Wielogłosowość, jej zaprzeczenie i kultury na to odzew
„Wielogłosowość, jej zaprzeczenie i kultury na to
odzew”
[…] O! jakże ciekawe
Powody, które rządzą ciała bryłą!
O! jak są różne przed prawdy mistrzynią
Orły… choć wszystkie jeden hałas czynią!
Juliusz Słowacki – Król Duch (
Rapsod I, Pieśń I).
1. Różnorodność, a filozofia
Różnorodność
jaka panuje w świecie zapiera dech w piersiach każdego dnia. Ludzkie twarze
niczym w teatrze przepływają, rozsypując za sobą barwy odpowiadające swoim
cechom. Wielki nieruchomy pochód indywidualności, którego i my jesteśmy
częścią. A jednak – wewnętrznie czujemy Coś podobne nam wszystkim i wkrótce
dajemy temu pierwszeństwo, aby współegzystować, współodczuwać i gromadzić
Piękno świata (i nas samych).
Rosyjski literaturoznawca Michaił
Bachtin na podstawie twórczości Fiodora Dostojewskiego (a szczególnie Zbrodni i kary) wysunął swą słynną tezę
na temat wielogłosowości powieści nowożytnej. Miała ona być – tak jak u
wielkiego rosyjskiego pisarza – głosem wielu. Polifonią. Tak jak w muzyce,
gdzie wiele różnych dźwięków tworzy harmonijny ład, tak też powieść
wielogłosowa łączyła w sobie różnorodność ludzkiej psychiki, poglądów, a także
dowolność w odbiorze tego wszystkiego. Według Bachtina właśnie w
wielogłosowości tkwi sedno. Jak jednak odnieść to do tego Czegoś, co wspólne nam wszystkim, choć często nie zdajemy
sobie z tego sprawy? Czy rzeczywiście to wielogłosowość jest istotą, czy może
słusznie filozofia poszukuje jedności…?
Żeby szukać
odpowiedniej postawy wobec takiego – wydaje się ciężkiego do pogodzenia – stanu
rzeczy, trzeba najpierw zdać sobie sprawę z istnienia takich dróg w sposobie na
życie, a przede wszystkim: sposobie odkrywania jego tajemnic. Co zatem miało
pomóc w owym odkrywaniu? Oczywiście na myśl przychodzi filozofia, czyli
najogólniejsza z dziedzin naukowych i zarazem najważniejsza. Nie bez obawy
używam słowa najważniejsza, wszak często niedoceniana dziś dziedzina niesie ze
sobą jedyną w swoim rodzaju refleksję nad życiem w ogóle, i życiem każdej
jednostki. Bachtin uważał jednak, że filozofia jest zaprzeczeniem
wielogłosowości. W swoim poszukiwaniu ogółu filozofia miała być zaprzeczeniem
tego, co różnorodne nie tylko na świecie, ale i w nas samych, czyli naszej
perspektywy pojmowania i odczytywania rzeczy. Jej refleksja dążyła do
uogólnienia. Złapania sedna zjawisk w konkretnym punkcie – czy to miał być nim
Bóg, Absolut, Natura czy inne nabrzmiałe dostojnością słowa. Była to podstawa
wszelkiego istnienia, bytu. Niektórzy dopatrywali się w niej wody, inni Ognia,
boskiego Absolutu, Pierwszego Poruszyciela. Na gruncie tej najwyższej Istoty
czy też danego Pierwiastka, rozwijać się miało podobieństwo nasze zarówno do
siebie nawzajem, jak i Natury, a nawet Boga (jakkolwiek go rozumiano). Ta
niezwykle silna wewnętrznie łączność pozwalała zatem na penetrowanie sfer
boskości, docieranie do tego ostatniego punktu, scalanie się z nim i
zatapianie. Rozpływanie w boskim Absolucie. Władysław Tatarkiewicz już w
pierwszym akapicie swojej Historii
filozofii pisze:
„Odkąd istnieje nauka, nie ustają
wysiłki, aby wyjść poza rozważania częściowe i objąć w jednej nauce wszystko,
co istnieje; nie ustają próby, by obok nauk specjalnych zbudować naukę, która
da pogląd na świat: ta nauka była i jest nazywana filozofią. To nauka, której
zakres jest zatem z wszystkich nauk najobszerniejszy i pojęcia najogólniejsze.”[1]
Tak właśnie
filozofia w większej ilości swych odłamów, dąży do wzbudzenia w nas poczucia
wspólnoty do pewnych wyższych celów, które niebywale budzą zdolność zacierania
przez nas granic pomiędzy sobą, a drugim człowiekiem. Granic pomiędzy sobą, a
Bogiem, Ideą, Naturą. Współcześnie ludzi żyjących w taki sposób zwie się często
buddystami, albo wyznawcami innej religii wchodu. Jednak jest to zbytnie
uszczuplenie terminu panteizm:
„[…] stąd idea Brahmy – istoty,
duszy wszechświata, absolutu utożsamianego z jaźnią człowieka, jedynego i wszechpotężnego.
Nie była to idea panteizmu, który identyfikuje świat z bóstwem, a świat uważa
za przejaw bóstwa. Według filozofii braminów istnieje tylko Brahma, świat jest
jedynie ułudą. R. Otto nazywa tę koncepcję „teopantyzmem”.”[2]
Panteizm, o którym mowa to
postawa jeszcze bardziej duchowa. Panteistą może być każdy. Odczuwanie duchowej
przynależności do Wielkiej Kosmicznej Rodziny – Prajedni, boskości, Kosmosu i wszystkich stworzeń i ludzi, to cecha
dostępna na wyciągnięcie ręki. Łatwo to sobie wyobrazić na przykładzie naszych
przodków, którzy nie uwzględniając swoich wierzeń, rodzaju religii,
przynależności, najbardziej rozwijali najgłębszą część duszy – prawdziwą,
czystą duchowość.
„Swoją religię nasz przodek
zabierał ze sobą wszędzie; gdy zbierał peyotl, rzeźbił idola, obciosywał twarz
Światowida, w gęstej trawie szukał psilocibe, trzymał w swoich objęciach
kobietę, przytrzymywał drgające nogi ofiarnego cielca, siał, zbierał, modlił
się, to był zawsze jednym z członków Wielkiej Kosmicznej Rodziny.”[3]
2. Mistyczne postawy różnorodność popierające i negujące
Sposób
patrzenia na świat podsuwany nam przez filozofię jest bardzo powszechny i
dotyka najgłębszej części naszej duszy – to szczery, świadomy sposób patrzenia
na świat, który jednakże wciąż ulega podziałom. Jedni bowiem głosili szukanie
jedności, a inni zachowanie indywidualności. Głoszenie tej pierwszej postawy
było powszechne w mistyce niemieckiej, kiedy to kraj zalały fale eckhartyzmu,
który wprawdzie nie był przedstawicielem panteizmu, ale tak został odbierany.
Oceniano go krytycznie ze względu na pewne nieścisłości z wiarą chrześcijańską.
„Panteizm, uznający jedynie byt
boski i introspekcyjna postawa, wedle której byt ten można odnaleźć jedynie na
dnie własnej duszy […]”[4]
Wiara w to
jednak nie przeszkadzała mistrzowi Eckhartowi być głęboko wierzącym
chrześcijaninem, jak i opierać się na pismach teologicznych. Lecz obok ludzi
takich, jak ten słynny mistyk oskarżony o panteizm przez papieża Jana XXII,
żyli także prawdziwi panteiści, przedstawiciele odnowionej tradycji
gnostyckiej. Początek swój wzięli od Dionizego Areopagity, który tak pisał o
nieznanych imionach bożych:
"Jedność sprawczyni
wszystkich innych jedności, substancja nad substancjami - rozum niezrozumiały,
słowo niewysłowione - irracjonalna, bez rozumu, bez nazwy; nie istniejące na
sposób innych egzystencji; początek wszystkich rzeczy - jedność ta wszakże nie
istnieje ponieważ ona jest wyższa nad wszystko co istnieje jak to ona
stwierdza, jedynie tylko o sobie samej w głębokości swego poznania"[5]
W tym samym czasie w krajach
romańskich rozkwitała inna postawa mistyczna, rodząca bunt przeciwko ukrytej
religii Niemiec – panteizmowi. Ci drudzy – mistycy średniowieczni, jak Tomasz z
Kempis, nie opierali świata na boskiej jedności wszelkiego stworzenia, a silnej
jednostce Boga, którego nigdy nie dotkniemy, możemy się z nim tylko zjednoczyć.
A zatem – różnimy się czy tego chcemy czy nie i świat oparty jest na indywidualnościach.
Taka mistyka nazywana mistyką prawowierną, czy też ascetyczną, „szukała tylko
zbliżenia duszy do Boga, Boga zaś i duszę pojmowała wedle dogmatów wiary.”[6]
Tatarkiewicz dodaje jeszcze, że panteistyczna mistyka „odwodziła
niejednokrotnie od prawowiernego poglądu na świat […]”[7]. Bez
dwóch zdań zatem owy pogląd był pewną podstawą do zbudowania na nim innych.
Wierność Bogu miała w tej drodze życia objawiać się poprzez pokorę wobec
Stwórcy. Taka też jest najgłębsza nauka chrześcijaństwa – budowanie w sobie
postawy szczerej i świadomej pokory. Pokory wobec całego stworzenia. Inni
ludzie, zwierzęta, cała Natura istnieją na zasadzie harmonijnego tworzenia
świata. Są tu klasy i podziały, jest hierarchia, panuje dobrobyt i spokój.
Można powiedzieć, że w takim świecie każdy zna swoje miejsce. Główna idea
jednak mówi, aby znać swoje miejsce względem Boga. Nie obnosić się pychą wobec
tego, którego nawet nie znamy. Zwężam bowiem pole widzenia pisząc cały czas Bóg
– wiadomo, że to pojęcie rozszerzać można do nieograniczonych możliwości i w
efekcie otrzymujemy Absolut, Kosmos, może nawet Nicość, Świat Ducha, którego za
życia nigdy nie poznamy. Dlatego trzeba zachować pokorę. Wiedzieć, kiedy można,
a kiedy nie wnikać w nieznane sfery naszej duszy.
Taka postawa jest oparta na
poczuciu indywidualności. I to bardzo głębokim, czasem nawet skrajnie głębokim
– utożsamianiem się z tym kim tak naprawdę nie jesteśmy, z jakąś wyimaginowaną
cechą (byt nieautentyczny, jak powiedziałby Heidegger). Dla prawdziwych
„obrońców indywidualności” panteistyczna wizja na świat była więc najgorszą
zmorą. Jednak czy nie jest prawdą, że każdy chce być odrębnym indywiduum i
posiadać te choćby kilka najprawdziwszych swoich cech, talentów, przyzwyczajeń,
przedmiotów darzonych sentymentem? Prawdziwie pokorna postawa broni się przed
wtargnięciem nań panteizmu, wszechobecnej jedności. Nasz rodzimy poeta Zygmunt
Krasiński jest najlepszym przykładem na ową obronę własnego Ja:
„Krasiński całe życie zmagał się
z tą [panteistyczną] wizją. Była ona dla niego nie do przyjęcia. Fraktalna,
falowa struktura wszechświata, ciągłość materii i ducha, nieskończony obrót
wokół tych samych wzorów, niemożność ucieczki – to urągało chrześcijańskiej
wolnej woli poety. Krasiński pragnął ze wszystkich sił zachować tożsamość i
indywidualizm bytu.”[8]
Szukał więc
Krasiński drogi do Boga, a zarazem dotknąć jej nie mógł – na przeszkodzie stała
mu myśl o jedności, która jak sądził – rozerwałaby go, jego zbudowane i
świadome indywiduum:
„[…] wiatr mógłby rozkraść mnie
na wszystkie strony świata, ponieść cząstki bytu mojego do gwiazd, drugie
rzucić w morze, inne w głąb zakopać, by z nich wyrósł kwiat smętny, kwiat
czarny o brzegach pąsowych.”[9]
Pragnienie zachowania
indywidualności równa się tu pokorze, jaką poeta zachowuje wobec Boga – nie
jako jedność, a ofiara chce zostać wcielony w życie na ziemi. Ofiara
rozćwiartowana, ogołocona. Nie ma tu miejsca na czerpanie radości z wizji
panteistycznej rzeczywistości… Lecz skoro stawiamy na różnorodność – należy
cieszyć się tym tańcem barw. W tym polski arystokrata, pisarz i ekscentryczny
podróżnik – Jan Potocki, znalazł pole do popisu. Jego wiekopomne dzieło Rękopis znaleziony w Saragossie to
czysta zabawa formą, groteska. Co najlepsze, dostrzec można to dopiero po
dowiedzeniu się, że Potocki był zwolennikiem francuskiego, oświeceniowego
materializmu i deistą, a w swojej powieści umieścił najróżniejsze ludzkie
postawy, charaktery i przeplatające się opowiadania. Sama wielorakość
odczytania owego dzieła to hołd złożony w stronę subiektywizmu ludzkiego
poznania i naszej pod tym względem niezaprzeczalnej różnorodności. I czy nie
właśnie wielogłosowość odbioru książki, jak i całego istnienia, jest sednem
ludzkiego życia?
3. Inne spojrzenie na poszukiwaną przez filozofię jedność
Bachtin
zgodziłby się ze wspomnianym sednem ludzkiego życia. Zjednoczeni jesteśmy ze
sobą właśnie w taki sposób, w jaki Potocki skonstruował swoją powieść – w
jednej historii zamknięta jest kolejna i kolejna i jeszcze kilka(naście)
innych, a nasza siła polega na wielogłosowości. Ale oczywiście wielka Filozofia
się pojawiła i zachwiała tym prawowiernym poglądem na świat, próbując nie tyle
scalić wszystko w Jednym, co doprowadzić pewne ruchy do absolutnej
(absurdalnej?) jedności z tym Jednym. Stała się… zaprzeczeniem tego w czym
faktycznie tkwi sedno – w różnorakości odbioru samej filozofii. Każdy bowiem
wybiera swoją duchową postawę i samodzielnie ocenia zjawiska oraz przeprowadza
nad nimi refleksję. Czy nie jest to też przypadkiem dowód na to, dlaczego
dotychczas nie powstała jedna określona filozofia, jedna określona religia?
System, który objąłby cały świat, a może i Wszechświat? Nie było to możliwe
właśnie ze względu na wielogłosowość. Różnice. I nie będzie już nigdy, bo tak
dużo powstało wszelkich odłamów filozofii i religii. Sama duchowość, ta
najgłębsza i najmniej poznana, rodzi przecież pytania – wychodząc już poza
dogmaty i systemy wciąż napotykamy na przeszkodę, na możliwość wyboru – czy
oddam się panteistycznej postawie wobec boskości czy ascetycznej, indywidualistycznej?
Po tym wszystkim, co próbowałam ująć wcześniej, odnoszę wrażenie, że każdy ma w
sobie zalążki zarówno jednej, jak i drugiej postawy. A to obijanie się od
jednej do drugiej to wpadanie w sidła pojęć i zasad.
Tutaj na pomoc przychodzi prawdziwa
filozofia. Wcale nie ta, będąca zaprzeczeniem wielogłosowości, a ta, która
najpierw układa pytania, a następnie szuka na nie odpowiedzi. Odpowiedź zaś
tkwi w Jedności. Czy jednak jest to wciąż ta sama jedność, o której pisałam na
początku? To poszukiwanie tego, co wspólne nie na poziomie empirycznym,
zmysłowym, a intelektualnym – w powstałych systemach filozoficznych i
religiach. Dzięki temu filozofia jako ta, która wyszła naprzeciw teologii, a
raczej jako jej – jak to uwypuklono w średniowieczu – „narzędzie” od strony
intelektu, udowodniła możliwość wyjścia poza dogmaty. O tym, że wszystko może
być jedynie grą słów, barwnym znaczeniowo cyrkiem, a pod słów płachtą jeżyła
się ta Prawda, którą nią zasłonięto. Nasza najgłębsza duchowość. Nazwać można ją
poetycko za mistrzem Eckhartem Pustynią, albo „warownym miasteczkiem duszy”,
albo bardziej filozoficznie i psychologicznie zarazem – ukrytą egzystencją
każdego z nas, prawdziwe Ja, Dasein, bycie tu oto.
„Wspólnota w idei jakiejś całości – tego państwa, tego społeczeństwa,
tej rodziny, tego uniwersytetu. Jeśli w takiej komunikacji osiągam zadowolenie,
to nie jest ono absolutne. Bo jeśli jestem świadomy partykularności mojej
komunikacji, to przez to natrafiam na granice, ogarnia mnie niedosyt.
Zaangażowałem się tylko w pewnym kierunku, jako samo tylko bycie tu oto
(Dasein), jako „ja” w ogóle, jako funkcja jakiejś idealnej całości, jako ten
charakter, a nie jako ja sam.”[10]
A zatem w
momencie, kiedy prawdziwie odczujemy samego siebie, wnikniemy w „swój głąb”,
otwiera się przed nami prawdziwy świat duchowy, ten spoza religijnych nazw i
pojęć. Ten właśnie świat duchowy umożliwia człowiekowi wybór postawy duchowej,
zakorzenionej bardziej w mistyce niż zwykłej religijności. I jak już wcześniej
filozofia dała możliwość ogólnego spojrzenia na religie i systemy, tak też
teraz jej prawdziwe oblicze powinno naświetlić problem natury duchowej i
znaleźć w nim wspólny mianownik. Czy w takim razie wobec Boga, boskości,
wszelkich jej przejawów w świecie, powinniśmy odnosić się z pokorą, pozwalać
sobie na zbliżenie duszy do Niewypowiadalnego, choćby w małym stopniu; czy może
powinniśmy nie tyle zbliżać duszę, co rozpuszczać, zatracać ją w
Niewypowiadalnym, bez oporów łamać granice?
Jednością,
której szuka filozofia jest scalenie tego, co z pozoru przeciwne. Na tym polega
prawdziwa Jedność. Wynika z panującej w świecie harmonii przeciwieństw.
Zaczynając od najprostszych: woda – ogień, dzień – noc, „które paradoksalnie są
niezbędne do stworzenia całości. Pełni”[11],
przez powstanie Życia, jako skutku złączenia tego co męskie z tym co żeńskie.
Poza tym sami bogowie „ jako z samej definicji niemożliwi do opisania są zwykle
przedstawiani jako paradoksalne przeciwieństwa w jedności. Gdzie to całość jest
bóstwem, ale również fragment całości pretenduje do nazwania go Bogiem (np.
Trójca Święta).”[12] Ta wiara, jednak „nie
była zwykłym panteizmem, z którym tak zaciekle walczyli misjonarze na
wszystkich kontynentach.”[13]
Filozofia,
jako nauka pozwalająca wyjść w jak najbardziej ogólne pojęcia i spojrzenia na
świat, właśnie w tym powinna dostrzegać jedność. Różnice bowiem nas otaczają,
ale tylko dzięki nim tworzymy coś wspólnie. Potrzebujemy siebie nawzajem, żeby
do czegoś dojść, zrozumieć, odkryć, nawet jeśli czasem ta nauka ma być
cierpieniem jakiegoś człowieka, na którego miejsce najlepiej dla zobrazowania
postawić Jezusa Chrystusa, niezapominając przy tym, że w naszej
„teraźniejszości mistycznej”, jak ją określa Pyrek, wszyscy nieustannie wraz z
nim dźwigamy krzyż, uczestniczymy w medytacjach z Buddą i poznajemy zakamarki
szamańskich rytuałów.
Skoro więc
wszystko na swej duchowej płaszczyźnie w zaskakujący – i paradoksalny – sposób
się łączy, tak samo połączyć można postawę panteistyczną i ascetyczną. Być może
w taki delikatny sposób, jak robił to mistrz Eckhart, albo zdecydowany, jak Jan
Gerson, albo zupełnie inny – w końcu siła tkwiła i tkwić będzie w
wielogłosowości. Dlatego też nasze własne odkrywanie harmonii przeciwieństw i
przyjmowanie odpowiednich postaw, tak aby nie wpaść w niezrozumiany
panteistyczny zew bez żadnej podstawy, ani ograniczony przez swój zakres
pojmowania bóstwa pokorny i ascetyczny indywidualizm.
4. Wielogłosowość kultury w poszukiwaniu sedna rzeczy
Michaił
Bachtin słusznie zauważył, że świat odbierany jest przez nas wielogłosowo.
Niepotrzebnie jednak usiłował oskarżyć filozofię o zaprzeczanie owej
wielogłosowości. Ta nauka, jak mam nadzieję dowiodłam, niczemu nie przeczy,
tylko scala to co sprzeczne. Nie ogłasza jednolitego systemu, w który wszyscy
powinniśmy wierzyć, tylko zachęca do poszukiwania i budzenia w sobie chęci do
odczuwania harmonii przeciwieństw. Zachęca do spojrzenia na wszystko z dystansu
i uchwycenia życia jako całości stworzonej z różnorodności. Przede wszystkim
zaś – uczy samodzielnego myślenia i pozostawia pole do wysnucia własnych
wniosków na dany temat. W taki też sposób chciałam przebrnąć przez nie tylko
filozoficzno – teologiczne rozterki na temat postawy wobec boskości, ale też
tego odbicie w kulturze, szczególnie w literaturze, gdzie idealnie zarysowane
zostały różnorodności i dążenie, mimo wszystko – do tego, co wspólne w sensie
głębokim i mistycznym. Boskim.
Poeci bowiem, jak przystało na
ludzi szczególnie wrażliwych i przy okazji potrafiących ową wrażliwość wyrazić
na papierze, nieustannie dawali w swych dziełach wyraz drogi przez siebie
obranej. Wybrana przez nich stylistyka i tematy poruszane w dziełach w
najgłębszej odsłonie dotyczą właśnie tych mistycznych, duchowych spraw. W
liście do wspomnianego już Zygmunta Krasińskiego, Juliusz Słowacki pisał:
„[…] jedni muszą być z aniołami,
drudzy z innymi – a reszta policzona do trupów… O tym powiedział mi Bóg czuciem
serca mego – i odpowiedziałem, że tak jest. Zostało mi więc milczenie i
ciemność, i pokora, i modlitwa.”[14]
Te słowa
przypominają mi nie tylko literackie dążenia do Niewypowiadalnego, ale i
filmowe. W dziełach Ingmara Bergmana nieustannie przewija się bowiem motyw
konfrontacji człowieka z Bogiem. Począwszy od słynnej „Siódmej pieczęci”, gdzie
to rycerz gra w szachy… ze śmiercią! Milczenie zaś miało być odpowiedzią –
pełną niemocy – na milczenie Boga w „Gościach wieczerzy pańskiej”. Główny
bohater, ksiądz, stracił moc swojej wiary właśnie przez to, że jak sam zauważył
Bóg jest ciszą. Jak więc wyrazić to,
co samo się nie wyraża? Tylko milczeniem. Milczeniem, być może tak
rozpaczliwym, niczym w wierszach Tadeusza Różewicza, w którym kryje się nasze
człowiecze poszukiwanie kontaktu z Bogiem, absolutnymi wartościami.
Pewną drogą
miało być także utożsamianie się z tym, co jest przejawem Boga w świecie, co
jest nim przesiąknięte. Dlatego też warto przytoczyć pieśń pierwotnego
mieszkańca Australii:
„Jestem dzieckiem Czasu Początków
i Opowieści.
Jestem rzeką delikatnie
śpiewającą.
Swoje pieśni w drodze ku morzu.
Mój duch jest wirującym prochem.
Mirażem, po prostu tańczy.
Jestem orłem, wroną, wężem
pełzającym ku górom
Ja jestem tym krajem.
On jest mną.
Jestem Australią.”[15]
I wciąż nie
jest to zwykły panteizm, a przesycenie wiarą w świętość życia. Skoro więc życie
jest świętością to każdy gest, słowo, akt, postać – dotyka sfery sacrum. Sam
Słowacki w podobny sposób doznał objawienia na skałach Atlantyku w Pornic:
„[…] Tu, gdzie za plecami moimi
palą się złote i srebrne skały nabijane mikowcem, niby tarcze olbrzymie
przyśnione oczom Homera, tu, gdzie odstrzelone słońce oblewa mi płomieniami
ramiona, a w szumie morza słychać ciągły głos pracującego na formę Chaosu […];
nad tymi falami, na które duch mój tyle razy puszczał się w nieświadome
horyzonty, nowych światów szukając […].”[16]
Jedni w poszukiwaniu
Jedności odwoływali się do boskiej natury stworzenia, inni do samej Natury,
jeszcze inni do Boga. I jest to właśnie głos wielu – spojrzenie tak różnych
osobowości oraz perspektyw na to, czego w zasadzie szukamy wszyscy, nawet
mówiąc o tym, że to różnorodność jest sednem rzeczy. Sztuka, literatura, film,
cała kultura, a także każde pojedyncze życie to wyraz harmonijnej
wielogłosowości, której siłą jest Jedność.
[1] W. Tatarkiewicz, „Historia
filozofii”, t. 1, PWN, Warszawa, 1970, s. 1.
[2] Ks. A. Zwoliński, „Wielkie
religie wschodu”, Petrus, Kraków 2008, ss. 71–72.
[3] E. Pyrek, „Inicjacja.
Rzecz o poszukiwaniu wizji”, Wyd. Pegaz, 1996, s. 31.
[4] W. Tatarkiewicz, „Historia
filozofii”, t. 1, PWN, Warszawa, 1970, s. 297.
[5] Pseudo-Dionizy Areopagita,
„O imionach Bożych”, Lublin 1995 (I,1), s. 4.
[6] W. Tatarkiewicz, „Historia
filozofii”, t. 1, PWN, Warszawa, 1970, s. 295.
[7] Tamże.
[8] K. Sipowicz, „Encyklopedia
Polskiej Psychodeli”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa, 2013, s. 64.
[9] Z. Krasiński, „List do
Delfiny Potockiej”, PIW, Warszawa 1980.
[10] K. Jaspers, „Philosophie” [e-book].
[11] E. Pyrek, „Inicjacja.
Rzecz o poszukiwaniu wizji”, Wyd. Pegaz, 1996, s. 41.
[12] Tamże.
[13] Tamże.
[14] J. Słowacki, „Krąg pism
mistycznych”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław, 1997, s. 6.
[15] „Gaja”, kwartalnik
ekologiczny, nr 2/92, s. 6.
[16] J. Słowacki, „Genezis z ducha” [w]:
„Poematy”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1989, s. 277
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)