Krótkie przebłyski świadomości
Być może budzisz się czasem zalany potem, a pustka wokół ciebie i przedmioty raz na jakiś czas przestają być ważne. Czy wiesz w ogóle, kim jesteś i jak znalazłeś się na tej ziemi? Czym jesteś? Twa nieforemna świadomość unosi się gdzieś w przestworzach, jakby nad twoją głową, zmuszając do takich rozmyślań. A ciało… czym jest ciało, kiedy dusza taka niezależna, dryfująca po nieznanych wodach umysłu? Oderwana od rzeczywistości część twojego jestestwa, prawdziwa, jedyna, choć odległa.
Unosisz się wśród tych kosmicznych
dźwięków, widzisz co cię otacza, chociaż to rozmazane fragmenty iluzji.
Miliardy gwiazd, suną wokół ciebie. Nie myślisz nad tym, co mogłoby się
dziać „na zewnątrz”. Właściwie
nawet nie wyobrażasz sobie tego, bo świat zatapia się w duchu, jego istocie,
zanika i przestaje mieć znaczenie. Liczy się „teraz”.
Zaczynasz się tam i kończysz
także tam, w teraźniejszości, wiesz to na pewno. Nic, nic nie dzieje się
bez przyczyny, bo niezmącona wiara w siłę przypadku, nadaje mu realny sens.
Wielka moc, patrząca z otchłani,
niczym oko, wiecznie cię obserwuje. Próbuj ją zwyciężyć. Być może będziesz
jednym z tych, którzy dostrzegą, wykorzystają swoją własną moc do walki.
Unosząc się pośród gwiazd, słuchając
cichego dudnienia, dziwnych głębokich dźwięków unoszących się nad galaktykami,
wiesz, że trafiłeś do samego środka. Esencja otacza cię zewsząd, czujesz się
jakbyś płynął. Płyniesz. W przestworzach, gdzie tylko ty jesteś nieprzemijalną,
jedyną, najważniejszą, niepodważalną jednostką. To ty istniejesz tu
naprawdę. Stan wyższej świadomości. Rozdzielona dusza, która odlatując daleko,
zatraca się w przeżywaniu życia w bardziej oświeconym wymiarze.
Kolory są piękne. Głęboki granat,
pomieszany z czernią i żółtymi, prawie białymi gwiazdkami, unoszącymi się
wokół. Obserwujesz to wszystko, czujesz istnienie w każdym przejawie. Pulsujące życie, jeden wielki
organizm, oddycha wspólnie, bije jednym rytmem. Wiesz, że jesteś częścią tego
organizmu, ale równocześnie doświadczasz wyjątkowego poczucia własnej odrębności,
siły, wybijającej cię ponad.
Ta część twojej duszy odpływa, ale
ty w prawdziwym świecie musisz trwać. Być może przez chwilę odczuwasz coś
podobnego do śmierci. Z jednej strony nie ma cię w ciele, bo przeżywasz nieodkrytą,
wspaniałą podróż w otchłanie kosmosu, a z drugiej, wciąż musisz kontrolować
funkcje życiowe na zewnątrz. Prawdziwa egzystencja. Życie w wiecznym
rozdzieleniu, którego nie możesz poczuć, wśród wszechobecnej pustki, marazmu i
hipnozy społeczeństwa, wmawiającego ci pozorną jedność duszy i ciała. A raczej
– nieistnienie tej duszy.
Ktoś nieustannie dąży do tego, aby
twoja dusza zrosła się z ciałem, aby stanowiły jedność. Żeby człowiek po
śmierci, zamiast wypuszczać swoją psyche do życia „naprawdę”,
umiera razem z ciałem. Los dusz zależy od nas samych. Człowiek zahipnotyzowany
- telewizją, ogłupiającymi wiadomościami, niską kulturą, albo jej brakiem -
umrze wraz z ciałem, bo konsumpcjonizm przylgnie do niego tak trwale, że nic
nie ocali jaźni.
Dusza potrzebuje przestrzeni,
rozwoju duchowego, który pomoże dotknąć jej prawdziwej Esencji życia. Energii,
która wypełnia każdy żywy i martwy organizm na tej ziemi. Tego, co jest wokół i
tego, co było tu kiedyś. Twoja świadomość rośnie z każdym dniem, kiedy żyjąc TU
i TERAZ odczuwasz emocje, dzielisz się nimi, jesteś ich w pełni świadom.
Płynąc przez najpiękniejsze z
otchłanie wszechświata, omijając wielkie konstelacje i małe gwiazdozbiory,
przefruwając pomiędzy nimi niczym ptak szybujący w przestworzach, oceniasz
odległość, na jaką twa dusza uciekła od ciała. Ta cząstka ciebie, która wciąż
jest w ciele, widzi tę barierę bardzo daleko i niepokoi się jej ciągłym
oddalaniem. Materializm ciała pragnie powrotu do normalności i wtłoczenia w
schemat, bo zacznie się niepokoić. Odczuwasz wewnętrzną walkę? Strach przed
wolnością w pełni tego słowa znaczeniu…?
Zmierzyłeś odległość, rzeczywiście
daleko, prawda? Jaką odległość jesteś w stanie jeszcze przebyć? Oddalisz się na
zawsze czy powrócisz do znienawidzonego, ale tak potrzebnego ciała? Do
racjonalnego życia, które wręcz każe ci powracać, formułując w głowie całą
listę rzeczy, dla których masz obowiązek istnieć w wykreowanym przez
kogoś świecie.
Powrót jest bolesny. Tak, bo
ostateczną bitwę wiecznie odkładasz na później, zawierasz rozejm i wracasz, choćby
na chwilę. Na jeden dzień. Zauważasz płynący nieubłaganie czas, choć przed
sekundą wcale go nie czułeś. Czas rani twoją wolność i niezależność, zmuszając
do podporządkowania. Potem następują obowiązki. Koniec unoszenia się w
przestworzach, czas runąć na ziemię, zmierzyć się z życiem z zewnątrz.
Wewnętrzna podróż, jaka by nie była emocjonująca – musi wreszcie dobiec końca.
Nie ma nic przyjemnego w
obserwowaniu tego, co cię otacza, po opuszczeniu swojej sfery duchowej.
Patrzysz na zegarek, zaczynasz się śpieszyć, bo przecież trzeba zrobić to i
tamto. Nuda wpełza pomiędzy słowa, przed oczami pojawia się chęć
załatwienia fizjologicznych potrzeb. Najzwyklejsza z codzienności. Kalendarz,
zegarek, plan dnia. Brutalna rzeczywistość, świat racjonalistów. Czy jesteś w
nim szczęśliwy? Mówią ci, że tak.
Dostrzegasz wieczną bitwę piękna z
brzydotą już idąc na spacer czy kierując się w stronę swojej pracy, czy szkoły.
Dwa światy ścierają się z każdym twoim krokiem. Możesz to dostrzec? Możesz
dostrzec kontrast pomiędzy wielką, betonową, śmierdzącą fabryką, a lasem i
rozległą, zieloną polaną? Twój organizm mówi, abyś szedł do fabryki. Praca,
pieniądze, jedzenie, potrzeby. Wierząc, że te potrzeby – cielesne - są
najważniejsze, idziesz tam. Wiesz, że tak robili ojcowie, dziadkowie,
pradziadkowie i wszyscy inni przed tobą. Ty także musisz. Idziesz pomiędzy syf
i brud dzisiejszego świata, aby zaspokoić ogromne zapotrzebowanie, aby wykonać
w pełni dany schemat, wypełnić szablon. Czujesz się do tego zobowiązany? Może
dlatego, że oglądając hipnotyzującą telewizję, widzisz czarno na białym
konieczność postępowania tak i tak, a całkowitą negację innej postawy.
Robienie komedii ze spraw właściwych, ukrywanie pod makijażem klauna prawd
najwyższych i kluczy do prawdziwego szczęścia. Dzięki tym wspaniałym zabiegom
przestajesz patrzeć na życie, jako coś, dzięki czemu miałbyś poczuć się
szczęśliwym i spełnionym. Wypełniają ci głowę hasłami typu szczęście nie
istnieje, jest ulotne, nietrwałe, albo tanimi reklamami mówiącymi, że to
właśnie taki, a taki przedmiot, taki, a taki człowiek, ma zapewnić ci
szczęście. Czekasz na to, czekasz wytrwale, ale to nie przychodzi. I nie
przyjdzie samo. Rozczarowany?
Rozczarowany tym sposobem życia
oglądasz się za siebie: ten las, ten piękny, zielony las w oddali, wiecznie
istniejący, wciąż czeka. Jednak wiesz, że nie możesz porzucić „życia”,
które narzucili ci inni ludzie, robiąc z ciebie produkt, dołączając do
zmechanizowanej zbiorowości. Gdybyś teraz się wyłamał, próbował uciec do lasu,
oni natychmiast by to zauważyli. Jacy oni? zapytasz. Nie boisz się samego brzmienia tego
słowa? Te głupie sztuczki i narzucanie ludziom masek i pozorów, wtłaczanie ich
w formy, ktoś musiał przecież wymyślić. Czy to istotne, kim są? Czujesz, tylko
w momentach spokojnego dryfowania po odległych fragmentach umysłu, że próbują
cię zniewolić, toczą bitwę pomiędzy twoją pragnącą wolności duszą a ospałym,
leniwym ciałem.
Nie wierz, nie ufaj im. Ufaj sobie.
Teraz stajesz przed wyborem. Albo zostaniesz w miejscu, zlejesz się z nim, albo
oderwiesz duszę, która będzie zwiedzała zaczarowane lasy, a ciałem pozostaniesz
wśród spalin i dymu, aby zaspokajać wizję mocarstw. Okazuje się, że nie przebywanie
w pełni w lesie, tam gdzie natura i dusza żyją w harmonii, uzupełniają się,
także jest formą spędzenia czasu na ziemi. To pomaga w przetrwaniu wszystkich
okropności w szarej, zamurowanej i zabetonowanej rzeczywistości. A dopiero po
śmierci, kiedy twoje ciało ulegnie rozkładowi, zostanie zjedzone przez robaki,
zakopane w ziemi i zapomniane, dusza uleci, wzniesie się ponad betonowe krainy,
ucieknie do pachnącego mchem lasu, zostanie wyzwolona.
Zakończy się wieczna walka pomiędzy
ciałem a duszą, pomiędzy tym, co konieczne, a tym, co jest pragnieniem. Bitwa o
prawdziwe, świadome życie dobiegnie końca, a zwycięzcą zostanie ten, który
nauczy się wznosić poza materialną sferę świata, ograniczającą nasze prawdziwe
potrzeby, naszą umiejętność do bycia szczęśliwym, z którą się rodzimy, a która
jest nam ciągle wydzierana.
Być może nie należysz do osób, które
przegrają bitwę. Być może nie będziesz jednym lub jedną z wielu, którzy dopiero
po śmierci osiągną pełnię szczęścia. Albo wśród takich nieszczęśników,
umierających wraz z ciałem, ponieważ materializm i wypełniająca ich po brzegi
nienawiść sprawiła, że dusza przyrosła do ciała i zapomniała o swoim nadrealnym
powołaniu.
Być może znajdziesz w sobie tyle
odwagi i tyle siły, aby nauczyć się doskonalić przestrzeń duchową, zapominać
raz na jakiś czas o ciele, zapominać o tym, co zostaje ci narzucane. W tej
bitwie jedynymi przegranymi są ci, którzy nie nauczyli się żyć.
Toczysz wieczną walkę z ignorantami,
wciskającymi ci naiwne listy rzeczy, które powinieneś podziwiać, kochać,
szanować, albo nienawidzić. Uczysz się ich na pamięć, myślisz, że to właśnie
słuszne. Zapominasz, iż to część wojny o duszę, a ty zaczynasz działać
przeciwko sobie samemu. Być może nie staniesz się jedną z machin, dopasowanym
do ogółu trybem, wcielonym do ustroju, sekty, własnego otoczenia. Być może uda
ci się wyłamać, zaczniesz realizować się duchowo, staniesz do walki pomiędzy
ciałem a duchem i wygrasz nic innego, jak równowagę.
Tylko równowaga zapewni ci
szczęście. Zadbasz o dobre samopoczucie ciała, aby dusza się w nim nie męczyła,
zadbasz o rozwój wnętrza. Osiągniesz pełnię. Dopełnisz się.
Być
może wygrasz tę bitwę, zyskasz pełne prawo do mówienia o sobie „JA” i
będziesz sobą w pełnym wymiarze, zaczniesz żyć naprawdę,
odrzucisz dodatki podsuwane ci przez otoczenie. Być może… zauważysz wreszcie,
że taka bitwa w ogóle się rozgrywa. Już sama świadomość jej nieustannego
toczenia się od początku twoich narodzin, daje ci szansę na wygraną. Być
może...
Komentarze
Prześlij komentarz
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub uwagami, zapraszam :)