trzeba przeskakiwać, żeby wydostawać się poza dualności.

To pewien schemat, którym działa nasz umysł. I dlatego muszę powiedzieć: każde teraz jest tylko (lub aż) cegiełką nowej jakości, do naszej całości, do wszystkości. Do tych słów typu wszystko, każdy, ogólny. Do czystej formy. Każde teraz, granica, na którą wskakujemy, aby nie trwać w przeszłości, ani przyszłości (które są trochę nierealnymi bytami), jest tworzoną sztucznie (choć z konieczności), kreacją jakiejś trzeciej jakości (ponad 0-1). Tymczasem wszystko tak naprawdę JEST i nie zna czasowości, ani przestrzenności. Nasze przeżywanie linearne (przeszłość-teraz-przyszłość) to część przeżywanej wszystkości, całości życia (i tego co poza nim). Jakości tworzone z perspektywy teraz, pochodzą z umysłowej świadomości istnienia opozycji (0-1) i przyjęcia postawy wobec nich. Natomiast na szerszym planie, to co osiągamy w teraz, jest jakby nową kroplą spływającą w wodospadzie. A woda jak wiadomo jest świeża i oczyszczająca. Wyjście poza ograniczenia czasowo-przestrzenne, w ujęciu wszystkości, pozwala nam pełniej czuć – przepływ świadomości, muzykę, którą tworzymy nie tylko my, ale i cały świat wokół, łącznie oczywiście z innymi ludźmi. 
 
Muzyka może nas nauczyć obejmowania życia w coraz szerszej skali. Co jeszcze możesz usłyszeć? Dodać do swojej wszystkości? Co stanie się wyrazem czystej formy, jaka wypływa z twojego życia, a następnie skleja się z całością istnienia? Na co się otworzysz i jak poszerzysz swoje postrzeganie – wychodząc poza intelekt, intuicję, instynkt, przestaniesz operować hasłami i słowami, tak gdzie to czucie się liczy, gdzie wszystko po prostu jest i nie oczekuje wyjaśnienia.

Bo przecież także tutaj, na tej stronie, ciągle operuję jakimiś słowami, starając się nadać im najbardziej czystą formę znaczeniową, aby były płynne i dopasowywały się do indywidualnego odbioru świata. A muzyka przecież nie słowami operuje, chociaż często je zawiera. Muzyka to przede wszystkim odczuwanie, które bierze się z obcowania z dźwiękiem. Podążanie za nim to ekspansja, podążanie za czuciem, które z kolei uruchamia kolejne formy i relacje – obrazowe, słowne. Do czego to wszystko dąży ostatecznie?

Jeśli jest sens, żeby mówić o sprawach ducha, to w sposób możliwie jak najczystszy, o formach doświadczania i o świadomości. Jeśli jest sens by mówić o sprawach ducha, to poezją, metaforą. Wszystko inne trafia do intelektu. Chłonny i otwarty umysł łapie i rozkoszuje się umiejętnym ujęciem rzeczy w słowach. W ostateczności jednak, nie znajdzie w tym ukojenia. W tej płynności, podążaniu. Musi stanąć i być kamieniem, którego owiewa wiatr. Być wiatrem, który owiewa kamień. 

Wyjść poza paradoksalne dualności i...
nie być niczym ponadto, czym jesteś. Usłyszeć tylko świst i odpowiedzieć na niego własnym głosem, własną pieśnią – urealnić siebie w dźwięku swojej duszy.



Komentarze